Miłosz Czesław - Druga przestrzeń, Książki i poradniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czesław Miłosz
DRUGA PRZESTRZEŃ
I
1) Druga przestrzeń
Z jasnością jarzących się woskowych świec?
I On, podzielny, dla każdego osobny,
Przyjmuje w opłatku jego i ją do wnętrza, w ich własny płomień.
Przesłaniają blask tkaniną swoich mszystomglistych strojów,
Noszą maski z jedwabiu, porcelany, mosiądzu i srebra,
Żeby nie myliły twarze, pospolite.
Krzyżyki na marmurze będą ozdabiać ich groby.
Jakie przestronne niebiańskie pokoje!
Wstępowanie do nich po stopniach z powietrza.
Nad obłokami rajskie wiszące ogrody.
Dusza odrywa się od ciała i szybuje,
Pamięta, że jest wysokość
I jest niskość.
5) Oprawa
La Polognese est un pays marecageux, ou habitent les Juifs.
Polska jest to kraj bagnisty, w którym mieszkają Żydzi.
(Geografia Europy według Franciszkanów; rok 1939)
Czy naprawdę zgubiliśmy wiarę w drugą przestrzeń?
I znikło, przepadło i Niebo, i Piekło?
bez łąk pozaziemskich jak spotkać Zbawienie?
gdzie znajdzie sobie siedzibę związek potępionych?
Tragedii, Patrice, przystoi oprawa
Skał potrzaskanych, piorunowych przepaści.
A ja opisywałem piaszczystą równinę,
Gęsi na miedzy, szarość i nijakość
Kraju, o którym niewiele wiadomo,
Bo jego smutek nie ma rąk ni twarzy.
Płaczmy, lamentujmy po wielkiej utracie.
Porysujmy węglem twarze, rozpuszczajmy włosy.
Błagajmy, niech nam będzie wrócona
Druga przestrzeń.
Musiałem pisać, Patrice. Wezwany
Nakazem albo wyrzutem sumienia,
Starałem się, jak mogłem, w gniewie i niemocy,
Bez wiary, że komuś na świecie potrzebne.
Ty wiesz, jak mocno działają przyczyny
Inne niż miłość piękna. Styl
Nawet zyskuje na takim odstępstwie
Od zaleceń moderny, kiedy rządzi pasja.
2) Późna dojrzałość
Nieprędko, bo dopiero pod dziewięćdziesiątkę, otworzyły się
drzwi we mnie i wszedłem w klarowność poranka.
Czułem, jak oddalają się ode mnie, jeden po drugim,
niby okręty, moje wcześniejsze żywoty razem z ich udręką.
Lekkomyślność – z nią miałem jednak coś wspólnego.
Błyskotki przesłaniały także moją nędzę.
Źle znosiłem zliszajone ściany, brud, śmietniska,
Brzydotę, która jakby woła o nieszczęście.
Ukazywały się, przyznane mojemu rylcowi, kraje, miasta, ogrody,
morskie zatoki, dla opisania ich lepiej niż dawniej.
Nie byłem oddzielony od ludzi, żal i litość nas połączyły
i mówiłem: zapomnieliśmy, że jesteśmy wszyscy dziećmi Króla.
Ale to było dane. Żadna woda
Nie zmyłaby ze mnie stygmatów pamięci.
I trzeba było coś z tym zrobić. Coś zrobić.
Bo przychodzimy stamtąd, gdzie jeszcze nie ma podziału
na Tak i Nie, ani podziału na jest, będzie i było.
6) Werki
Jesteśmy nieszczęśni, bo robimy użytek z mniej niż setnej części
daru, który otrzymaliśmy na naszą długą podróż.
Rożek, bęben i viola, muzykowanie
W domu na górze, między lasami, jesienią.
Widok stamtąd szeroki na zakola rzeki.
Chwile z wczoraj i sprzed wieków: cios miecza, malowanie rzęs
przed lustrem z wygładzonego metalu, śmiertelny strzał
z muszkietu, zderzenie karaweli z rafą mieszkają w nas i czekają
na dopełnienie.
Ciągle jeszcze chciałbym poprawiać ten świat.
Ale myślę głównie o nich, a wszyscy umarli.
I o ich nieznajomej krainie.
Jej geografia, mówi Swedenborg, nie da się przenieść na mapy,
Ponieważ tam każdy jaki był, taki widzi.
A nawet zdarzają się pomyłki, na przykład wędrujesz
I nie wiesz, że już jesteś po drugiej stronie.
Zawsze wiedziałem, że będę robotnikiem w winnicy, tak samo
jak wszyscy ludzie żyjący równocześnie ze mną, świadomi tego
czy nieświadomi.
3) Jeżeli nie ma
Tak i ja, może tylko śnię te rudozłote lasy,
Błysk rzeki, w której pływałem za młodu,
Październik moich wierszy z powietrzem jak wino.
Jeżeli Boga nie ma,
to nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego zasmucać,
opowiadając, że Boga nie ma.
Księża nauczali o zbawieniu i potępieniu,
Mnie nic o tym teraz nie jest wiadomo.
Czułem na ramieniu rękę mego Przewodnika,
Ale on nie wspominał o karze, nie obiecywał nagrody.
4) W Krakowie
Werki pod Wilnem, październik 2000
Na granicy świata i zaświatów, w Krakowie,
Tu tup po wytartych flizach kościołów,
Pokolenie za pokoleniem. Tutaj coś zrozumiałem
Z obyczaju moich sióstr i braci.
Nagość kobiety spotyka się z nagością mężczyzny
I dopełnia siebie swoją drugą połową
Cielesną albo i boską,
Co pewnie stanowi jedno,
Jak nam wyjawia Pieśń nad pieśniami.
I czyż każde z nich nie musi wtulać się w Wiecznie Żyjącego,
W jego zapach jabłek, szafranu, cynamonu, goździków, kadzidła,
W Niego, który jest i który przychodzi
7) Przewaga
Nietrudno mieć nad nimi przewagę, bo nie żyją.
Siedzę z nimi przy stole, jest lato, przed wojną,
Cały pensjonat. Mogę z nimi zrobić
Co zechcę, nawet upamiętnić.
Jaka przewrotna gra szesnastolatka,
Aroganta, z obrzydłej nieśmiałości,
Który tylko milczy, uśmiecha się głupio,
Bo nie dla nich rozmowa o Schopenhauerze.
On chyba nienormalny? Trafne podejrzenie.
W tym zwykle mają rację, skoro „znają życie”,
Czyli strefę podławą pod grzecznym szczebiotem.
Więc teraz władam wami, nieszczęśnicy.
Rzec można, jestem kapelanem cieni.
Ani tu plotek, ni dotknięć miłosnych,
Kiedy słuchacie mojej gorzkiej mowy.
Co by wam przyszło z mego wyjawienia?
I mnie co by przyszło? Stawka: jak się płaci.
Nieraz wam zazdrościłem. Nino, Edku,
Gdybyście mogli zgadnąć coś z moich przeznaczeń,
Lżej by wam może było znieść waszą przeciętność.
Jestem tutaj z pamięcią wielkiego złudzenia.
Nie dumy. Niższy od waszego kręgu
Śmiertelnych monad, hołdowników ciała.
I co mi z tego, że nie cały zginę?
Że pozostawię dzieło, jeżeli rachunek
Niepewny. Nie wiem, może było warto.
Ale naprawdę nie tego ja chciałem.
10) Emigrować
W snach powracają do mnie lata na obczyźnie.
I tylko wtedy wiem, ile cierpiałem.
Nasze minione życie jest zakryte,
Albo zamurowane, jak to robią pszczoły,
Zalepiając woskiem miejsca uszkodzone.
Kto potrafiłby istnieć, zachowując pamięć
Wszystkich poniżeń naszej wyniosłej ambicji,
I pobłażliwych spojrzeń biedaka,
Który myśli, że, tak jak w domu, jest tutaj coś wart?
Gdybym dla młodych układał świadectwo,
Nie wspomniałbym ani słowem o sukcesie.
Który owszem, bywa, i jest gorzki.
11) O starych kobietach
8) Mistrz mego rzemiosła
Niewidzialny, ubrany w za duże dla mnie suknie,
spaceruję udając oderwany umysł.
Pamięci Jarosława Iwaszkiewicza
Jaki to kraj? Żałobnych wiązanek, lęku przed pamiętaniem
jak to było, krzyżów zasługi tracących wartość.
Czy w jego wierszach uwodziły mnie czyste kolory
czy też jego zakochanie w śmierci?
Bo niewątpliwie był zakochany w śmierci.
Ona była prawdą i treścią istnieniowej uługy.
Myślę o was, stare kobiety, które milcząc przebieracie
dni swego życia jak paciorki różańca.
Ona zabiera
różowozłote wieże,
bladozielone marmury,
fioletowe niebiosa,
czerwone pasaże fletów.
Trzeba było wytrwać, wycierpieć, poradzić sobie,
czekać nie czekać, trzeba było.
Zanoszę modły o was do Najwyższego, wspomagany
waszymi twarzami na fotografiach.
Ona ucisza na zawsze krzyk miłosny:
Oby dzień waszej śmierci nie był dniem beznadziei,
ale ufności w przezierające spoza form ziemskich światło.
„W mgłach liliowych pogorzelisk,
Pośród ściernisk i szarości,
Jak plama pomarańczowa
Ognisty krzak twej nagości”.
12) Koleżanka
Szedłem do niej i niosłem nierozwitą różę.
Jechałem, bo to były całe podróże.
* * *
Labiryntami wind, od sztolni do sztolni,
W towarzystwie jakichś dam z fantasmagorii.
Teraz myślę, że w dionizyjskiej słodyczy umierania jest coś
nieskromnego.
Leżąca na dywanie, przyjmowała gości,
Jej szyja jak lelija pierwszej białości.
Przemijanie ludzi i rzeczy nie jest jedyną tajemnicą czasu.
Który wzywa, żeby zwyciężać pokusę naszego poddaństwa.
Niech pan tutaj, powiedziała, przy mnie uklęknie,
Będziemy rozmawiali o dobru i pięknie.
I na samym brzegu otchłani ustawić stół, na nim szklankę, dzban
i dwa jabłka,
Bardzo zdolna, pisywała wiersze grafomańskie.
Było to w innym wieku i w przepadłym państwie.
Żeby uświetniały niedosiężne Teraz.
Nosiła czapkę studencką z wilczymi kłami,
Herbem naszej uczelni wszywanym w aksamit.
9) Pobyt
Na pewno wyszła za mąż, miała trójkę dzieci,
A zresztą kto tam takie szczegóły wyśledzi.
Pobyt w tamtym mieście był podobny do snu,
A sen trwał dużo lat.
Czy ten sen tyle znaczy, że jej pożądałem?
Czy prowadzi mnie litość nad jej byłym ciałem?
Mnie tak naprawdę nic nie obchodziło,
Jak długo słyszałem głos, który dyktował wiersze.
Że zliczam rozsypane jej suche kosteczki,
Ostatni z naszej młodzi, jakby filareckiej?
Taki wynalazłem sposób na życie,
I tak spełniało się moje przeznaczenie.
Jakieś dantejskie w ciemne doły zstępowanie
Gdzieś pod Archangielskiem albo w Kazachstanie?
Niektórym wydawało się, że jestem z nimi,
Dawali więc wiarę moim przebraniom.
Właściwe dla niej miejsce na cmentarzu Rossa,
Ale pewnie zła dola z miasta ją uwiozła.
Wyrzucałem to sobie, bo chciałem być inny:
Prawdomówny, dzielny, szlachetny.
Dlaczego właśnie ona, tego nie rozumiem.
Nawet nie wiem, czy poznałbym ją w miejskim tłumie.
Potem już tylko mówiłem: za wysokie progi,
Jestem i będę krzywy, co komu do tego?
I zapytuję, czemu tak przewrotnie bywa:
Życie mało wyraźne, tylko śmierć prawdziwa.
Żegnaj, Piórewiczówna, nieżądany cieniu
O zapomnianym na zawsze pierwszym imieniu.
13) Lokator
Przyćmiona emulsją i kolorem czasu.
Czy buntowałaś się? Tak, to możliwe.
Wiedzieć dla siebie, nie mówić nikomu
I od nicości ich wierzeń, ich słów
Uchronić mądrość prześmiewczego ciała.
Działo się to w mieście Wilnie, w jakiś czas po czerwcu 1940,
kiedy miasto zostało zajęte przez armię wschodniego sąsiada.
Pewna starsza pani, w trudnościach finansowych, bo państwo,
które wypłacało jej dotychczas emeryturę, upadło, odnajęła
pokój oficerowi, w randze, zdaje się, kapitana.
A ja, czy jestem teraz wyzwolony
Z obrzędów, maszkar, reflektorów balu?
Czy urwałem się prawu, które wciąga mnie
W zastygłe mody, śnięte obyczaje?
Był to duży Rosjanin, bardzo grzeczny, ale najzupełniej małomówny.
Nie sprawiał kłopotu, bo nie przyjmował żadnych gości,
ani kobiet, ani mężczyzn, rano wychodził na służbę, wracał
w ciemności.
Chcę ciebie uratować, piękna nieznajoma.
Razem na wieczne łąki odchodzimy.
Znów jesteś naga i piętnastoletnia,
Trzymam ciebie za rękę, twój przyobiecany.
Pomyśl, że nic się z tego nie będzie,
Co odbyć się miało, że możesz być inna,
Swoja, nie zatrzymana dokładnością losu.
Nie wiadomo, na czym polegała jego służba, być może była z tych,
o których nie opowiada się nikomu.
Nieznane nam pozostanie jego nazwisko i nigdy nie dowiemy się,
co myślał.
16) Wbrew naturze
Możemy jedynie odgadywać, że zmagał się z nieznanym mu
dotychczas przeżyciem, a było nim spotkanie z cywilizacją
zupełnie inną niż ta, w jakiej go wychowano.
Wiele nieszczęść wynikło z mojej wiary w Boga,
Która była częścią moich wyobrażeń o wspaniałości człowieka.
Nauczony, że nie ma Boga ani diabła, zdumiewał się widokiem
tłumów modlących się w kościołach.
Człowiek, nie bacząc na swoją zwierzęcość,
powinien był mieć bogate życie duchowe,
Wynikało z tego gorzkie poczucie daremności ludzkich wierzeń
i próśb zanoszonych przed oblicze Nieobecnego.
Kierować się w postępowaniu pobudkami zaliczanymi
do wzniosłych i szlachetnych.
Jest prawdopodobne, że rozpamiętywał zło, to znaczy cierpienie
zadawane ludziom przez ludzi.
Zasługiwał na szacunek, stając się niemal aniołem.
Jak też zło, za które jest się współodpowiedzialnym, i jaki jest
wtedy obowiązek człowieka, skoro wie, że taki, nie inny, jest
porządek świata?
Taki jego wizerunek znalazłem na stronach literatury romantycznej,
Wspieranej żywotami świętych męczenników.
Jeżeli powiedzieć „nie”, znaczy to samo, co przekląć dzień swego
narodzenia.
A ja? Czy miałem być gorszy? Czy musiałem patrzeć na siebie
jak na istotę podrzędną?
Zastrzelił się którejś nocy i NKWD opieczętowało jego osobiste
rzeczy, jego pistolet nagan i książki.
Niestety, znajdowałem w sobie tylko apetyty dominującego samca,
energicznego plemnika.
Nieprzyzwoitością byłoby powiedzieć, że spotkały go anielskie
chóry, choć czytaliśmy w Ewangelii: „Błogosławieni, którzy
łakną sprawiedliwości”.
Tak naprawdę to chciałem siły i sławy, i kobiet.
Więc zacząłem fabrykować w sobie uczucia miłości i poświęcenia.
Stosowniej będzie zamilczeć o religii, jeżeli zniknął bez śladu
w milleniach planety Ziemi, razem z bezgraniczną liczbą innych,
którzy nie dostąpili pocieszenia.
Tutaj przyda się mała powiastka o Jasiu i Małgosi.
Jaś pragnął Małgosi, ponieważ mieszkała w pałacu
trudno dla niego, chudopachołka, dostępnym.
14) Anioł stróż
Albo dlatego, że wydała mu się pięknością nadziemską,
za wysoką dla niego, brudasa.
Mój anioł stróż przybiera we śnie kształt kobiety.
Nie zawsze tej samej. Wie, że ja, cielesny,
Potrzebuję miłosnego dotyku.
Nie łączymy naszych członków,
Ale jest bliskość i dobre porozumienie.
Małgosia pragnęła Jasia, bo wydał jej się świetniejszy
od innych zalotników.
A właściwie dlatego, że znała swoje defekty
i pochlebiało jej dumie, że ją wybrał.
Nie wierzyłem w obecność aniołów, ale sny się odmieniły.
I kiedy niedawno znalazłem podziemną grotę ze skarbami,
Razem przesuwaliśmy worki, a ja prosiłem
O jeszcze chwilę snu dającego spokój.
Nastąpiło tedy małżeństwo i miłość, która w istocie
była dwiema samotnościami, przyczyniła im obojgu męki,
aż doszło wreszcie do rozwodu.
15) Piękna nieznajoma
Tak być mogło, albo nie.
W każdym razie w sam raz dla mnie byłaby filozofia sceptyczna.
Przed lustrem, naga, podobająca się sobie,
Byłaś naprawdę śliczna, niechby trwał ten moment.
Różowobrunatne tarcze twoich piersi,
Brzuch z czarną kępą, dopiero co wyrosłą.
A zaraz ubierali ciebie w powłóczyste
Koszule, halki, wiotkie suknie z trenem.
Nosiłaś gorset lila, kolor modny,
I na udach podwiązki jak rzemienie zbroi.
Zawieszali na tobie pasma śmiesznych szmat,
Żebyś brała udział w ich teatrze
Udanych szałów, sprośnych niedomówień.
Taka na fotografii zostajesz, niewolna,
Nie przypisująca żadnych wyższych zalet człowiekowi
Ani stworzonemu przez ludzkość Bogu.
Wtedy byłbym w zgodzie z moją naturą.
A ja powtarzam: „Wierzę w Boga” i wiem,
że nie ma na to żadnych usprawiedliwień.
17) Powinienem teraz
20) Wysłuchaj
Powinienem teraz być mądrzejszy, niż byłem.
Ale nie wiem, czy mądrzejszy jestem.
Wysłuchaj mnie, Panie, bo jestem grzesznikiem, a to znaczy,
że nie mam nic prób modlitwy.
Pamięć układa historię wstydów i zachwyceń.
Uchroń mnie od dnia oschłości i niemocy.
Wstydy zamknąłem w sobie, ale chwila zachwytu
pręgą słońca na ścianie, trelem wilgi, twarzą, irysem,
tomikiem wierszy, człowiekiem trwa i powraca w blasku.
Kiedy ano lot jaskółki, ani piwonie, żonkile i irysy na rynku
kwiatowym nie będą dla mnie znakiem Twojej chwały.
Kiedy otoczą mnie szydercy, a ja przeciw ich argumentom
nie potrafię przypomnieć sobie żadnego Twego cudu.
Ta chwila mnie podnosi nad moją ułomność.
Wy, w których się kochałem, zbliżcie się, przebaczcie mi
moje winy z uwagi na moje olśnienie waszą pięknością.
Kiedy wydam się sobie oszustem i szalbierzem, ponieważ biorę
udział w religijnych obrzędach.
Nie byłybyście doskonałe, ale dla mnie ten wykrój brwi,
to pochylenie głowy, ta mowa zalotna a wstrzemięźliwa
mogły należeć tylko do istot doskonałych.
Kiedy Ciebie oskarżę o ustanowienie powszechnego prawa śmierci.
Kiedy już gotów będę pokłonić się przed nicością i życie na ziemi
nazwać diabelskim wodewilem.
Przysięgałem kochać was wiecznie, ale potem
słabło postanowienie.
21) Uczeni
Z migotliwych spojrzeń utkana jest moja tkanina,
nie starczyłoby jej na owinięcie monumentu.
Piękno przyrody jest podejrzane.
No tak, przepych kwiatów.
Nauka dba o pozbawianie nas iluzji.
Nawet nie wiadomo, czemu jej tak na tym zależy.
Walki genów, cechy zapewniające sukces, zysk i strata.
jakim językiem, na Boga, przemawiają ci ludzie
W białych kitlach? Karol Darwin
Czuł przynajmniej wyrzuty sumienia
Ogłaszając swoją teorię, jak mówił, diabelską.
A oni co? ich to przecie pomysł:
Posegregować szczury w osobnych klatkach,
Posegregować ludzi, niektóre ich gatunki
Odpisać na genetyczne straty oraz wytruć.
„Pycha pawia jest chwałą Boga” – pisał William Blake.
Kiedyś cieszyło nam oczy
Bezinteresowne piękno, z samego nadmiaru.
A co nam zostawili? Tylko rachunkowość
Kapitalistycznego przedsiębiorstwa.
Zostałem z nie napisanymi odami na chwałę wielu
kobiet i mężczyzn.
Ich nieporównana dzielność, ofiarność, oddanie
przeminęły razem z nimi, i nikt o nich nie wie.
Nikt nie wie na całą wieczność.
Kiedy o tym myślę, potrzebuję nieśmiertelnego Świadka,
żeby on jeden wiedział i pamiętał.
18) Wysokie tarasy
Wysokie tarasy nad jasnością morza.
Pierwsi w hotelu zeszliśmy na ranne śniadanie.
Daleko, wzdłuż linii horyzontu, manewrują okręty.
22) Przekupnie
W gimnazjum Zygmunta Augusta dzień zaczynaliśmy pieśnią
Kiedy ranne wstają zorze.
Ledwie oczy przetrzeć zdołam,
Wnet do Pana mego wołam,
Do mego Boga na niebie,
I szukam Go koło siebie.
W miejscowości gdzie zdarzył się cud, przekupnie ustawiają swoje
stragany, jeden przy drugim wzdłuż ulicy, którą ciągną pielgrzymi.
Rozkładają swoje towary, dziwiąc się ludzkiej głupocie, która nakazuje
kupować medaliki, krzyżyki, różańce.
Nawet plastikowe butelki w kształcie Matki Boskiej, do trzymania
w nich uzdrawiającej wody.
Całe życie próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie: skąd zło?
Niemożliwe, żeby ludzie tak cierpieli, kiedy Bóg jest na niebie
i koło mnie.
Chorzy na swoich noszach, paralitycy w swoich fotelach
Utwierdzają przekupniów w ich wzgardliwej pewności, że religia jest
samoukojeniem, z łatwo zrozumiałej potrzeby ratunku.
19) Nieprzystosowanie
Zacierają ręce, liczą, uzupełniają swój detal nowymi zapasami
krucyfiksików czy też niklowych krążków z wizerunkami papieży.
Nie nadawałem się do życia gdzie indziej niż w Raju.
Po prostu takie było moje genetyczne nieprzystosowanie.
A pielgrzymi, patrząc na ich twarze, w których czai się ledwo
zauważalny uśmieszek, czują w swojej wierze zagrożeni, niby
dzieci przez dorosłych, posiadaczy niejasno odgadywanego
sekretu.
Na ziemi ukłucie się kolcem róży zmieniało się w ranę, za każdym
razem kiedy za obłok chowało się słońce, czułem smutek.
Udawałem, że jak inni pracuję od rana do wieczora, ale nieobecny,
powierzony niewidzialnym krajom.
23) Kufer
Dla pociechy uciekałem do miejskich parków, żeby patrzeć i wiernie
malować kwiaty i drzewa, ale te z rzeczywistych zamieniały się w
rośliny rajskiego ogrodu.
Może świat został przez Pana Boga po to stworzony, żeby odbijał
się w nieskończonej liczbie oczu istot żywych, albo, co bardziej
prawdopodobne, w nieskończonej liczbie ludzkich świadomości.
Nie pokochałem kobiety moimi pięcioma zmysłami, chciałem
w niej widzieć jedynie siostrę sprzed naszego wygnania.
Także ludzkich fantazji, takich jak moje romantyczne wyobrażenie
lasu w Raudonce, albo moje wyobrażenie piersi panny Poli,
kiedy byłem w niej zakochany.
Religię ceniłem za to, że na tej ziemi bólu
była pieśnią żałobną i proszalną.
Gdzie Pan Bóg chowa te odbicia? Czy ma taki bardzo duży kufer,
w którym przechowuje wszystkie swoje skarby?
Czy też jest ogromnym komputerem, w którym zmieści się
ich bezgraniczna mnogość?
27) Oczy
Może zajmuje się ich przeglądaniem, porównując odbicia z tym,
jak naprawdę było?
Szanowne moje oczy, nie najlepiej z wami.
Dostaję od was rysunek nieostrym,
A jeżeli kolor, to przymglony.
A byłyście wy sforą królewskich ogarów,
Z którymi wyruszałem niegdyś o poranku.
Chwytliwe moje oczy, dużoście widziały
Krajów i miast, wysp i oceanów.
Razem witaliśmy ogromne wschody słońca,
Kiedy szeroki oddech przyzywał do biegu
Po ścieżkach, na których podsychała rosa.
Teraz coście widziały, schowane jest we mnie
I przemienione w pamięć albo sny.
Oddalam się powoli od jarmarku świata
I zauważam w sobie jakby niechęć
Do małpowatych strojów, wrzasków, bicia w bębny.
Co za ulga. Sam na sam, z moim rozmyślaniem
O zasadniczym podobieństwie ludzi
I o drobnym ziarnie ich niepodobieństwa.
Bez oczu, zapatrzony w jeden jasny punkt,
Który rozszerza się i mnie ogarnia.
Podśmiewając się w brodę z mędrków, którzy utrzymywali,
że są tylko te odbicia i nic więcej.
24) „JA”
Przedziwne, siebie kochające Ja, mężczyzn i kobiet, adorujące
siebie w lustrze.
Ile kremów, farbek, pomadek, krochmalu koszul, żeby wydało się
sobie znakomite i zajaśniało.
Ale tuż za nim krzątają się niewidzialne kosmetyczki Czasu, kładą
cienie zmarszczek w kątach oczu, dorysowują ustom wyraz
goryczy.
Posypują popiołem włosy, zmieniają co własne w bezimienną
maskę.
22 VII 2001
Lustro dogasa, oczy ledwo widzą, jak trudno uwierzyć, że dla
aniołów możemy być jednorazowym zdarzeniem, nie cyfrą
w wypełnieniu powszechnego prawa.
28) Notatnik
* * *
* * *
Co można wyrazić? Nic nie można wyrazić.
Ogień pod fajerwerkami. Nastka smaży bliny.
Grudzień. Przed świtem. W wiosce koło Jaszun.
Najniewątpliwiej tamtych dwoje w Raju było jednorazowym
zdarzeniem.
Pomyślcie tylko! Nie podlegać żadnemu prawu przemijania!
* * *
Ani prawu przyczyny i skutku.
Powinienem już umrzeć, a ciągle nie skończona praca.
Ani prawu niezgody między wolą i ciałem.
* * *
Nie było Ja. Było zapatrzenie.
Od ludzkiej mowy od niemych wierszy jak daleko!
Ziemia dopiero co wydobyta z odmętu.
* * *
Trawa jaskrawozielona. Brzeg rzeki, tajemniczy.
Rozpościera się dolina, znaki, światło.
I niebo, na którym słońce znaczy miłość.
* * *
25) Degradacja
Nie byłem silny, Panie,
Żadnego we mnie męstwa.
Wiodłeś mnie nad otchłanie
I nad niepodobieństwa.
Wysokie wyobrażenia o sobie zostają poniżone
spojrzeniem w lustro,
niemocą starości,
wstrzymaniem oddechu w nadziei, że ból
nie powróci.
Na zawsze niedojrzały,
Tylko ja wiem jak śmieszny…
* * *
Niewyczerpana mnogość ludzi poniżonych,
jak też innych istot śmiertelnych,
które to znoszą jakby z większą pokorą:
sokół, którego lot już nie jest dość szybki, żeby dogonić gołębia,
kulejący bocian wygnany wyrokiem odlatującego stada.
Obrót sezonów, zstępowanie w ziemię.
Ciepła dolina żyjących wiecznie.
Przechadzających się nad zielonymi wodami.
Mnie rysują na piersi czerwonym tuszem
Serce i znaki łaskawego przyjęcia.
* * *
Co na to niebieskie moce?
Przechadzają się, patrzą.
Tu my, a tam tak zwane królestwo Natury.
Co gorsze? Świadomość czy brak świadomości?
No tak, żadnego lustra nie mieliśmy w Raju.
Pochwalać. To chyba tylko zostało
Pamiętającemu, który powoli rozważa
Nieszczęście za nieszczęściem i skąd uderzyło.
* * *
26) Wiek nowy
Ci ludzie obok nie wiedzą, jak trudno udawać, że nigdy nic,
normalność.
Ciało nie chce słuchać moich rozkazów.
Przewraca się na równej drodze, trudno mu wejść na schody.
Mam do niego stosunek satyryczny. Wyśmiewam
Sflaczałość mięśni, powłóczenie nogami, ślepotę,
Wszystkie parametry głębokiej starości.
* * *
Kochałem Pana Boga ze wszystkich sił swoich na piaszczystych
drogach przez lasy.
Na szczęście dalej w nocy układam wiersze.
Choć kiedy zapiszę rano, nie mogę później odczytać.
Wspomagają mnie powiększone litery komputera.
Którego doczekałem, co już jest zaletą.
* * *
Gdzie jest pamięć dni, które były twoimi dniami na ziemi,
I sprawiały radość i ból, i były tobie wszechświatem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl