Miasteczko w niemczech, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]JOHN LECARREMiasteczko w NiemczechPrzekład Radosław JanuszewskiTytuł oryginału A SMALL TOWN IN GERMANY2002 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 83-241-0150-0PrologMyliwy i zwierzynaDziesięć minut do północy: zwodniczy majowy pištek, cienka mgła znadrzeki snujšca się po rynku. Bonn przypominało bałkańskie miasteczko,brudne i tajemnicze, omotane tramwajowymi drutami, jak mroczny dom,w którym kto umarł, przybrany w żałobnš czerń i strzeżony przez policjan-tów. Ich skórzane kurtki połyskiwały w wietle latarni, czarne flagi wisiałynad nimi jak ptaki. Wydawało się, że wszyscy oprócz nich usłyszeli alarm iuciekli. Od czasu do czasu przemknšł samochód albo przeszedł w popiechupieszy, a w lad za nimi, jak smuga na wodzie, podšżała cisza. Gdzie woddali słychać było dzwonek tramwaju. Z piramidy puszek w sklepie spo-żywczym ręczny napis ogłaszał stan wyjštkowy: Już teraz zrób zapasy!Trzy marcepanowe winki, jak bezwłose myszy, obwieszczały dzień jakie-go zapomnianego więtego.Tylko plakaty mówiły. Prowadziły swojš pozornš wojnę z drzew i latarń,wisiały na tej samej wysokoci, jakby nakazywał to jaki przepis; za-drukowane neonowš farbš, przybite do płyt pilniowych, udrapowane gir-landami czarnych choršgiewek, nacierały na niego, gdy spiesznie przechodziłobok. WYSŁAĆ CUDZOZIEMSKICH ROBOTNIKÓW DO DOMU!, UWOLNIJCIE NAS ODBOŃSKIEJ DZIWKI!, NAJPIERW ZJEDNOCZONE NIEMCY, POTEM ZJEDNOCZONA EUROPA!Największy wisiał rozpięty nad ulicš: OTWÓRZCIE DROGĘ NA WSCHÓD, DROGANA ZACHÓD ZAWIODŁA. Jego czarne oczy nie zwracały na to uwagi. Jaki poli-cjant, przestępujšc z nogi na nogę, wykrzywił się do niego i rzucił przycięż-kidowcip o pogodzie; inny zawołał go bez przekonania, jeszcze inny powiedział:Guten Abend", ale on nie odpowiedział, bo nie obchodziło go nic pozapulchnš postaciš, drepczšcš pospiesznie szerokš alejš, o sto kroków przednim, znikajšcš w ciemnoci i znów wyłaniajšcš się w wietle latarni.5Ciemnoć nadeszła bezceremonialnie, podobnie jak odeszła szaroć dnia,ale noc była rzeka i pachniała zimš. Właciwie w Bonn nie widać pór roku.Panuje tu łagodny klimat, klimat bólów głowy, ciepły i zwietrzały jak wodaz butelki, klimat oczekiwania, goryczy płynšcej z powolnej rzeki, zmęczeniai niechętnego trudu. Powietrze to wyczerpany wiatr, który opadł na równinę.Gdy nadchodzi zmierzch, wydaje się, że to ciemnieje dzienna mgła, poprzeci-nana błyskawicami ulicznych jarzeniówek. Tej wiosennej nocy zima wróciłaukradkiem, wlizgnęła się od strony Renu pod osłonš drapieżnej ciemnoci,ukšsiła niespodziewanym chłodem. Oczy małego człowieczka, spieszšcegoco sił o sto kroków przed nim, zachodziły łzami z zimna.Aleja skręciła, poprowadziła ich pod żółtymi cianami uniwersytetu.DEMOKRACI! POWIESIĆ PRASOWEGO BARONA!, WIAT NALEŻY DO MŁODYCH!,NIECH ANGIELSKIE LORDZIĽTKO PROSI O LITOĆ!, ALEX SPRINGER NA SZUBIENI-CĘ!, NIECH ŻYJE AXEL SPRINGER!, PROTEST TO WOLNOĆ! Te plakaty odbitona uczelnianej powielarce. Młode licie nad głowami idšcych błyszczałyjak potrzaskana kopuła z zielonego szkła. wiatła były tu janiejsze, a po-licji mniej.Mężczyni szli dalej, ani szybciej, ani wolniej; pierwszy pracowicie, su-miennie. Jego kroki, choć szybkie, były nierówne i niezdarne, jakby dopieroco zstšpił z dostojnych wysokoci; był to godny chód niemieckiego miesz-czanina. Krótkie ramiona zwisały po bokach, plecy miał wyprostowane. Czywiedział, że jest ledzony? Głowę trzymał uniesionš do góry, lecz z trudem,jakby pod brzemieniem autorytetu. Czy wiodło go to, co widział przed sobš?Czy pchało to, co zostało za nim? Czy to strach sprawiał, że nie oglšdał się zasiebie? Człowiek wpływowy nie odwraca głowy. Drugi mężczyzna szedłlekko jego ladem. Nieważki jak ciemnoć, przelizgiwał się między cieniami,jakby to były oka sieci: błazen ledzšcy dworzanina.Weszli w wšskš alejkę; powietrze przesišknięte było zapachem niewie-żej żywnoci. Mury znów krzyknęły, tym razem typowš liturgiš niemieckiejreklamy: SILNI MĘŻCZYNI PIJĽ PIWO!, WIEDZA TO POTĘGA, CZYTAJ KSIĽŻKIMOL-DENA! Tutaj po raz pierwszy odgłosy ich kroków zmieszały się; tutaj poraz pierwszy człowiek wpływowy jakby ocknšł się, wietrzšcniebezpieczeństwo czajšce się za nim. Wyglšdało to jak niewielkaniedoskonałoć w jego godnym marszu, zszedł na skraj chodnika, z dala odciemnoci murów, szukajšc janiejszych miejsc, gdzie wiatło latarni ipolicjanci mogli dać mu ochronę. Ale przeladowca nie popucił. SPOTKAJMYSIĘ W HANOWERZE! - krzyczał plakat. KARFELD PRZEMAWIA W HANOWERZE!,SPOTKAJMY SIĘ W NIEDZIELĘ W HANOWERZE!Przejechał pusty tramwaj z oknami osłoniętymi ochronnš siatkš. Pojedyn-czy dzwon kocielny zaczšł monotonnie wydzwaniać rekwiem cnót chrzeci-jańskich w pustym miecie. Szli teraz bliżej siebie, ale mężczyzna na przedzie6nadal się nie oglšdał. Okršżyli następny róg. Przed nimi na tle pustego niebarysowała się wielka iglica katedry, jakby wycięto jšz blachy. Pierwszym ude-rzeniom dzwonu niechętnie odpowiadały następne, aż w całym miecie rozległasię dostojna kakofonia nierównych uderzeń. Anioł PańskP. Nalot? Młodypolicjant stojšcy u wejcia do sklepu sportowego obnażył głowę. W kruchciekatedry, w kloszu z czerwonego szkła płonęła wieca; z boku stał kramik z ksišż-kami religijnymi. Tłucioch zatrzymał się, nachylił, jakby chciał co obejrzećna wystawie; spojrzał na drogę. W tym momencie wiatło padajšce z oknaowietliło jego twarz. Pobiegł przed siebie, zatrzymał się, pobiegł znowu, alebyło już za póno.Tylne drzwi opla rekorda, prowadzonego przez bladego mężczyznę ukry-tego za przyciemnionym szkłem, otworzyły się i zamknęły. Wóz ociężalenabrał szybkoci, obojętny na jaki ostry krzyk, krzyk gniewu i oskarżenia,rozpaczy i goryczy, wyrwany jakby siłš z piersi, krzyk, który rozbrzmiał naglew pustej ulicy i równie nagle umilkł. Policjant odwrócił się i zawieciłlatarkš. Mały człowieczek wpadł w kršg wiatła, ale nie poruszył się, patrzšcw lad za limuzynš. Podskakujšc na kocich łbach, lizgajšc się po mokrychszynach tramwajowych, nie zwracajšc uwagi na wiatła, wóz zniknšł nazachodzie, wród owietlonych wzgórz.- Kim pan jest?wiatło latarki spoczęło na płaszczu z angielskiego tweedu, zbyt dużymjak na tak małego człowieczka, na eleganckich butach szarych od błota, naczarnych, nieruchomo patrzšcych oczach.- Kim pan jest? - powtórzył głoniej policjant, bo dzwony słychać jużbyło zewszšd, a ich echo drgało w powietrzu.Drobna dłoń zniknęła w fałdach płaszcza i wynurzyła się trzymajšc skó-rzany portfel. Policjant wzišł go ostrożnie, odpišł zatrzask, żonglujšc latarkš iczarnym pistoletem trzymanym niepewnie w lewej ręce.- Co się stało? - zapytał, zwracajšc portfel. - Czemu pan krzyknšł?Człowieczek nie odpowiedział. Ruszył przed siebie.- Nie widział go pan przedtem? - zapytał, cišgle patrzšc w lad za sa-mochodem. - Nie wie pan, kto to był? - Mówił cicho, jakby dzieci spały nagórze, miękko, z szacunkiem dla ciszy.- Nie.Wyrazista, pobrużdżona twarz rozpłynęła się w pojednawczym umie-chu.- Proszę wybaczyć to nieporozumienie. Wydawało mi się, że go znam.- Jego akcent nie był ani całkowicie angielski, ani całkowicie niemiecki,a wymowa przypominała ziemię niczyjš, leżšca między tymi dwoma wymowami. Przesuwał jš to w jednš, to w drugš stronę, jeli przypadkiem sprawiała kłopot słuchaczowi.7- Co za pora roku - powiedział, zdecydowany podtrzymać rozmowę. -Nagle robi się zimno i człowiek bardziej przyglšda się ludziom.Otworzył pudełeczko z małymi holenderskimi cygarami i podsunšł je po-licjantowi. Policjant odmówił, więc zapalił sam.- To przez te zamieszki - odparł powoli policjant. - Te flagi, hasła. Wszyscy jestemy zdenerwowani. W tym tygodniu Hanower, w poprzednim Frankfurt. To psuje naturalny porzšdek rzeczy. - Był młodzieńcem i bardzo sięstarał, żeby objšć to stanowisko. -Nie powinni im na tyle pozwalać - dodał,używajšc powszechnego sloganu. - Tak jak komunistom.Zasalutował niedbale; obcy umiechnšł się jeszcze raz, ostatni udawanyumiech, niby przyjacielski, niechętnie schodzšcy z twarzy. 1 poszedł sobie.Policjant, nie ruszajšc się z miejsca, przysłuchiwał się uważnie oddalajšcymsię krokom. Zatrzymały się; znów ruszyły szybciej - a może to jego wy-obrania zadziałała? - z większym przekonaniem. Przez chwilę rozmylał.- W Bonn - powiedział do siebie z westchnieniem, mylšc o lekkimchodzie obcego - nawet muchy sš urzędowe.Wyjšł notatnik, starannie zapisał czas, miejsce i naturę wydarzenia. Niebył człowiekiem bystrym, ale ceniono go za solidnoć. Kiedy już wszystkozapisał, dodał numer samochodu, który nie wiadomo dlaczego utkwił muw pamięci. Nagle przerwał i popatrzył na to, co zapisał, na nazwisko i numersamochodu, pomylał o tłustym człowieczku i jego długim, marszowymkroku i serce zaczęło mu bić mocniej. Przypomniał sobie tajnš instrukcję,którš przeczytał na tablicy ogłoszeniowej w komisariacie i małš fotografięwidzianš dawno temu. Z notatnikiem w ręku pobiegł do budki telefonicznejtak szybko, że mało nie pogubił butów.Daleko stšd, Ich bin ein MusikantW niemieckiej miecinie Ich bin fur das Vaterland.Żyt sobie szewc. Mam wielki bębenCo Schumann miał na imię. I w niego biję!Piosenka piewana w brytyjskich kantynach wojskowychw okupowanych Niemczech. Miała też wariacje obsceniczne.piewano jš na melodię Marche mililaire.1Pan Meadowes i pan CorkCzemu nie wyjdziesz pospacerować? Zrobiłbym tak, gdybym miał twoje lata.Lepsze to, niż siedzieć z tš szumowinš.- Dobrze mi. - Cork, szyfrant albinos, spojrzał z obawš na starszegomężczyznę siedzšcego obok na... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Strona początkowa
- McDermott Andy Tajemnica Eskalibura, eboki programy jezyki obce, ebooks, McDermott Andy
- Michael Erlewine-The Astrology of Space, Astrologia po Angielsku 1.1 GB ksiazek, Astrology Ebooks
- Minimalist Lighting - Professional Techniques for Location Photography, FOTOGRAFIA (KSIAZKI), The Ultimate Photography Ebooks Collection (Total 358 Books)
- Meyer Stephenie - 1 - Zmierzch, eBooks, Stephanie Meyer
- Mehrotra & altri - Elements of Artificial Neural Networks, stooges (hasło - stooges), ebooks, Consciousness Books Collection
- Mediação e Conflitos Coletivos de Trablaho - Ines S. Molina Jazzar(1), - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
- Mediação em Relações Individuais de Trabalho - Cleber Alves Bastazine, - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
- Melanie Mitchell - An Introduction to Genetic Algorithms, stooges (hasło - stooges), ebooks, Consciousness Books Collection
- Medal of Honor Allied Assault Breakthrough Prima Official eGuide, Prima, Bradygames IGN and other guide, Poradniki ENG
- Michał Zoszczenko - Opowiadania o Leninie, Książki, 1 - książki, książki 2, 11 - książki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- speedballing.xlx.pl