McMahon Barbara - Wesołych Świąt, E-book PL, Romans, McMahon Barbara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Barbara McMahon
Wesołych
świąt
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Jakiś kowboj domaga się spotkania z tobą. I jeśli nie oznacza
to kłopotów, to ja nie wiem nic o mężczyznach - rzuciła Annalise
dramatycznym szeptem.
Przez chwilę Deb wpatrywała się w swoją asystentkę. Annalise
spotykała się z mężczyznami pięć, a czasem sześć razy w tygodniu.
Za każdym razem z innym. Tak więc na pewno wiedziała o męż
czyznach wszystko. Wiedziała również, że jej szefowa pracowała
właśnie nad niezwykle ważną analizą finansową i że nie wolno było
jej przeszkadzać.
- Kowboj? - spytała cicho Deb.
- Coś w tym rodzaju. Naprawdę! Kiedy poprosił o spotkanie
z tobą i kiedy odparłam, że jesteś strasznie zajęta, przechylił się
przez moje biurko, spojrzał mi prosto w oczy i powiedział, że może
zaczekać. Wprost ciarki przebiegły mi po plecach, mówią ci.
Deb zmarszczyła czoło i wstała. Pomału podeszła do drzwi.
- Czy powiedział, czemu chce widzieć się ze mną? - spytała.
- Nie... - Annalise zadrżała z emocji, gdy Deb położyła dłoń
na klamce.
Deb ostrożnie uchyliła drzwi i wyjrzała przez wąziuteńką szpar
kę. Stał tam, niewzruszony jak skała. W dłoni obracał kapelusz.
Rzeczywiście wyglądał na kowboja - wysoki, o wyrazistych ry
sach. Brakowało mu tylko maski na twarzy. Ale w końcu przycho
dzenie w masce do banku mogłoby być niebezpieczne. A może
reprezentował prawdę, sprawiedliwość i amerykański styl życia?
6
WESOŁYCH ŚWIĄT
Deb zmarszczyła czoło. Może nie Samotnego Jeźdźca miała przed
sobą, lecz Supermana?
Tymczasem jednak widziała kowboja. Chłopaka z rancza.
W dżinsowym ubraniu, muskularnego, o kanciastej i bardzo mę-
skiej sylwetce. Często spotykała podobnych mężczyzn na ulicach
Denver. Omijała ich zawsze z daleka.
Cicho zamknęła drzwi i spojrzała na Annalise. Dziewczyna chy
ba miała rację, mówiąc, że będą z nim kłopoty.
- Skoro i tak już oderwałam się od pracy, zrobię sobie prze
rwę i porozmawiam z nim. Jeśli nie wyjdzie w ciągu dziesię
ciu minut, zadzwoń i powiedz, że jest do mnie ważny telefon - po
leciła.
- Zrobi się! - Annalise uśmiechnęła się i ruszyła do drzwi.
Deb opadła na fotel. Z zadowoleniem pomyślała o wielkich roz
miarach swego biurka. Czuła, że w nadchodzącej konfrontacji po
trzebny jej będzie odpowiedni dystans. Kim był jej gość? Cze
go chciał? Prezes banku chętnie odsyłał do niej rozwścieczo
nych klientów. Wiedział, że doskonale potrafiła łagodzić napięcia
i rozwiązywać problemy. I wcale nie obchodziło go, że tej części
swojej pracy po prostu nienawidziła. Często zastanawiała się, cze
mu takie sprawy nigdy nie trafiały do jej współpracownika, Phila
Moore'a. No cóż. Phil był pupilem szefa i nic na to nie mogła
poradzić. Zabiegała usilnie o stanowisko wiceprezesa banku i nie
zamierzała ryzykować.
Poradzi sobie z tym kowbojem. Właściwie wcale nie wyglą
dał na rozzłoszczonego. Był raczej stanowczy. Zdecydowany.
Wysoki, potężny i bardzo męski. Machinalnie poukładała leżące
przed nią papiery. Czekała. Była gotowa wysłuchać go, wyjaśnić
jego sprawę, jakakolwiek by ona była, a potem pozbyć się go
szybko i wrócić do przerwanych analiz.
- Czy to pani jest D. Harrington? Sądziłem, że to będzie męż
czyzna - usłyszała głęboki głos i podniosła głowę.
WESOŁYCH ŚWIĄT
7
Z bliska robił oszałamiające wrażenie. Miał jasne, niebieskie
oczy. Zupełnie jak letnie niebo nad Denver, pomyślała. Nieco kan
ciasta twarz wyglądała jak wyciosana z brązowego kamienia. Wy
datna szczęka wskazywała na upór i stanowczość. Deb gotowa była
założyć się o wszystko, że czekałby na rozmowę z nią aż do skutku.
Potężne ramiona niemal rozsadzały podszytą owczym futrem dre
lichową kurtkę. Ale choć nienowa, i tak wyglądała lepiej niż wytarte
dżinsy ciasno opinające potężnie umięśnione uda. Jednak i kurtka,
i spodnie wyglądały o niebo lepiej niż jego zadeptane i zakurzone
wysokie buty. Czyżby przygalopował tu prosto ze swego rancza?
Przez krótką chwilę przemknęła jej przez głowę myśl, że przed
budynkiem stoi uwiązany jego koń. Absurdalność tego przypusz
czenia rozbawiła ją. Ku swemu zdumieniu spostrzegła nagle, ż e im
dłużej przyglądała się gościowi, tym mocniej biło jej serce.
Wstała powoli i wyciągnęła ku niemu rękę. To nie jej wina, że
sądził, iż D. Harrington to mężczyzna.
- D jak Deb - powiedziała. - A pan jest...
Energicznie zamknął za sobą drzwi. Zanim zdążyły zatrzasnąć
się, przemierzył gabinet, rzucił stetsona na krzesło, noga przysunął
sobie drugie i usiadł. Zignorował jej wyciągniętą dłoń. Przez cały
czas patrzył jej w oczy,
- Moje nazwisko nic pani nie powie. Jestem Dusty Wilson. Ale
przyjechałem w sprawie Johna Barretta.
Deb usiadła. Przesunęła papiery na lewą stronę blatu i popatrzyła
na przybysza.
- Nie omawiam spraw naszych klientów z obcymi. Jeśli pan
Barrett chce wyjaśnić swoją sytuację, powinien zrobić to osobiście.
- Tego akurat zrobić nie może. Był bardzo chory i wciąż leży
w łóżku.
- Nie wiedziałam o tym - odrzekła Deb.
- A przecież to takie proste. Gdyby pani czy ktokolwiek inny
w tym banku miał choć odrobinę przyzwoitości, żeby sięgnąć po
8
WESOŁYCH ŚWIĄT
telefon i sprawdzić, co się dzieje, odkrylibyście ów fakt bez trudu...
Nie możecie zająć tej posiadłości!
- Chwileczkę! - Deb nasrożyła się. - Próbowaliśmy skontakto
wać się z nim i listownie, i telefonicznie. Ale nie dostaliśmy żadnej
odpowiedzi. Jeśli dobrze pamiętam, pan Barrett ma kilkumiesięczne
zaległości w spłacie kredytu. A ponieważ nie uregulował płatności
w wyznaczonym terminie, nie mieliśmy innego wyjścia. Musimy
postępować zgodnie z przepisami.
Poczuła gorączkową potrzebę przypomnienia sobie szczegółów
sprawy, zajrzenia do dokumentów. Właściwe rozwiązanie tego pro
blemu mogło znacznie zwiększyć jej szanse na objęcie wicepreze-
sury. Dlatego też, mimo głębokiej niechęci, nie miała innego wy
jścia - musiała wszcząć postępowanie egzekucyjne. Tylko tak mog
ła udowodnić prezesowi i Radzie Nadzorczej, iż była kobietą po
trafiącą sprostać nowym, większym obowiązkom.
Patrząc uważnie w twarz siedzącego przed nią mężczyzny, przy
rzekła sobie solennie, że nie dopuści do tego, by jakiś nieokrzesany
kowboj przeszkodził jej w staraniach o awans.
On zaś milczał i taksował ją zuchwałym spojrzeniem. Deb ze
zgrozą przyłapała się na myśli, że powinna sprawdzić w lustrze, czy
jej fryzura jest w porządku. Na policzki wypłynął jej gorący rumie
niec. Zazwyczaj nie przywiązywała wielkiej wagi do swego wyglą
du. Byle tylko nic nie naruszało obrazu kompetentnej profesjonali
stki. Kolory noszonych przez nią kostiumów dowodziły, że dosko
nale wiedziała, co przystoi pracownikowi bankowości. Ciemny gra
nat, grafit, czerń. Zupełnie nie interesowało jej, co ktokolwiek
myślał o jej wyglądzie.
Dlaczego więc serce załomotało jej tak gwałtownie? Czemu
zrobiło się jej tak gorąco? Dlaczego tak bardzo przeraziła się tego
mężczyzny?
Doby Boże! Co się z nią dzieje?! Przecież to tylko jeszcze jeden
wściekły petent, z którym musiała sobie poradzić".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Strona początkowa
- Michael Gerber - Barry Trotter 01 - Barry Trotter i bezczelna parodia, E-BOOK Wydawnictwa
- Micro JAVA Gamme Development, e-book, JAVA
- Miller Library; Animal Rights & Animal Welfare Subject Guide, E-book, do posegregowania
- McGraw-Hill - Hacking Exposed, Hacking and IT E-Book Dump Release
- Milion otwartych drzwi - John Barnes e-book, Fantastyka, fantasy
- Merton ; Social Theory & Social Structure--The Sociology Of Knowledge, E-book, do posegregowania
- Między Dźwiną a Wilią. Wspomnienia żołnierza Armii Krajowej Ziemi Wileńskiej Mieczysław Potocki e-book, Literatura faktu
- Mediacja w sprawach cywilnych w amerykańskim systemie prawnym - zastosowanie w Europie i w Polsce Gmurzyńska Ewa e-book, E-booki
- McGraw.Hill.HackNotes.Web.Security.Portable.Reference.eBook-, Hacking and IT E-Book Dump Release
- Measurement and Analysis of Worm Propagation on Internet Network Topology, Hacking and IT E-Book Dump Release
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- licowka.xlx.pl