Medytacje o pierwszej filozofii, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
23MEDYTACJE O PIERWSZEJ FILOZOFIIKartezjuszSłowo od wydawcy do Czytelnika [zamieszczone w tym miejscu w pierwszym wydaniu francuskim z 1647 r.]Każdej osobie wykształconej, która przeczyta tę ksišżkę, chcielibymy obiecać, że będzie zadowolona - i to zarówno z tego, co należy do Autora, jak i z tego, co jest rzeczš Tłumacza; jestemy zobowišzani do najpilniejszych starań o to zadowolenie zwłaszcza dlatego, iż obawiamy się, aby niełaska Czytelnika, dotknšwszy nas, nie padła też i na tamtych. Podejmujemy się więc tych starań: zarówno dbajšc o jakoć tego wydania, jak i dołšczajšc krótkie wyjanienie, w którym pozwalamy sobie zwrócić uwagę na trzy kwestie, w naszym przekonaniu godne uwagi i pożyteczne dla Czytelnika. Pierwsza z nich dotyczy racji, dla których Autor wydał swe dzieło po łacinie, druga - tego, w jaki sposób i dlaczego doszło do wydania przekładu francuskiego, trzecia za -jakoci obecnie publikowanej wersji.I. Skoro Autor, poczšwszy w duchu swe Medytacje, zdecydował sieje opublikować, to uczynił to tyleż z obawy, aby głos prawdy nie pozwolił się stłumić, ile w zamiarze przedłożenia go pod osšd wszystkich uczonych. Wolał za przemówić do nich w ich własnym języku, w sposób im właciwy, więc wyraził swe myli w języku łacińskim oraz w terminologii scholastyki. Nie został zresztš w swych oczekiwaniach zawiedziony, bo jego ksišżka była dyskutowana przez wszystkie instancje filozoficznie autorytatywne. Powiadczajš to Zarzuty dołšczone do Medytacji; pokazujš też one, że współczeni uczeni zadali sobie wiele trudu, aby poddać surowej ocenie ich tezy. Nie nam jest sšdzić, z jakim powodzeniem; naszym bowiem zadaniem jest umożliwić innym osšd w tej kwestii. Zadowolimy się prze-konaniem - zalecajšc je także innym - iż tyle wybitnych osób nie mogłoby stawiać zarzutów, nie rzucajšc nowego wiatła [na poruszane zagadnienia].II. Jednakże ksišżka ta trafiła z uniwersytetów również i na dwory, dostawszy się w ręce osoby znamienitego rodu. Przeczytawszy te oto Medytacje i uznawszy je godnymi zapamiętania, osoba ta zadała sobie trud przełożenia ich na francuski, już to chcšc w ten sposób przyswoić sobie lepiej i przybliżyć zawarte w nich, dosyć nowatorskie, idee, już to dlatego po prostu, aby uhonorować Autora tym wyrazistym dowodem poważania. Tymczasem inna szlachetna osoba, nie chcšc dopucić jakiejkolwiek niedokonałoci w tym dziele tak doskonałym, idšc w lad tego Pana przełożyła na nasz język Zarzuty, które uzupełniajš Medytacje, oraz towarzyszšce im Odpowiedzi, kierujšc się słusznym przekonaniem, że sama francuszczyzna nie uczyni Medytacji łatwiejszymi do zrozumienia od [wersji] łacińskiej, jeli nie zostanš dołšczone do nich Zarzuty i Odpowiedzi, będšce jakby komentarzami do Medytacji. Autor, skoro tylko dowiedział się, jak szczęliwie się sprawy tu majš, nie tylko zgodził się, ale wręcz wyraził pragnienie, aby Panowie ci zechcieli wydrukować swe tłumaczenia. Zauważył bowiem, że Medytacje zostały przyjęte z niejakim zadowoleniem przez większš liczbę takich, którzy nie stosujš się do [wzorów] filozofii scholastycznej, niż takich, którzy się do nich stosujš. Dlatego też skoro pierwsze wydanie ukazało się po łacinie, gdyż Autor miał nadzieję znaleć polemistów, to teraz liczy na przychylne przyjęcie tego drugiego, francuskiego wydania przez tych, którzy zetknšwszy się już z jego nowymi przemyleniami, chcieliby teraz, aby uwolniono ich od języka i stylu scholastyki, a raczej dostosowano się do ich języka i oczekiwań.Przekład francuski jest wierny i tak pieczołowicie wykonany, że nigdzie nie rozmija się z zamysłem Autora Możemy o tym zapewnić, zważywszy choćby samš uczonoć Tłumaczy, którš niełatwo byłoby zwieć. Mamy jednak również i bardziej wiarygodny tego dowód, a mianowicie taki, że zapewnili oni, jak najsłuszniej, Autorowi prawo przejrzenia przekładu i wprowadzenia do niego poprawek. Tenże skorzystał z niego, lecz raczej nie po to, aby poprawiać Tłumaczy, lecz siebie samego - wnoszšc po prostu więcej jasnoci do swych wywodów. Wypada zauważyć, że znalazłszy kilka miejsc, gdzie tekst łaciński wydawał się mu nie doć jasny dla wszystkich, zechciał tu24Słowo od wydawcy do Czytelnikaujanić go poprzez pewne niewielkie zmiany, które też łatwo rozpoznać, porównujšc wersję francuskš z łacińskš. Tłumaczom za najwięcej trudnoci sprawiły w tym dziele liczne spotykane w nim terminy akademickie, które już w samej łacinie brzmiš szorstko i obco, a co dopiero we francuskim, który nie ma tej swobody i otwartoci ani też nie przywykł do terminów scholastycznych. Tłumacze nie omielili się zresztš całkiem ich usunšć, gdyż prowadziłoby to do naruszenia sensu i obniżenia jakoci przekładu. Swojš drogš, gdy przekład ten trafił w ręce Autora, uznał on go za tak dobry, iż w żadnym razie nie chciał on zmieniać jego stylu, czego też wzbraniała mu skromnoć i poważanie dla swych Tłumaczy. W ten sposób wzajemny szacunek Autora i Tłumaczy sprawił, że terminów tych nie usunięto i pozostały one w tym dziele.Pozwolimy sobie dodać jeszcze i to, że ksišżka ta zawiera rozważania całkowicie wolne, mogšce sprawić wrażenie ekstrawagancji na tych, którzy nie sš nawykli do spekulacji metafizycznych. Nie będš z niej mieli pożytku ci Czytelnicy, którzy nie zdołajš wytężyć umysłu, w pełni skupiajšc się na tym, co czytajš ani powstrzymać się od wydawania sšdów, zanim dokładnie tego nie przemylš. Obawiamy się tylko, czy nie zarzuci się nam, iż przekraczamy granice, jakie wyznacza nam nasz zawód wydawcy, albo że w ogóle ich nie znamy, skoro tak znaczna szkoda została uczyniona rozpowszechnieniu tej ksišżki przez wykluczenie wielu osób, którym jej nie polecamy. Zamilkniemy już więc, by nie spłoszyć jeszcze większej liczby ludzi. Czujemy się jednakowoż w obowišzku, zanim te nastšpi, upomnieć Czytelników, by czytajšc tę ksišżkę, starali się zachować bezstronnoć i Otwartoć. Jeli bowiem przystępować do niej będš z tym niedobrym nastawieniem i z tym duchem przekory -jak wielu, którzy czytajš po to tylko, by krytykować, a z zawodu będšc poszukiwaczami prawdy, zdajš się obawiać jš znaleć, skoro gdy tylko widzš na niej jaki cień, jš samš zaraz podejmujš się zwalczać - to nie odniosš z tej ksišżki żadnej korzyci ani rozumnego zdania sobie o niej nie wyrobiš. Należy czytać jš bowiem bez uprzedzeń, bez popiechu, z dobrš wolš dowiedzenia się z niej czego, przyznajšc wpierw prawa nauczycielskie Autorowi, nim samemu przyjmie się cenzorskie. Postępowanie wedle tej metody jest tak dalece konieczne w tej lekturze, że moglibymy nazwać jš kluczem do tej ksišżki, kluczem, bez którego nikt nie może jej zrozumieć.PrzedmowaZagadnieniem Boga i duszy ludzkiej miałem sposobnoć zajmować się już w wydanej po francusku w 1637 roku rozprawie na temat właciwego kierowania rozumem i poszukiwania prawdy w naukach. Nie miałem na celu ich dogłębnego rozważenia, lecz raczej poruszyłem je en passant, zakładajšc, że oceny, z jakimi się spotkam, pozwolš mi zorientować się, jak powinienem traktować je w przyszłoci. Zawsze uważałem zresztš, że zagadnienia te sš tak ważne, iż byłoby właciwe zajšć się nimi więcej niż raz. Droga, którš postępuję w ich rozważaniu, prowadzi z dala od ubitego traktu, tak że uznałem nawet, że nie powinienem pisać o tym po francusku, w rozprawie, którš mogš czytać wszyscy; obawiałem się bowiem, aby słabsze umysły nie uwierzyły, że również im wolno tš drogš ić.W Rozprawie o metodzie prosiłem natomiast wszystkich, którzy by znaleli w moich pracach cokolwiek zasługujšcego na krytykę, aby zwrócili mi na to uwagę. W rezultacie gdy chodzi o wspomniane dwa zagadnienia, postawiono mi tylko dwa istotne zarzuty. Chciałbym tu odpowiedzieć na nie w kilku słowach, zanim przyjdzie mi rozważyć je dokładniej.Pierwszy zarzut jest taki, że stšd, iż dusza ludzka dokonujšc refleksji nad samš sobš, poznaje, że nie jest niczym innym niż rzeczš mylšcš, nie wynika, że jej natura czy istota polega tylko na myleniu, o ile słowo tylko wyklucza wszystko inne, co można by uznać za przynależne naturze duszy. Na zarzut ten odpowiadam, że w danym miejscu nie chodziło mi o to, iżby wszystko inne miało być tu wykluczone, gdyby sprawę rozważać w porzšdku prawdy rzeczy samej (czym się przecież tam nie zajmowałem), ale jedynie o to, że jest tak z punktu widzenia samego mojego mylę-2627PrzedmowaPrzedmowaniš. Przyjmujšc go, wypadło mi uznać, że nie poznałem niczego innego, o czym bym wiedział, że należy do mojej istoty, niż to, że jestem rzeczš mylšcš. Dopiero w tej pracy wykażę, że stšd, iż nie poznaję niczego innego, co należałoby do mojej istoty, wynika, że rzeczywicie nic więcej jej nie przynależy.Drugi zarzut stanowi, że stšd, iż posiadam w sobie ideę rzeczy doskonalszej niż ja sam, nie wynika, iżby sama ta idea była doskonalsza ode mnie, a tym bardziej nie wynika, że to, co ta idea przedstawia, istnieje.Na to odpowiadam, że w użytym tu słowie idea" jest pewna dwuznacznoć. Może być ono bowiem rozumiane materialiter, tzn. jako czynnoć intelektu (a wówczas nie można o niej powiedzieć, że jest doskonalsza ode mnie samego), albo też óbjectwe, tzn. jako rzecz przedstawiona dzięki tej czynnoci, która też może być, z mocy swej istoty, doskonalsza ode mnie, nawet jeliby się nie przypuszczało, że istnieje ona poza moim intelektem. W dalszej częci tej pracy wyjanię dokładniej, dlaczego stšd, że mam w sobie ideę rzeczy doskonalszej ode mnie, wynika, iż rzecz ta istnieje naprawdę.Ponadto przejrzałem jeszcze dwie doć obszerne prace dotyczšce tych zagadnień, w których zwalcza się nie tyle moje argumenty, ile wnioski, do jakich doszedłem, te za zwalcza się za pomocš argumentów typowych dla ateistów. Rezygnuję jednak z ich krytyki z obawy, że musiałbym je wpierw zreferować. Tego rodzaju argumenty nie mogš wprawdzie wywrzeć ż... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl