Mistrzyni gry, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powieœci Sidneya Sheldonaw Wydawnictwie AmberMistrzyni ???Spadaj¹ce gwiazdyw przygotowaniu Ody nadejdzie JutroPrze³o¿y³ KRZYSZTOF JENDRZEJCZAK&SREBRNASERIATytu³ orygina³u MASTER OF THE GAMÊAutor ilustracji Chris MooreOpracowanie graficzne IMI design studio / prepressCopyright ©1982 by Sheldon Literary Trust AU rights reservedCover illustration © Chris Moore Used by arrangement with Artists Partners Ltd. (UK)For the Polish edition Copyright © 1992 by Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o.Published in cooperation with Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 83-7082-362-9Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.Warszawa 1994. Wydanie IIDruk: Wojskowa Drukarnia w £odzi90-520 £ódŸ, ul. Gdañska 130, tel./fax 36-86-32Mojemu bratu, Ryszardowi Lwie SercePragnê wyraziæ podziêkowanie pannie Geraldine Hunter za jej niewyczerpan¹ cierpliwoœæ i pomoc w przygotowaniu tego rêkopisu.St¹d wielka namiêtnoœæ pierœ rozpalaj¹ca jest jak w¹¿ Aarona wszystko poch³aniaj¹ca.Alexander Pope „Esej o cz³owieku", List IIDiamenty s¹ odporne na uderzenia do tego stopnia, i¿ ¿elazny miot mo¿e rozpaœæ siê na dwoje, a nawet samo kowad³o mo¿e zostaæ naruszone. Owa¿ niezwyciê¿ona sil¹, opieraj¹ca siê dwóm najgwaltowniejszym ¿ywio³om Natury — ¿elazu i ogniowi, mo¿e wszelako zostaæ z³amana krwi¹ barani¹, ale musi byæ zamoczona we krwi œwie¿ej i cieplej, a wówczas potrzebnych jest wiele uderzeñ.Pliniusz StarszyWielk¹ salê balow¹ wype³nia³y t³umnie duchy bliskich, przyby³e, by œwiêtowaæ jej urodziny. Kate Blackwell obserwowa³a, jak mieszaj¹ siê z ludŸmi z krwi i koœci, i mia³a wra¿enie, jakby granica miêdzy rzeczywistoœci¹ a fantazj¹ zatar³a siê. Przybysze z innych czasów i miejsc sunêli lekko po parkiecie obok niczego nie podejrzewaj¹cych goœci w czarnych smokingach i d³ugich, b³yszcz¹cych sukniach wieczorowych.Na przyjêciu w Cedar Hill House w Dark Harbor w stanie Maine by³o sto osób. „Nie licz¹c duchów" — pomyœla³a Kate.By³a szczup³¹, drobn¹ kobiet¹ o królewskiej postawie, która sprawia³a, ¿e wydawa³a siê wy¿sza ni¿ w rzeczywistoœci. Mia³a twarz, której siê nie zapomina: odziedziczone po szkockich i holenderskich przodkach dumne rysy, jasnoszare oczy i ostro zarysowany podbródek znamionuj¹cy upór. Jej skóra mia³a tê lekk¹ przezroczystoœæ, jak¹ czasem przynosi staroœæ, a siwe w³osy — niegdyœ opadaj¹ce bujn¹ i ciemn¹ kaskad¹ — by³y nadal piêkne.„Nie czujê swoich dziewiêædziesiêciu lat — myœla³a Kate. — Gdzie podzia³y siê te wszystkie lata?" Spojrza³a na tañcz¹ce duchy. „One wiedz¹. By³y ze mn¹. By³y czêœci¹ tych lat, czêœci¹ mojego ¿ycia". Zobaczy³a Bandê; jego dumn¹, czarn¹ twarz rozjaœnion¹ w uœmiechu. I zobaczy³a te¿ Davida, kochanego Davida; wysokiego, m³odego i przystojnego — wygl¹daj¹cego tak jak wtedy, gdy siê w nim zakocha³a. Uœmiecha³ siê do niej. „Ju¿ wkrótce, kochanie, ju¿ wkrótce" — pomyœla³a. Ogarn¹³ j¹ smutek, ¿e David nie do¿y³ tych dni, by móc cieszyæ siê swoim prawnukiem.Kate przebieg³a wzrokiem po wielkiej sali i spostrzeg³a go. Sta³ przy orkiestrze, obserwuj¹c muzyków. By³ uderzaj¹co ³adnym,11jasnow³osym, prawie ju¿ oœmioletnim ch³opcem, ubranym w aksamitn¹ marynarkê i spodnie w szkock¹ kratê. Robert by³ wiern¹ kopi¹ swojego pradziadka Jamiego McGregora, którego portret wisia³ nad marmurowym kominkiem. Jakby czuj¹c na sobie jej wzrok, ch³opiec odwróci³ siê i Kate przywo³a³a go do siebie skinieniem rêki. W tym samym momencie wspania³y, dwudziestokaratowy diament, który sto lat temu wygrzeba³ z piaszczystej pla¿y jej ojciec, rozb³ysn¹³ w blasku kryszta³owego ¿yrandola. Kate z przyjemnoœci¹ patrzy³a, jak Robert zbli¿a siê do niej, zrêcznie omijaj¹c tancerzy.„Jestem przesz³oœci¹ — pomyœla³a. — On jest przysz³oœci¹. Mój prawnuk przejmie kiedyœ firmê Kruger-Brent". Kiedy stan¹³ przy niej, zrobi³a mu miejsce obok siebie.— Czy dobrze siê bawisz, babciu? — spyta³.— Tak. Dziêkujê, Robercie.— Orkiestra jest wspania³a, a dyrygent naprawdê ob³êdny. Przez chwilê patrzy³a na niego skonfundowana, a potem jej twarzsiê rozjaœni³a.— Ach, domyœlam siê, i¿ chodzi ci o to, ¿e jest dobry. Robert uœmiechn¹³ siê do niej szeroko.— Jasne — odpar³, po czym doda³: — Wiesz, babciu, nie wygl¹dasz na dziewiêædziesi¹tkê.Kate Blackwell rozeœmia³a siê.— To tylko wtedy, gdy jestem z tob¹, nie czujê, ¿e mam tyle lat. Niepostrze¿enie wsun¹³ w jej d³oñ swoj¹ i siedzieli teraz w b³ogimmilczeniu; ró¿nica osiemdziesiêciu dwu lat dawa³a im poczucie beztroskiej przyjaŸni. Kate odwróci³a siê, by spojrzeæ na tañcz¹c¹ w³aœnie wnuczkê. Ona i jej m¹¿ stanowili bez w¹tpienia naj³adniejsz¹ parê na parkiecie.Matka Roberta zobaczy³a syna i babciê siedz¹cych obok siebie i pomyœla³a: „Co za zdumiewaj¹ca kobieta. Ona w ogóle siê nie starzeje. Nikt by nie zgad³, ile naprawdê prze¿y³a".Muzyka ucich³a i dyrygent zapowiedzia³ wystêp Roberta:— Panie i panowie! Z przyjemnoœci¹ przedstawiam wam m³odego mistrza Roberta.Ch³opiec puœci³ rêkê prababci, wsta³ i podszed³ do fortepianu. Gdy usiad³, jego twarz przybra³a powa¿ny i skupiony wyraz. Po chwili dotkn¹³ palcami klawiatury i zacz¹³ graæ Skriabina, a by³o to tak, jakby œwiat³o ksiê¿yca ko³ysa³o siê na wodzie.„Jest geniuszem — pomyœla³a jego matka. — Wyroœnie na wielkiego muzyka". Nie by³ ju¿ jej dzieckiem; nale¿a³ do œwiata. Gdy Robert skoñczy³, rozleg³y siê gor¹ce i szczere oklaski.12Obiad na œwie¿ym powietrzu podano wczeœniej. Ogromny i piêknie zadbany ogród zosta³ uroczyœcie udekorowany kolorowymi lampionami, wst¹¿kami i balonikami. Muzycy grali na tarasie, podczas gdy s³u¿¹ce i lokaje uwijali siê wokó³ sto³ów sprawnie i dyskretnie, dbaj¹c o to, aby kieliszki typu Baccarat i talerze z zastawy Limoges nie by³y puste. Odczytano telegram od prezydenta Stanów Zjednoczonych. Sêdzia S¹du Najwy¿szego wzniós³ toast na czeœæ Kate. Gubernator wyg³osi³ mowê pochwaln¹:— Jedna z najwybitniejszych kobiet w historii tego narodu. Dotacje Kate Blackwell dla setek instytucji charytatywnych na ca³ym œwiecie owiane s¹ ju¿ legend¹. Fundacja Blackwell przyczynia³a siê i przyczynia do poprawy warunków bytu ludzi w ponad piêædziesiêciu krajach. Parafrazuj¹c œwiêtej pamiêci sir Winstona Churchilla, mo¿na powiedzieæ, ¿e nigdy jeszcze tak wielu nie zawdziêcza³o tak wiele jednej osobie. Mia³em i mam zaszczyt znaæ Kate Blackwell...„Do diab³a! — pomyœla³a Kate. — Nikt mnie nie zna. Brzmi to tak, jakby mówi³ o kimœ œwiêtym. Co by ci wszyscy ludzie powiedzieli, gdyby znali prawdziw¹ Kate Blackwell? Sp³odzon¹ przez z³odzieja, porwan¹ przed ukoñczeniem pierwszego roku ¿ycia. Co by pomyœleli, gdyby pokaza³a im na swoim ciele te wszystkie blizny po kulach?"Odwróci³a g³owê i spojrza³a na mê¿czyznê, który kiedyœ usi³owa³ j¹ zabiæ. A potem jej wzrok spocz¹³ na postaci trzymaj¹cej siê w cieniu, z twarz¹ zakryt¹ woalk¹. Poprzez nap³ywaj¹ce z oddali odg³osy burzy Kate us³ysza³a, jak gubernator koñczy sw¹ mowê i zapowiada jej wyst¹pienie. Wsta³a wiêc i objê³a wzrokiem zgromadzonych goœci. Gdy zaczê³a mówiæ, jej g³os zabrzmia³ stanowczo i dobitnie.— ¯y³am d³u¿ej ni¿ ka¿de z was. Jak powiedzieliby dziœ m³odzi: „Nie jest to a¿ tak wielka sprawa". Ale ja cieszê siê, ¿e do¿y³am tego wieku, poniewa¿ w innym wypadku nie mog³abym spotkaæ siê tutaj z wami wszystkimi, drodzy przyjaciele. Wiem, ¿e niektórzy z was przybyli z dalekich krajów, by tego wieczoru byæ ze mn¹, i zapewne czuj¹ siê zmêczeni podró¿¹. By³oby nieuczciwe, gdybym od ka¿dego z was wymaga³a mojej energii.Rozleg³ siê gromki, serdeczny œmiech i oklaski.— Dziêkujê wam za ten piêkny wieczór, który na zawsze zachowam w pamiêci. Dla tych, którzy chcieliby ju¿ odpocz¹æ, pokoje s¹ przygotowane. Pozosta³ych zapraszam na tañce do sali balowej. —13Zagrzmia³o. Odg³osy burzy stawa³y siê coraz donoœniejsze. — Proponujê, abyœmy przenieœli siê do domu, zanim nabawimy siê kataru podczas jednej z tych naszych s³ynnych burz w Maine.K iedy przyjêcie siê skoñczy³o i goœcie udali siê na spoczynek, Kate pozosta³a sama ze swoimi duchami. Siedz¹c w bibliotece i wracaj¹c pamiêci¹ do przesz³oœci, poczu³a nag³e przygnêbienie. „Nie ma ju¿ nikogo, kto by mnie nazywa³ Kate — myœla³a. — Wszyscy odeszli". Jej œwiat skurczy³ siê. Czy to nie Longfellow powiedzia³: „Liœcie pamiêci posêpnie szeleszcz¹ w ciemnoœci"? Niebawem bêdzie wchodziæ do œwiata ciemnoœci, ale jeszcze nie teraz. „Nadal nie zrobi³am najwa¿niejszej rzeczy w mym ¿yciu — pomyœla³a. — B¹dŸ cierpliwy, Davidzie. Wkrótce bêdê ju¿ z tob¹".— Babciu...Kate otworzy³a oczy. Jej rodzina znajdowa³a siê w pokoju. Patrzy³a teraz na wszystkich po kolei oczyma, które jak bezlitosna kamera nie pomija³y ¿adnego szczegó³u. „Moja rodzina — pomyœla³a Kate. — Moja nieœmiertelnoœæ. Morderczyni — postaæ groteskowa i umys³owo chory. Ponure tajemnice Blackwellów. Czy tak mia³yby siê skoñczyæ te wszystkie lata nadziei, bólu i cierpienia?"Obok niej stanê³a wnuczka.— Nic ci nie jest, babciu? — spyta³a.— Czujê siê trochê zmêczona, moje dziecko — odpar³a Kate. — S¹dzê, ¿e ju¿ czas, abym posz³a do ³ó¿ka. — Wsta³a i skierowa³a siê ku schodom, a wtedy rozleg³ siê gwa³towny huk gromu i burza rozszala³a siê na dobre. Strugi deszczu z wœciek³oœci¹ uderza³y o szyby.Ca³a rodzina patrzy³a, jak starsza pani wchodzi po schodach, dumna i wyprostowana. Gdy by³a ju¿ na górze, b³yskawica przeszy³a niebo i w kilka sekund póŸniej rozleg³ siê znów gwa³towny huk. Kate Blackwell odwróci³a siê.— W Afryce Po³udniowej nazywaliœmy to donderstorm — powiedzia³a g³osem, w którym s³ychaæ by³o akcent jej przodków.Przesz³oœæ i teraŸniejszoœæ zaczê³y ponownie zlewaæ siê w jedn¹ ca³oœæ, gdy sz³a korytarzem do sypialni, otoczona znajomymi, dobrymi duchami.— Chryste Panie! To prawdziwy donderstorm\ — powiedzia³• Jamie McGregor.Wzrasta³ na Pogórzu Szkockim wœród dzikich burz, ale nigdy nie by³ œwiadkiem czegoœ równie gwa³townego. Popo³udniowe niebo pokry³o siê ogromnym... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl