Mezczyzna i chlopiec, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tony ParsonsMężczyzna i chłopiecTłumaczył: Andrzej SzulcTytuł oryginału: Man and BoyWarszawa, 2001Spis treści:Część pierwsza Szlifowanie brukówNajpiękniejszy chłopak na świecieRozdział 1Rozdział 2Rozdział 3Rozdział 4Rozdział 5Rozdział 6Rozdział 7Rozdział 8Rozdział 9Rozdział 10Rozdział 11Rozdział 12Rozdział 13Rozdział 14Rozdział 15Rozdział 16Rozdział 17Rozdział 18Część druga Facet z dzwoneczkamiRozdział 19Rozdział 20Rozdział 21Rozdział 22Rozdział 23Rozdział 24Rozdział 25Rozdział 26Rozdział 27Rozdział 28Rozdział 29Rozdział 30Część trzecia Co dalej?Rozdział 31Rozdział 32Rozdział 33Rozdział 34Rozdział 35Rozdział 36Rozdział 37Rozdział 38Rozdział 39Rozdział 40Mojej matceCzęść pierwszaSzlifowanie brukówNajpiękniejszy chłopak na świecieTo chłopak, chłopak!Mały chłopiec.Patrzę na to maleństwo — łyse, pomarszczone, o zwiotczałej skórze staruszka — izachodzi we mnie jakaś reakcja chemiczna.Ono — to znaczy on — wygląda jak najpiękniejsze dziecko na świecie. Czyrzeczywiściejest najpiękniejszym dzieckiem na świecie? Czy może tak zostałem po prostubiologiczniezaprogramowany? Czy wszyscy odczuwają to samo? Nawet ludzie, którym rodzą sięzwykłedzieci? Czy nasze dziecko jest rzeczywiście takie piękne ?Szczerze mówiąc, nie wiem.Dziecko śpi w ramionach kobiety, którą kocham. Siedzę na skraju łóżka iprzyglądam sięim obojgu, czując się związany Z tą kobietą i z tym dzieckiem w sposób, w jakinie czułem sięjeszcze związany z nikim.Po całym podnieceniu ostatnich dwudziestu czterech godzin nagłe wypełnia mnie —i zachwilę się przeleje — fala wdzięczności, szczęścia i miłości.Nie chcę się skompromitować — zepsuć wszystkiego, rozmazać tej chwili łzami. Wtymsamym momencie dziecko budzi się, kwiląc o jedzenie, a my — ja i kobieta, którąkocham —wybuchamy śmiechem. Śmiejemy się, wstrząśnięci i zachwyceni.To mały cud. I chociaż nie potrafimy uciec przed realiami codziennego życia —kiedybędę musiał wrócić do pracy? — dzień skrzy się prawdziwą magią. Nie mówimy o tejmagii, aleczujemy ją wokół siebie.Później przychodzą moi rodzice. Po wszystkich pocałunkach i uściskach moja mamaliczymałemu palce u rąk i stóp, sprawdzając, czy nie ma między nimi błon. Ale on jestzdrowy, dzieckojest zdrowe.— Ale z niego przystojniak — mówi mama. — Mały przystojniak.Mój ojciec przygląda się dziecku i coś się w nim roztapia. Ojciec ma wielezalet, ale napewno nie jest miękki, nie jest sentymentalny. Nie zwykł gaworzyć z dziećmi naulicy. Jest dobrymczłowiekiem, ale wiele przeszedł w życiu i to go zahartowało. Dzisiaj zaczyna wnim pękaćlodowa tafla i widzę, że on też to czuje.To najpiękniejsze dziecko na świecie.Daję ojcu butelkę, którą kupiłem przed kilku miesiącami. Bourbona. Ojciec pijetylkopiwo i whisky, ale bierze butelkę z szerokim uśmiechem. Na nalepce widniejenapis „OldGranddad”. To on. Mój ojciec.I uświadamiam sobie, że stałem się do niego bardziej podobny. Dziś ja też jestemojcem.Wszystkie domniemane wyznaczniki wieku męskiego — utrata cnoty, zdanie egzaminuna prawojazdy, pierwsze głosowanie — były tylko dalekimi peryferiami młodości. Dokonałemtychwszystkich rzeczy, ale w zasadzie dalej byłem taki sam, dalej byłem chłopcem.Teraz jednak pomogłem przyjść na świat innej ludzkiej istocie.Dziś stałem się tym, kim mój ojciec był zawsze.Dziś stałem się mężczyzną.Mam dwadzieścia pięć lat.Rozdział 1Oto kilka sytuacji, których trzeba się wystrzegać, szykując się donajważniejszych wżyciu („wreszcie jestem dorosły”) trzydziestych urodzin.Jednorazowego skoku w bok z koleżanką z pracy.Nierozważnego zakupu luksusowych przedmiotów, na które cię nie stać.Porzucenia przez żonę.Wylania z roboty.Nagłego stania się samotnym rodzicem.Jeśli zbliżacie się do trzydziestki, wystrzegajcie się tego, bez względu na to,co robicie.Schrzani to wam cały dzień.* * *Trzydziestka powinna przypaść w momencie, gdy wydaje nam się, że teraz zaczynająsięnasze złote lata, lata, kiedy będziemy zbierali śmietankę — najlepsze jestjeszcze przed nami... itak dalej w tym samym stylu.Jesteśmy w dalszym ciągu dość młodzi, żeby zarwać całą noc, ale równocześniedośćstarzy, żeby posiadać kartę kredytową. Wszystkie wątpliwości i nędza wiekumłodzieńczegopozostały w końcu za nami — i chwała za to Bogu — lecz wciąż mamy wiele wigoru.To powinny być dobre urodziny. Jedne z najlepszych. Ale jak świętować ten wielkidzień? Z bandą roześmianych przyjaciół wolnego stanu, w jakimś intymnym barzelubrestauracji, czy też wspólnie z kochającą żoną i zapatrzonymi w ciebie dziećmi,w domowymzaciszu?Musi być jakiś dobry sposób uczczenia trzydziestki. Możliwe, że każdy sposóbjest dobry.Wszystkie moje wyobrażenia na temat tych konkretnych urodzin wzięły się chyba zjakiegoś cukierkowego amerykańskiego sitcomu. Przed oczyma miałem atrakcyjnątrzydziestoletnią parę obściskującą się niczym dwoje napalonych nastolatków, a wtle pełzającypo parkiecie, gaworzący niemowlak, względnie grupkę przystojnych, błyskotliwiedowcipnychprzyjaciół, którzy ubrani jak z żurnala, popijają latte, żaląc się na brakdziewczyn do wzięcia. Natym polegał mój problem. Dumając o tym, jak skończę trzydziestkę, wyobrażałemsobie cudzeżycie. Taki właśnie powinien być trzydziestolatek — dorosły, lecz nierozczarowany, ustawiony,lecz niepopadający w błogie zadowolenie, mądry, lecz nie aż do tego stopnia,żeby chcieć sięrzucić pod pociąg. Facet, który ma przed sobą swój najlepszy okres. Oczywiściegdzieś kołotrzydziestki człowiek uświadamia sobie również, że nie będzie żyć wiecznie. Tenfakt powinienjednak tylko poprawić smak roześmianej teraźniejszości. Nie wolno pozwolić, bywizjanieuniknionej śmierci kładła się cieniem na różne sprawy. Żeby długie, powolneschodzenie dogrobu popsuło nam całą zabawę.Bez względu na to, czy cieszycie się ostatnimi latami wolności, czy teżwkroczyliścieniedawno w bardziej dorosły i odpowiedzialny etap życia z kimś, kogo kochacie,trudno sobiewyobrazić, by ukończenie trzydziestki było dla was czymś strasznym.Ale mnie udało się tego jakoś dokonać.* * *Samochód miał zapach cudzego życia. Zapach wolności. Stał w oknie wystawowymsalonu — wrzecionowaty sportowy bolid, który nawet ze spuszczonym dachem wydawałsięgładki i zwarty jak muskuł.Naturalnie był czerwony — koloru płomiennej, napakowanej testosteronemczerwieni.Kiedy byłem trochę młodszy, tego rodzaju bezczelna apoteoza rozbuchanej męskościkazałaby mi uśmiechnąć się z pogardą, zachichotać, porzygać się, względniezrobić to wszystkojednocześnie.Teraz jednak wcale mi to nie wadziło. Prawdę mówiąc, to auto wydawało siędokładnietym, czego szukałem na obecnym etapie swojego życia.Nie jestem człowiekiem, który zna na pamięć wszystkie marki samochodów, leczprzeglądając ukradkiem reklamy w kolorowych czasopismach, zadałem sobie dośćtrudu, żebyustalić nazwę tego konkretnego cacka. Tak, to prawda. Widzieliśmy się jużwcześniej.Choć nazwa nie miała w gruncie rzeczy znaczenia. Podobało mi się po prostu, jakonowygląda. I działał na mnie ten zapach. Przede wszystkim zapach. Zapach, którysugerował, żewszystko może się zdarzyć. Co w nim takiego było?Połączone aromaty skóry, gumy oraz wszystkich tych jardów świeżo lakierowanejstaliskładały się na woń porażającej nowości, nowości tak szokującej, że zwalała mnieniemal z nóg.Ta nowość sygnalizowała istnienie innego świata, nieograniczonego i wolnego,istnienieszerokiej drogi, która prowadziła gdzieś ku świetlanej przyszłości. Tam, gdzienigdy nie słyszanoo drogowych pachołkach, o procesie fizycznego rozkładu i moich trzydziestychurodzinach.Znałem skądś ten zapach i teraz przypomniałem sobie, kiedy doznałem podobnychodczuć. To śmieszne, ale podobnie czułem się, trzymając w rękach nowo narodzoneniemowlę.Porównanie nie było może najlepsze — samochód nie potrafił zezować na mnieoczkami,które dopiero co zaczęły widzieć, nie potrafił złapać mojego palca w malutkąpiąstkę aniuśmiechnąć się do mnie bezzębnymi dziąsłami. Ale przez moment wydawało mi się,że to zrobi.Za plecami usłyszałem czyjeś kroki.— Żyje się tylko raz — oznajmił sprzedawca. Uśmiechnąłem się grzecznie, dając dozrozumienia, że będę to jeszcze musiał przemyśleć.— Szuka pan prawdziwej frajdy? — zapytał. — Ponieważ, jeśli MGF jest do czegośstworzony, to właśnie do tego.Wciskając mi swoją standardową gadkę dealera, oceniał mnie jednocześniewzrokiem,próbując osądzić, czy warto odbyć ze mną jazdę próbną.Był nachalny, ale nie aż tak bardzo, żeby chodziły mi po plecach ciarki.Wykonywał poprostu swoją robotę. I mimo mego weekendowego stroju — który z racji mojegozawodu nieróżnił się tak bardzo od stroju, w jakim chodziłem codziennie — musiał zobaczyćwe mnieczłowieka zamożnego. Kogoś, kto podążał ścieżką szybkiej kariery i szukałodpowiednich dotego czterech kółek. Kogoś młodego, wolnego i samotnego. Prowadzącego życiebeztroskie jak wreklamie piwa. Jak bardzo można się czasami pomylić.— Ten model ma system zmiennej regulacji zaworów — oznajmił z autentycznym, jakmi się zdawało, entuzjazmem. — Można regulować czas otwarcia zaworów dolotowych,zmieniając prędkość rotacyjną każdego tłoka.O czym on, kurwa, nawijał? Czy to miało coś wspólnego z silnikiem?— To prawdziwy magnes na laski — dodał, widząc moją głupawą minę. — Możnadymać, ile wlezie. Młody samotny facet nie może wybrać lepszego wozu.Tym razem trafił w sedno. Odpuść sobie techniczne bajery, po prostu powiedz,... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl