Metz Melinda - Roswell w kręgu tajemnic 03 - Pierścień(2), Książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MELINDA METZ
PIERŚCIEŃ
(The Seeker)
Roswell w Kręgu Tajemnic
przełożyła Zuzanna Maj
1.
Hmm... Mogłabym włożyć do niej te zakolanówki, których nigdy nie noszę - mruczała
Maria De Luca, spoglądając na króciutką jasnozieloną sukienkę.
Ale czy nie przestała ich nosić właśnie dlatego, że nikt już nie chodził w zakolanówkach?
Starała się przypomnieć sobie, czy ostatnio widziała w szkole jakąś dziewczynę tak ubraną.
Spojrzała na zegar i potrząsnęła głową.
- Już strasznie późno - szepnęła.
Miała się spotkać z piątką swoich najlepszych przyjaciół we Flying Pepperoni. Jeśli nadal
będzie się tak grzebać, to na pewno nie zdąży.
- A może powinnam włożyć coś niebieskiego - zaczęła znowu mruczeć pod nosem.
Niebieski podkreśli kolor jej oczu. Ale Alex Manes, jej najlepszy kumpel, twierdził, że
faceci kłamią, kiedy zachwycają się kolorem oczu dziewczyn. Maria prychnęła pogardliwie.
Alex pewnie by powiedział, że powinna włożyć na tę okazję przezroczystą sukienkę
i buty na wysokich obcasach.
Może wtedy Michael Guerin wreszcie zwróciłby na nią uwagę. Musisz się do tego
przyznać, pomyślała. Właśnie dlatego spędziłaś całe przedpołudnie przed lustrem, namyślając
się, w co się ubrać, żeby Michael cię zauważył.
Sassafras, kot Marii, wślizgnął się do sypialni i wskoczył na łóżko.
- Hej, Sass, ty pewnie dobrze wiesz, co zrobić, żeby Michael zobaczył we mnie
dziewczynę, prawda? Koty wiedzą wszystko, ale niczego nie chcą zdradzić.
Wzięła do ręki złoty łańcuszek - ten, na którym zawiesiła pierścień znaleziony wczoraj
w centrum handlowym - i okręciła go wokół palca. Pokołysała pierścieniem przed płaską mordką
persa. Sassafras udawał, że go to nie interesuje. Jednak po chwili wyciągnął do przodu łapę.
Maria zobaczyła coś mokrego i czerwonego na poduszeczkach.
- Ty krwawisz! - krzyknęła. Na pewno znowu wszedł w krzaki róży, aby polować tam na
ptaki. Wtedy zawsze wracał podrapany.
Zawiesiła łańcuszek na szyi, żeby jej nie przeszkadzał. Podeszła do parapetu, gdzie stała
doniczka z aloesem, oderwała liść i wycisnęła z niego sok. Podbiegła do łóżka i delikatnie ujęła
łapę kota.
- W ten sposób prędzej się zagoi - pocieszała Sassafrasa. To się stało w chwili, kiedy
palce Marii dotknęły kociej łapy. Przed jej oczami pojawił się nagle drozd. Chciała go złapać.
Poczuła smak mleka w ustach. Było pyszne. Promienie słońca grzały jej plecy. Ktoś drapał ją pod
brodą.
Maria odskoczyła, wypuszczając kocią łapę. Sassafras wskoczył na parapet. Siedział tam,
ruchami ogona dając wyraz swojemu niezadowoleniu.
To było niesamowite, pomyślała. Przez chwilę czułam się tak, jakbym była Sassafrasem.
Jakbyśmy się komunikowali za pomocą telepatii, kot - człowiek.
Maria również usiadła. Była wstrząśnięta. To, co odczuła, dotykając Sassa - wydało jej się
znajome. Takie samo wrażenie jak... jak łączność z jej przyjaciółmi. Łączność, którą potrafili
nawiązywać kosmici - Max i Isabel Evans, no i oczywiście Michael. Pewnego wieczoru, po tym
jak poznała ich tajemnicę, Max zorganizował spotkanie w jaskini. Udało mu się nawiązać tę
niezwykłą łączność pomiędzy Marią, Alexem, Liz Ortecho i trzema kosmitami.
Maria miała wtedy wrażenie, jakby umysły tych sześciu osób zespoliły się. Nie, nie
umysły. Nie mogli czytać w swoich myślach - byli jednak w stanie poznać i zrozumieć się
nawzajem. Połączyły się nasze dusze, uświadomiła sobie Maria.
Tak, jak to się stało pomiędzy nią i Sassafrasem. Co oznaczało, że dusza kota to smak
mleka i dotyk promieni słonecznych na grzbiecie.
Uśmiechnęła się. Liz miałaby niezłą zabawę, gdyby Maria zaczęła jej wmawiać, że
nawiązała łączność z Sassem. Jej przyjaciółka na pewno by przypomniała, że kiedyś Maria była
absolutnie przekonana, że zażywanie wyciągu z miłorzębu poprawi jej iloraz inteligencji. Liz
zrobiła wykres zależności pomiędzy ilością zażytego przez Marię wyciągu a wynikami testów.
Krzywa wyników wznosiła się i opadała, natomiast krzywa poziomu miłorzębu stale pięła się
w górę. Najwyraźniej spekulacje Marii na temat wpływu miłorzębu na IQ nie pokrywały się
z rzeczywistością.
Byłoby nieźle, gdybym rzeczywiście potrafiła nawiązać łączność z Sassafrasem,
pomyślała. Uznała jednak, że teoria Liz Ortecho - na temat wybujałej wyobraźni Marii - była
bardziej prawdopodobna.
- Spróbujmy to zrobić, koteczku - powiedziała, podchodząc znowu do Sassafrasa
z liściem aloesu. - Wycisnę tylko kilka kropli i wszystko będzie dobrze.
Wzięła do ręki łapę zwierzaka i obróciła ją delikatnie. Zaraz, zaraz. Może to inna łapa? Tu
nie było krwi na poduszeczkach. Popatrzyła na drugą łapę - była zupełnie zdrowa. Sprawdziła
obie i nie zauważyła nawet śladu zadrapania.
Wiem, że tam była krew, pomyślała. To nie był wytwór wyobraźni.
A może ja go uleczyłam! Ta myśl kompletnie ją oszołomiła. To byłoby wprost
nadzwyczajne. Leczenie zawsze fascynowało Marię. Jej przyjaciele nie traktowali poważnie
aromaterapii i wytwarzanych przez nią witamin, jednak Maria była przekonana, że jej kuracje
dają dobre rezultaty.
Max, Michael i Isabel posiadali moc uzdrawiania. Kiedy Max uleczył Liz z rany
postrzałowej - co Maria widziała na własne oczy, musiał najpierw nawiązać z ranną łączność.
Może Maria rzeczywiście nawiązała łączność z Sassem i uzdrowiła go.
Ale ty nie jesteś kosmitką, skarciła się w duszy.
Musiała to jeszcze raz przemyśleć, tak jak to zawsze robiła jej nadzwyczaj logiczna
przyjaciółka Liz. Okay, może Sassafras wcale nie miał skaleczonej łapy. Może to był tylko jakiś
czerwony płyn, którego ślady znajdzie na swojej narzucie albo na parapecie. To było jasne,
logiczne wytłumaczenie.
Dziewczyna oparła się o komodę i przejrzała w lustrze.
- Powróciłaś do rzeczywistości - powiedziała do swojego odbicia. Na szczęście nie
przypominała uciekinierki z psychiatryka. Wyglądała zupełnie normalnie.
Tylko że... tylko że coś żarzyło się pod jej cienkim podkoszulkiem. Tuż nad sercem.
Szybko ściągnęła podkoszulek. Ręce jej drżały.
To ten pierścień, uświadomiła sobie. Zdjęła łańcuszek i zsunęła z niego pierścień.
Umieszczony w środku kamień pulsował fioletowo - zielonym światłem.
Po chwili światło przygasło. Maria usiadła na podłodze. Nie byłaby w stanie uczynić
kroku. Trzymała pierścień przed oczami, uważnie oglądając kamień. Przypominał opal,
z tęczowymi odblaskami zieleni i fioletu.
Czy on rzeczywiście się żarzył? Może to było tylko złudzenie optyczne, odbicie lustra?
A może jej słynna wyobraźnia?
Jednak żarzący się kamień był trzecim z kolei niezwykłym przypadkiem. Pierwszy to
nawiązanie łączności z kotem, potem zniknięcie śladów krwi. To za wiele, nawet jak na moją
wyobraźnię, pomyślała Maria.
Liz pewnie by temu zaprzeczyła. Znalazłaby naukowe wytłumaczenie na każde z tych
dziwnych wydarzeń.
Może jestem zbyt podniecona spotkaniem z Michaelem i podniósł mi się poziom
estrogenów, pomyślała Maria. Muszę spytać Liz, czy taki nagły przepływ hormonów może
powodować halucynacje. Bo przecież o to tylko chodzi. O halucynacje.
Prawda?
- Jak myślisz, czy Ray Iburg mógłby być moim ojcem? - spytał Michael Guerin,
wsiadając do jeepa Maxa Evansa.
Czy to nie żałosne? - pomyślał. Nie powiedzieć nawet „cześć”, nie spytać, jak się czuje
Isabel, tylko zacząć od razu opowiadać, jaki jesteś podniecony, ponieważ wczoraj wieczorem
uświadomiłeś sobie, że może będziesz miał tatusia.
Ale Max nie będzie się z niego wyśmiewał. Nawet jeśli pomyśli, że Michael zachowuje
się żałośnie, nie okaże mu tego. A właściwie, to nawet tak nie pomyśli. Był pod tym względem
w porządku - nie tylko dlatego był najlepszym przyjacielem Michaela.
Był jeszcze inny powód. Kiedy jest się jednym z trzech kosmitów na całej Ziemi -
a przynajmniej, kiedy sądzi się, że jest się tylko jednym z trzech, jak to było w dzieciństwie -
przyjaźń z pozostałą dwójką jest nieuchronna. To znaczy z Maxem i jego siostrą, Isabel.
Max zdjął ciemne okulary. Jego niebieskie oczy błyszczały.
- Ja też zadawałem sobie to pytanie - powiedział. - To chyba naturalne. Ray jest jedynym
dorosłym kosmitą, jakiego spotkaliśmy. Mimo to dziwnie jest myśleć o kimś jako o ”moim ojcu”,
chyba że on rzeczywiście jest „moim ojcem”.
Michael w ogóle nie brał pod uwagę możliwości, że Ray mógłby być ojcem Maxa
i Isabel. To nie byłoby w porządku. Oni już mieli dwoje wspaniałych przybranych rodziców.
W przeciwieństwie do Michaela. Kiedy on wydostał się z inkubatora i wyszedł na
pustynię, znalazł go tam farmer i oddał do sierocińca. Od tamtego czasu przerzucano go, jak
piłkę, z jednej rodziny zastępczej do drugiej.
Skończ z tym! - nakazał sobie. Robisz się coraz bardziej żałosny.
- Chyba wiesz, że żadne przepisy nie zabraniają rozmowy podczas prowadzenia pojazdów
mechanicznych - zwrócił się do przyjaciela.
- Co? Aha. - Max wycofał jeepa z podjazdu domu aktualnej rodziny zastępczej Michaela
i ruszył w stronę centrum. - Obaj zanadto wybiegamy do przodu - odezwał się po chwili. - Nie
wiemy nawet, czy Ray pochodzi z tej samej planety co my. Wczoraj wieczorem powiedział tylko,
że też jest kosmitą. On może pochodzić z zupełnie innej galaktyki.
Michael nie pomyślał o tym. Czuł się coraz bardziej przegrany. Dobre i to, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl