Michalak Katarzyna - Amelia, ! E-BOOK Wydawnictwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]//-->Rozdział IZabajka – niewielkie, urocze miasteczko, zagubione pośród jezior ilasów Tucholi –wygrzewała się w promieniach późnowiosennego poranka, niczymzadowolony z życia kot.Bruk uliczek okalających rynek lśnił po krótkim, ale rzęsistymdeszczu, który spadł tużprzed świtem.Drzewa w parku przed ratuszem wyciągały gałęzie ku słońcu,trawa zieleniła sięradośnie, a jaśmin, który właśnie zakwitł, rozsiewał wokółodurzające aromaty.Mieszkańcy niespiesznie ruszali do swoich zajęć, ale jeślinadarzyła się okazja nazamienienie paru słów z sąsiadem czy niewinne ploteczki zsąsiadką, chętnie z niejkorzystali. Dzień wstawał piękny, ciepły i słoneczny…Nic, absolutnie nic – żadne znaki na niebie czy na ziemi – niezapowiadało rewolucji,która lada moment miała zburzyć spokój miasteczka.Ta rewolucja miała na imię Amelia – być może Amelia, bo nie napewno – i właśnie sięobudziła. Przez chwilę leżała nieco zdezorientowana, wpatrującsię w sufit, potemostrożnie zerknęła na boki, wreszcie usiadła i rozejrzała się popokoju.Gdy tu przybyła, w domu panowały egipskie ciemności.Prawdopodobnie nie było prądu,bo żadnym pstryczkiem-elektryczkiem nie udało się Ameliiwłączyć światła. Teraz więcpoznawała najbliższe otoczenie, czyli niewielki pokój, do któregopo omacku dotarłai w którym zasnęła, nie mając siły nawet na szybką kąpiel.Zresztą kąpiel po ciemkuw obcym domu nie była tym, o czym marzy się po długiejpodróży.Przez okna, zasłonięte pożółkłymi ze starości kotarami, próbowaływedrzeć się do środkapromienie słońca, co Amelię, osóbkę z natury pogodną, od razunastroiło pozytywnie. I doporanka, i do pokoju, który dał jej przytulenie w ciemną noc, i dodomu, który ponoćnależał do niej, a wreszcie do miasteczka, które od dziś miało byćjej miasteczkiem.Zabajka – tak się nazywało. Nie mogło nazywać się piękniej.Amelia, nie namyślając się ani chwili dłużej, wyskoczyła z łóżka,przebiegła przez pokóji korytarz, otworzyła na oścież przeszklone drzwi, stanęła naschodkach i… zamarła namoment, chłonąc piękno otoczenia wszystkimi zmysłami, a potemnabrała do płucpachnącego majem powietrza i krzyknęła na cały głos:– Goooood moooorning, Zabajko!Życie w Zabajce zastygło na parę chwil.Wszyscy, którzy akurat byli na rynku, zwrócili zaskoczonespojrzenia ku dziewczyniestojącej na progu jednej z kamieniczek.Kobietom od razu rzuciła się w oczy niecodzienna urodanieznajomej: lśniące, czarnewłosy, duże oczy, okolone długimi rzęsami i smagła cera.Mężczyźni nie mogli niezauważyć zgrabnej, szczupłej sylwetki, odzianej w… no tak, wnocną koszulę.Nie było nikogo, kto nie uniósłby w tym momencie brwi zezdumienia.A Amelia pomachała im wszystkim, krzyknęła: – Chciałam siętylko przywitać! – i… jużjej nie było. Zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami,zaśmiała się do siebie, poczym – skoro z Zabajką zawarła już znajomość – ruszyła nazwiedzanie domu.Kamieniczka pod numerem czwartym była z obu stron przytulonado dwóch innych.I z nich wszystkich najbardziej urocza – to Amelia stwierdziła odrazu.Na parterze, od którego Amelia rozpoczęła swój rekonesans,mieściło się dużepomieszczenie, rozświetlone promieniami słońca, wpadającymiprzez ogromne frontoweokna. Kiedyś musiał być to sklep, może niewielka kawiarnia alboapteka, bo pod ścianąstał kredens z licznymi półkami i przeszkloną witrynką, a przednim długa i szeroka lada,pokryta warstwą kurzu. Amelia, nie zważając na ten kurz,przejechała po blacie dłonią.Zalśnił, odbijając słoneczne światło.– Dobra, dawna robota – szepnęła.Tak jak lubiła stare domy z duszą, lubiła też stare sprzęty, któremiały swoją historię.Ten taki właśnie był. Wykonany – być może na zamówieniepierwszych właścicieli – rękąrzemieślnika, który włożył w swą pracę nie tylko umiejętności, alei serce, a potemsprowadzony właśnie tutaj, do małego sklepiku w Zabajce, możejeszcze w czasachdwudziestolecia międzywojennego, przez długie lata był nie tylkozwykłym meblem. Ondodawał pomieszczeniu klimatu. Ozdabiał i uszlachetniał tę pełnąsłońca, przytulną, choćteraz może i zaniedbaną przestrzeń. Czy jakakolwiek fabrycznasklejka z Ikei uczyniłabyto samo? Na pewno nie – Amelia uśmiechnęła się, czując poddłonią ciepłe, gładkiedrewno. Już wiedziała, że pokocha ten dom…Pogrążona w rozmyślaniach o czasie, który bezpowrotnieprzeminął, wyszła na korytarzi ruszyła na dalsze zwiedzanie.Po drugiej stronie korytarza znajdowało się maleńkie mieszkanko,ot pokoik z kuchniąi łazienką, w którym to pokoiku Amelia spędziła noc. Spało jej sięcałkiem przyjemnie, jakna nowe miejsce, do którego dotarła w niecodziennychokolicznościach.W nocy niewiele widziała, niemal po omacku dotarła do łóżka,szczęśliwa, że ma gdziegłowę przytulić, teraz więc – żeby już całkiem rozproszyćciemności – podeszła do oknai jednym szarpnięciem, jak na filmach, rozsunęła… rozsunęłabyzasłony, gdyby karnisznie runął z hukiem na podłogę. Dziewczyna uskoczyła naprawdęw ostatnim momencie,bo znów musieliby jej głowę zszywać…Spojrzała na zniszczone i niemiłosiernie zakurzone zasłony, którezostały jej w ręku, i…zaśmiała się cicho, choć kto inny, ledwo uszedłszy z życiem,pewnie rzuciłbyprzekleństwem. Ale nie Amelia. Dla niej samo to, że jednak nieoberwała żelastwemw głowę, było powodem do radości. Parę tygodni temu nie miałatyle szczęścia…Odrzuciła zasłony na podłogę, przyrzekając sobie, że jeszcze dziśkupi nowe, i otworzyłaokno na całą szerokość, wyglądając z ciekawością na zewnątrz.Ogródek! Niewielki, zarośnięty chwastami, ale jednak ogródek! Jejwłasny, otoczonyz trzech stron wysokim płotem, dzięki czemu do środka nie będązaglądać sąsiedzi, staniesię za kilka tygodni romantycznym zakątkiem, o jakim zawszemarzyła! Marzyła? Chybatak… Nie mogła sobie przypomnieć takiego marzenia, bo niepamiętała kompletnie nic,ale która dziewczyna nie chciałaby mieć choć kawałeczkawłasnego tajemniczego ogrodu?Amelia chciała.Stanowczo!Coraz bardziej oczarowana swym nowym miejscem na Ziemiwróciła na korytarz, skądwiodły schody na piętro. Tu dziewczynę zachwycił salon, duży ijasny mimo okienniemytych chyba od stuleci.Jego ściany były może przybrudzone i malowane w wyblakłeszlaczki, ale kto by się tymprzejmował, skoro podłogę wyłożono dębowym parkietem, adwuskrzydłowe szklanedrzwi, od sufitu do podłogi, prowadziły na ciągnący się przez całąszerokość domu balkonz ręcznie kutą, żeliwną balustradą.Amelia oczywiście wyszła na zewnątrz, zupełnie nie przejmującsię tym, że znówukazuje się Zabajczanom w nocnej koszuli. Tym razem, niczymJulia, na balkonie…Uśmiechnęła się, obróciła na pięcie i zniknęła w środku. Trzebabyło przecież zwiedzićresztę domu.Z salonu przechodziło się do sypialni, która także posiadałaniewielki balkon, i dużej,jasnej kuchni. Wszystkie te pomieszczenia miały oknawychodzące na ogródek, tak samozaniedbany – stąd było to boleśnie widoczne – jak cały dom. Odczego są jednak dobrechęci? Tych Amelia miała pod dostatkiem...Zerknęła jeszcze do sporej łazienki, w której królowała starawanna na wygiętychnóżkach, stojąca pod oknem również wychodzącym na zieleń, iwróciła na korytarz.Piętro Amelię oczarowało. Bez dwóch zdań.Poddasze, tajemnicze i zakurzone, gdzie zajrzała na chwilę –również. Nie zdążyłajednak dokładnie zwiedzić i jego, bo do drzwi na parterzezapukano głośno i stanowczo.Amelia zbiegła po schodach, złapała swoją kurtkę, którą w nocyzostawiła na pierwszymstopniu, narzuciła ją na nocną koszulę i otworzyła drzwi. Na progustały dwie starszekobiety i trzecia, nieco młodsza.– Goście, goście, mili goście! – zanuciła, szerokim gestemzapraszając je do środka.Spojrzały na siebie, zmieszane tą nieudawaną serdecznością iuśmiechem w oczachdziewczyny, ale nie odpowiedziały tym samym.– Dzień dobry – odezwała się suchym tonem pierwsza z nich. –Jestem Olena Ryska,wójtowa.– Amelia – powiedziała Amelia.– Emilia Kurz – przedstawiła się druga z kobiet. – Radna.– A ja – wskazała na siebie trzecia, jakby Amelia żywiłapodejrzenia, że mówi o kiminnym – Magda Wisławska, gospodyni domowa.Dziewczyna powtórzyła swoje: – Amelia – i… no właśnie, dokądpoprowadzić gości?Żaden z pokojów nie nadawał się na najskromniejszy choćbypoczęstunek. Dompotrzebował porządnego sprzątania, a nie wizyt tutejszychkumoszek, które nieomieszkałyby potem skrytykować gospodyni. Ta zresztą nie miałanawet herbaty, żeo ciasteczkach do niej nie wspomnieć.Trzy gracje stojące na progu kamieniczki może i przymknęłybyoko na nieporządek –bądź co bądź Amelia wprowadziła się dopiero wczoraj i to w nocy– ale jakoś niewyobrażała sobie, by posadzić je przy pustym – zakurzonym dotego – stole [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Strona poczÄ…tkowa
- McMahon Barbara - Wesołych Świąt, E-book PL, Romans, McMahon Barbara
- Micro JAVA Gamme Development, e-book, JAVA
- Miller Library; Animal Rights & Animal Welfare Subject Guide, E-book, do posegregowania
- McGraw-Hill - Hacking Exposed, Hacking and IT E-Book Dump Release
- Milion otwartych drzwi - John Barnes e-book, Fantastyka, fantasy
- Merton ; Social Theory & Social Structure--The Sociology Of Knowledge, E-book, do posegregowania
- Między Dźwiną a Wilią. Wspomnienia żołnierza Armii Krajowej Ziemi Wileńskiej Mieczysław Potocki e-book, Literatura faktu
- Mediacja w sprawach cywilnych w amerykańskim systemie prawnym - zastosowanie w Europie i w Polsce Gmurzyńska Ewa e-book, E-booki
- McGraw.Hill.HackNotes.Web.Security.Portable.Reference.eBook-, Hacking and IT E-Book Dump Release
- Measurement and Analysis of Worm Propagation on Internet Network Topology, Hacking and IT E-Book Dump Release
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kosz-tkkf.pev.pl