Metro, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andriej PieczeniezskiMetroycie metra toczyło się wedle własnych praw, była w nim własna,narzucona przez elektronicznego władykę miarowoć, która nikogoszczególnie nie zachwycała, ale też i nie dziwiła, bo wydawała siępowszedniš koniecznociš, podobnie jak i cała reszta, którš ludziekiedykolwiek dla siebie wynaleli, wynaleli solidnie, mšdrze,otwierajšc rozległe perspektywy nieustannego doskonalenia,przekonani o tym, iż kontynuujš dzieło Wyzwolenia - a owe prawa, oweco do minuty na wiele lat naprzód wyliczone przejazdy, ów ruchporywajšcy, dajšce się weń bez szemrania wcišgnšć, miliony istnieńludzkich, już nie były przywilejem wybranych, bo metro, wykluczywszyprawo wyboru, zespoliło swoje życie z życiem ludzi, których już oddawna nie sposób było sobie wyobrazić bez jasno owietlonych stacji,bez przetaczajšcego się łoskotu pocišgów, bez niskich błękitnychwagonów z ogromnymi oknami, z których wyglšdajš szeregi miękkich,wygodnych foteli porozdzielanych od siebie rozkładanymi stolikami...pocišgi biegnš jeden za drugim, co minutę z tunelu wynurza sięobwieszone reflektorami elektryczne pudełko, co minutę rozsuwajš siędwuskrzydłowe drzwi, czeć, mówiš ci bywalcy twojego wagonu, czeć,odpowiadasz, przyjemnej jazdy, no jasne, oczywicie, inaczej teraznikt już nie jedzi i w ogóle teraz jeżdżš wszyscy, rzucasz się naswój fotel i naciskasz guzik na niewielkim pulpicie wmontowanym wporęcz, dokładnie za trzy i pół godziny rozlegnie się sygnałostrzegawczy i nie pozwoli ci przegapić twojego przystanku, tak żenikt w wagonie się tym nie martwi, a wolnych miejsc jest corazwięcej, więc ciskasz ręce sšsiadów, czeć, czeć, przyjemnej jazdy,zobaczymy, czym też dzisiaj rozerwie nas telewizja - i wycišgamy sięw fotelach, na pół leżymy, bo tak najwygodniej jest obserwowaćogromny ekran, na którym już co się dzieje, jacy faceci skaczš zpokładu płonšcego okrętu do wody, woda jest zielonkawa, pienista,trzaskajš strzały, zabici padajš, a ci, którzy jeszcze mogš sięjako ruszać, starajš się skakać do wody nogami naprzód, bo to chybabardzo boli, kiedy się z wysoka wpadnie do wody na brzuch lub bok,ale możesz się tego jedynie domylać, bo przecież nigdy nie pływałeokrętem, nigdy z niego nie skakałe, tak samo jak i wszyscy twoisšsiedzi, żujšcy kanapki i gapišcy się jak zaczarowani w ekran,niemal na pewno nigdy w niczym podobnym nie brali udziału, bowszyscy urodzilimy się i pomrzemy w metrze, nie mamy innegowyjcia, innej drogi, jak ta, co prowadzi nas długimi tunelamiprzejć bioršcych poczštek na dolnych kondygnacjach naszych domów iwiodšcych do przystanków metra, takie same tunele wsysajš nas dometra z przedsiębiorstw, w których pracujemy... każdy z nas gdzieindziej wsiada i wysiada, gdzie indziej pracuje, ale to nic nieznaczy, gdyż dzień w dzień spotykamy się w tych wagonach i te wagonydzielš nasze życie na trzy niemal równe częci: praca, sen,przejazd, trzy i pół godziny jazdy w jednš stronę, tyle samo zpowrotem i jeszcze zostaje parę minut na to, żeby trochęrozprostować nogi, przejć tunelem do windy, zjeć z żonš kolację,powiedzieć jej dobranoc, bo nic więcej nie ma się jej do powiedzeniai to powtarza się codziennie, gdyż więta mało różniš się od dnipowszednich, to samo metro, które zamiast do podziemnych halfabrycznych dowozi cię na jakie zwariowane imprezy, rozrywkowewystępy, gdzie człowiek, podobnie jak w hali fabrycznej, zapomina nate parę godzin o wszystkim, a potem, jakby budzšc się ze snu, znowuspieszy do swojego wagonu i nic go już nie obchodzi, że jaki facet,który w czterdzieci minut po nim wsiadł do wagonu, dokładnie wczterdzieci minut po nim z niego wysišdzie, już go nie dziwi, że wwagonach nie wiedzieć czemu rzadko kiedy chce się spać, zresztš możepo prostu zbyt głono gra telewizor, że automaty wydajšce niadaniastojš nie używane, że praktycznie nikt z nikim nie rozmawia, że małokto bierze do ręki co ze stert czasopism i ksišżek leżšcych nastolikach, tylko w równych odstępach czasu pojawia się steward iproponuje drukowane nowoci, prospekty reklamowe, a jeli pocišgwiezie cię z fabryki do domu, jeli czeka cię krótkie spotkanie zżonš, rozłoży przed tobš luksusowe, znakomicie ilustrowane foldery,gdzie mnóstwo kobiet i mężczyzn z zapamiętaniem uprawia znanš cidoskonale, ale już cię nużšcš grę, i nagle zapragniesz, żeby zabiegistewarda nie okazały się daremne, bo przecież ten facet też jest nasłużbie i spędza w metrze nie siedem godzin na dobę, jak większoć znas, tylko dwa razy dłużej, bo do stacji wyjciowej jedzie wcale niekrócej niż ty do swojej fabryki, gdzie jednak masz pewnš zmianę,kiedy staniesz przy maszy-nie, a steward przez cały ten czaspozostaje w wagonach pocišgu... dlatego masz wielkš ochotę zrobić muprzyjemnoć, z umiechem wysłuchujesz jego niezdarnych dowcipów i,jeli dzieje się to w czasie drogi do domu, zamawiasz kieliszeczekkoniaku, drugi, trzeci, dopóki foldery, koniak i pikantne historyjkiwyuczona na pamięć przez stewarda tak cię nie rozmarzš, że znów niemusisz o niczym myleć i tylko czekasz, kiedy znajdziesz się w swoimmieszkaniu sam na sam z żonš, a następnego ranka spieszysz się naprzystanek metra, spóniać się nie wolno, bo inaczej przeniosš ciędo innej pracy, więc dziarsko maszerujesz peronem, starajšc sięustawić tak, żeby podjeżdżajšcy włanie wagon otworzył drzwi akuratnaprzeciw ciebie, czeć, czeć, odpowiadasz, podajšc rękę sšsiadom,no jasne, oczywicie, nikt już dzi inaczej nie jedzi, a jeżdżšwszyscy bez wyjštku, na ekranie galopujš strzelajšcy w biegu jedcylub kto wbija drewniany kołek w pier potwora, żeby zabić w nimwampira, albo wypacykowana lalunia, najwyraniej przecišgajšc scenę,bez popiechu zdejmuje z siebie szatki, a z jej oczu wyranie widać,że po skończeniu zdjęć ona też, podobnie jak my wszyscy, ruszydługim tunelem, który jest tak zbudowany, aby pasażer znalazł się naperonie tuż przed przyjazdem swojego wagonu, czeć, czeć,przyjemnej jazdy, no jasne, nikt już dzisiaj inaczej nie jedzi ipasażerowie milknš, czekajš na stewarda, co oglšdajš, czytajš, możenawet o czym mylš, ale jeli nawet mylš, to bez szczególnegonapięcia, na luzie, o nic się nie martwišc i czujšc w sobie gotowoćdo urwania swojej myli bez żalu i zamiaru jej kontynuowania, bo tobyło to samo, co poruszanie palcami nóg tylko dlatego, że się je ma,z rzadka zaczynajš rozmawiać o lokalizacji swojej fabryki, że jednakmieci się trochę za daleko, trzy i pól godziny drogi metrem,daleko, fakt, ale nic się na to nie da poradzić, Prawo jest Prawem,a Prawo zabrania zawierać pracodawcom kontraktów z mieszkańcamiwłasnego regionu, mogš przyjšć do pracy tylko mieszkajšcych wodległoci co najmniej trzech godzin jazdy metrem i nic się zpewnociš nie da na to poradzić, bo istnieje Prawo, a jegopogwałcenie karane jest zbyt surowo, żeby ktokolwiek z nas mógł sięna to zdecydować, a zresztš wcale nam to nie jest potrzebne i nicnam to nie daje, bo żaden z nas i tak by nie wiedział, co ze sobšzrobić, gdyby nastšpiła jakakolwiek zmiana... i miejsce pracy teżnam wybrały komputery, i wierzymy w mšdroć ich decyzji, ponieważnie mamy nic innego do wierzenia, nic innego nam nie dano, wagonpędzi przez mrok, za oknami migajš rury niewyranie owietlonelampami sygnalizacyjnymi, nie kończšce się zwoje kabli przyssane doszorstkich cian, a na ekranie już zmieniły się dekoracje, już inniludzie zajmujš się innymi sprawami, ale i tak robiš to zbyt głono,żeby dało się zdrzemnšć, i kto z tylnych rzędów foteli zaczynawrzeszczeć, żeby wyrzucić ten przeklęty telewizor, ale czy w ogólewarto zwracać na to uwagę, kiedy co i rusz wybuchajš podobneżšdania, które nic nie znaczš, bo pasażerowie traktujš je wyłšczniejako nowš rozrywkę, odmianę w monotonii jazdy, a krzykacz zrywa sięz miejsca, podbiega do ekranu i zaczyna walić rękš w migotliwyobrazek, hej, przyjacielu, starajš się przemówić do rozsšdku, dajspokój, bo narobisz sobie tylko masę kłopotów, ale on jakby sięwciekł, ryczy z wytrzeszczonymi lepiami i już nikt nie mawštpliwoci, że facet zwariował, szkoda, niezły był chłopak, a onrzuca czym ciężkim, ekran rozpryskuje się i ganie, faceta wciskajšza ramiona w fotel i tak trzymajš do czasu, aż wagon nieruchomiejena kolejnej stacji, gdzie ludzie w mundurach wbiegajš do rodka i wmilczeniu, bez zbędnej krzštaniny zabierajš się do roboty: wagonjeszcze porzšdnie nie nabrał szybkoci, a trzej mundurowi jużdemontujš rozbity kineskop, wyjmujš z kartonu nowy, dwaj zajmujš sięawanturnikiem, sprawdzanie dokumentów, przesłuchanie wiadków,protokół, widać, że znajš się na robocie - i na następnej stacjiznikajš, zabierajšc ze sobš przestępcę i rozbity kineskop -telewizor znów gra, w przejciu pojawia się steward, odnotowuje nadiagramie numer zwolnionego fotela i za jakie dwa, trzy dni zamiastszalejšcego chłopaka będzie w nim siadał jaki nieznajomy, którynieznajomym będzie bardzo niedługo i dlatego twarz tego chłopakazatrze się w pamięci, podobnie jak zatarły się w pamięci twarze tychwszystkich, których los podzielił, chociaż każdy z nas pewnie sobiepomylał: cholerny wiat, ciekawe, czy ja potrafiłbym tak samo,przecież w tym nie ma nic trudnego, wystarczy wstać i ršbnšć w ekranczym ciężkim, i każdy natychmiast postarał się zdławić w sobie tęmyl, co nie było trudne, bo wystarczyło sobie tylko wyobrazić, jakle jest bez telewizora, i popatrzeć, jak dobrze działa nowykineskop, jak wietnie pokazuje dzisiejszy wesoły program, o, czasjuż na mnie, do widzenia panom,... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl