Merimee Prosper - Podwójna omyłka, j. LITERATURA POWSZECHNA

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
PROSPER MÉRIMÉE
Podwójna omyłka
Tłumaczył Tadeusz Żeleński
Boy
2
Zagala mas que las fiores
Blanca, rubia y ojos verdes,
Si piensas sequir amores
Pierdete bien, pues
te pierdes...
4
I
Julia de Chaverny była zamężna mniej więcej od sześciu lat, blisko zaś od półszósta roku
ogarnęła nie tylko niemożliwość kochania swego męża, ale i trudność zachowania dlań jakie-
gokolwiek szacunku.
Ten mąż to nie był lichy człowiek; nie był też ani dureń, ani głupiec. Może jednak było w
nim coś z tego wszystkiego. Sięgając do swoich wspomnień, mogłaby sobie przypomnieć, że
niegdyś zdawał się jej miły; ale obecnie nudził ją. Wszystko było w nim dla niej odpychające.
Jego sposób jedzenia, picia kawy, mówienia przyprawiał ją o nerwowy skurcz. Widywali się i
rozmawiali jedynie przy stole; że jednak jadali z sobą kilka razy na tydzień, to wystarczało,
aby podtrzymać wstręt Julii.
Co do Chaverny’ego był to dość przystojny mężczyzna, nieco zbyt zażywny jak na swój
wiek, rumiany, krwisty. Charakter jego nie był skłonny do owych nieokreślonych niepoko-
jów, które nieraz dręczą ludzi z wyobraźnią. Wierzył święcie, że żona żywi dlań spokojną
przyjaźń (był nadto filozofem., aby sądzić, że go kocha tak jak pierwszego dnia po ślubie), i
to przeświadczenie nie sprawiało mu ani przyjemności, ani przykrości; tak samo pogodziłby
się z przeciwną myślą. Służył kilka lat w kawalerii, ale odziedziczywszy znaczny majątek
zbrzydził sobie życie garnizonowe, wziął dymisję i ożenił się. Objaśnić małżeństwo dwojga
osób, które nie mają ani jednej wspólnej myśli, może się wydać rzeczą dość trudną. Z jednej
strony krewni oraz ci usłużni ludzie, którzy jak Molierowska Frozyna ożeniliby rzeczpospo-
litą wenecką z sułtanem tureckim, zadali sobie wiele trudu, aby ułożyć sprawy finansowe. Z
drugiej strony, Chaverny należał do dobrej rodziny; nie był wówczas zbyt otyły; miał humor,
był w każdym znaczeniu tego słowa tym, co się nazywa dobrym chłopcem. Julia widywała go
z przyjemnością w domu matki, ponieważ rozśmieszał ją anegdotkami, których dowcip
zresztą nie był w dobrym smaku. Lubiła go, bo tańczył z nią na wszystkich balach, bo nigdy
nie zbywało mu na argumentach, aby zatrzymać jej matkę do późna, namówić ją na teatr lub
przejażdżkę do lasku. Wreszcie Julia uważała go za bohatera, bo miał parę pojedynków, w
których znalazł się dzielnie. Ale co rozstrzygnęło o zwycięstwie Chaverny’ego, to opis ko-
czyka, który miał kazać wykonać wedle własnego planu i którym sam miał wozić Julię, gdy-
by mu się zgodziła oddać rękę.
Po kilku miesiącach małżeństwa wszystkie zalety Chayerny’ego wiele straciły ze swej
wartości. Nie tańczył już z żoną, to się rozumie samo przez się. Anegdotki opowiedział już po
kilka razy. Obecnie uważał, że bale przeciągają się zbyt długo. Ziewał w teatrze, a obyczaj
przebierania się wieczorem zdawał mu się nieznośny. Główną jego wadą było lenistwo; gdy-
by się starał być miły, może by mu się to udało; ale przymus wydawał mu się męczarnią: miał
tę wspólność prawie ze wszystkimi otyłymi ludźmi. ,,Świat” nudził go, ponieważ jest się tam
dobrze przyjętym jedynie w stosunku do starań, jakich się dokłada, aby być miłym. Pospolite
uciechy wydawały mu się o wiele ponętniejsze od wszelkiej delikatnej zabawy; aby się wy-
różnić w towarzystwie, które mu odpowiadało, potrzebował jedynie krzyczeć głośniej od in-
nych, co mu nie było trudno przy tak silnych płucach. Poza tym miał tę ambicję, że potrafił
wypić więcej szampańskiego wina niż przeciętny, człowiek, oraz brał z łatwością na koniu
przeszkody na cztery stopy wysokie. Dzięki temu wszystkiemu zażywał sprawiedliwie naby-
tego szacunku wśród owych trudnych do określenia istot, które nazywają się ,,złotą młodzie-
żą”, a od których bulwary nasze roją się około piątej po południu. Polowania, majówki, wy-
ścigi, kawalerskie obiadki, kolacyjki oto były jego ulubione rozrywki. Dwadzieścia razy
dziennie powiadał, że jest najszczęśliwszy z ludzi; za każdym zaś razem, kiedy Julia to sły-
szała, wznosiła oczy do nieba, a usteczka jej przybierały wyraz nieopisanej wzgardy.
Można pojąć, że osoba młoda, ładna i nie kochająca męża musiała być otoczona bardzo
interesownymi hołdami. Ale poza opieką matki, osoby wielce roztropnej, duma Julii – to była
5
jej wada – broniła ją dotąd od pokus świata. Zresztą rozczarowanie małżeńskie, stało się do-
świadczeniem niezbyt nastrajającym do nowych zapałów. Była dumna z tego, że jest przed-
miotem współczucia i że ją wskazują jako wzór rezygnacji. Razem wziąwszy czuła się niemal
szczęśliwa, nie kochała nikogo, a mąż zostawiał jej zupełną swobodę. Zalotność jej (a trzeba
przyznać lubiła po trosze dowodzić, że mąż jej nie zna skarbu, który posiada), zalotność jej,
instynktowna jak u dziecka, łączyła się doskonale z pewnym wzgardliwym chłodem, który
jednak nie był pruderią. Wreszcie umiała być miłą dla wszystkich, ale dla wszystkich jedna-
ko. Obmowa nie mogła znaleźć na niej najmniejszej plamki.
6
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl