Melissa James - Piękna sąsiadka, E-BOOK - HARLEQUIN, ●Harlequin Romans Duo

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
James Melissa
Piękna sąsiadka
Jennifer March straciła syna. Jej nowego sąsiada,
mężczyznę samotnie wychowującego troje małych
dzieci, porzuciła przed laty żona. Oboje marzą o tym, by
odbudować swoje życie rodzinne. Tylko jak to zrobić?
Może wystarczy odrobina dobrej woli?
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Hinchliff, północna Nowa Południowa Walia, Australia
- Niedobry Timmy! To moje!
- Pocałuj się, Rowdy, w nos!
- Powiem tatusiowi!
- A mów, srajdku, mów - powiedział drwiąco starszy chłopiec. - Myślisz, że tata
się przejmie? Nawet cię nie usłyszy.
Wzdychając ciężko, Jennifer March sięgnęła po patchwor-kową narzutę, którą
szyła. Mieszkające po sąsiedzku dzieciaki znów się kłóciły. Odkąd tydzień temu
wprowadziły się do domu obok, kłóciły się bez przerwy. Już cztery razy kiero-
wała się w stronę furtki, chcąc się przedstawić ich rodzicom, i cztery razy,
słysząc płacz lub krzyki, wracała do siebie.
W małych miasteczkach wszyscy o sobie wszystko wiedzą. Ale ponieważ sama w
przeszłości była obiektem plotek, uznała, że nie będzie zasięgać języka. Poczeka,
aż nowi sąsiedzi sami wpadną do niej z wizytą.
Czekała na próżno. Może nie lubią udzielać się towarzysko? Może nie zamierzają
zaprzyjaźniać się ze swoją jedyną sąsiadką? Może są skryci - w przeciwieństwie
do swoich dzieci, które najchętniej awanturowały się nie we własnych
166
Melissa James
czterech ścianach, lecz przy ogrodzeniu dzielącym obie posiadłości?
Tylko patrzeć, jak zaczniesz łagodzić ich spory, usłyszała wewnętrzny głos.
Przypomniał się jej Mark; tuż przed ich rozstaniem mówił podobne rzeczy.
Niesamowite, że wytrwałaś tydzień. Śmiało, Pollyanno. Idź, wtrąć swoje trzy
grosze. Lubisz wszystkich uszczęśliwiać, prawda? W końcu po to tu przyjechałaś:
żeby po śmierci ciotki Jean pomóc wujowi Joemu odzyskać chęć do życia.
Wzdrygnęła się. Niech się Mark wypcha! Owszem, przyjechała do Hinchliff,
żeby podtrzymać na duchu owdowiałego wuja, lecz także po to, by znaleźć się
jak najdalej od współczujących spojrzeń swoich przyjaciółek i sióstr, które ciągle
rodziły zdrowe dzieci.
Z zadumy wyrwał ją drżący głosik.
- A właśnie, że się przejmie!
Chłopiec miał ze trzy latka, tyle ile Cody. Dziś jej synek miałby pięć.
Czując znajomy ucisk w gardle, wzięła głęboki oddech. Płacz nic nie da; wylała
już morze łez. Do końca życia będzie tęsknić za synkiem, za byciem mamą, ale po
prostu musi się z tym pogodzić.
- Masz rację, Rowdy, tatuś zawsze się przejmuje - oznajmił znużony męski głos.
Jennifer zaintrygowana poderwała głowę.
- Timothy, wstydź się! Prosiłem, żebyś popilnował brata przez pół godziny,
dopóki nie napiszę ogłoszenia, a ty co? Musisz trzylatkowi zabierać jego
ukochany kocyk?
Nie zdołała się powstrzymać. Podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Nie
powinna interesować się życiem
Piękna sąsiadka
167
sąsiadów, ale na nadmiar rozrywki nie mogła narzekać. Odbierała dwa kanały w
telewizji, i to wtedy, gdy nie padał deszcz i wiatr wiał w odpowiednim kierunku.
Kiedy przeprowadziła się z Newcastle, była przerażona: co za okropne zadupie!
Dwa kanały telewizyjne, dwie stacje radiowe i dwa domy na wzgórzu z
widokiem na morze. Dwa identyczne domy, stare, zniszczone, na działkach
Uczących pięć akrów, oba pięćset metrów od plaży i trzy kilometry od
miasteczka.
- Ale koc jest brudny! I śmierdzi. A on wsadzał go sobie do ust. To obrzydliwe,
tato. Tylko popatrz...
Wysoki mężczyzna o ciemnych lśniących włosach, może ciut za długich i
potarganych, położył rękę na ramieniu syna.
- Może obrzydliwe, Tim, ale Rowdy ma dopiero trzy latka. Oddaj mu koc. - Na
moment zamilkł, poruszył nozdrzami. - Faktycznie cuchnie. Jutro wrzucę go do
pralki.
- Słyszałeś, co tatuś powiedział? - zawołał triumfalnie malec. - Oddaj mi koc!
- A masz! Udław się! - Tim pchnął braciszka razem z kocem na ziemię.
- Tata! - Rowdyemu łzy trysnęły z oczu. - Timmy niedobry!
Mężczyzna zgarnął malca w ramiona.
- Tim - znużonym tonem zwrócił się do starszego syna - marsz do swojego
pokoju. I przez kwadrans się z niego nie ruszaj.
- Mogę się nie ruszać. I tak w tej zakichanej dziurze nie ma nic do roboty!
Nienawidzę tego miejsca!
Chłopiec, na oko siedmio- lub ośmioletni, gniewnym
168
Melissa James
krokiem pomaszerował do domu. Mężczyzna wtulił twarz w miękką czuprynę
młodszego syna.
Ten objął ojca za szyję, a po chwili pulchną rączką poklepał po plecach. Dziecko
pociesza dorosłego faceta.
Jennifer ze ściśniętym sercem obserwowała wszystko przez okno. Biedne dzieci,
biedny ojciec. Sprawiał wrażenie równie udręczonego jak one.
- A gdzie matka? - spytała, poruszając bezgłośnie ustami. Było jeszcze trzecie
dziecko, chyba dziewczynka. Ze dwa
lub trzy razy widziała na podwórku nastroszonego blond aniołka o wielkich
niebieskich ślepiach.
Ledwo pomyślała o aniołku, kiedy usłyszała, jak ktoś cichutko pociąga nosem.
Niewiele się zastanawiając, wychyliła się przez okno. Nastroszony blond aniołek
siedział wysoko na drzewie i ssąc brudny kciuk, wpatrywał się w nią z powagą.
Psiakość! Jennifer wystraszyła się. Nigdy nie wspinała się po drzewach; nie
umiała. W dzieciństwie uwielbiała bawić się lalkami. Nie przysparzała rodzicom
kłopotów; ojciec z matką zawsze wiedzieli, gdzie się podziewa i co robi. Ale
matka nie pracowała; była w domu i miała dzieci na oku.
A gdzie matka tej trójki?
Znów się bawisz w Pollyannę?
Ale jak mam pilnować swoich spraw, kiedy...
- Cześć! - zawołała do dziewczynki i próbując ukryć zdenerwowanie,
uśmiechnęła się. - Jestem Jennifer.
Usta dziewczynki zacisnęły się mocniej wokół kciuka. Widać było, że mała boi
się obcych.
- Fajne drzewo, prawda? - trajkotała Jennifer. Wyszedłszy przez okno, powoli
zbliżała się do pnia. Wiedziała, że musi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl