Milion posagu, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Józef Ignacy KraszewskiMilion posaguTOM ITOPOGRAFIAOj tak, tak, moci dobrodzieju!Co chciałem mówićOwóż, mociupanie Już czwarta, a taka spiekota.O! goršco!Żarem pali będzie deszcz.Niezawodnie parzy. Na mojš hreczkę jeli wypadnie nawalny, zginiona.Te i tym podobne urywki rozmowy i wykrzykniki dobywały się z ust kilku osóbzgromadzonych w doć obszernym pokoju, w domu wiejskim, dowodzšc, że towarzystwow nimzebrane nie mogło sobie przedmiotu do zajmujšcej, cišgłej rozmowy wyszukać. Natwarzachwszystkich przytomnych jednostajnymi rysy wypisało się znużenie i oczekiwanieczego. Był todzień czerwcowy, doć skwarny, godzina poobiednia może oczekiwano deszczu?Osoby dramatu następujšce:Naprzód gospodarz domu, pan Pokotyło, pięknego brzucha mężczyzna, rumiany,trochęłysy, z bakenbardami w półksiężyce, w letnim surducie, z piórkiem* w zębach. Apiórko byłopaciorkami ubrane.Synowiec* gospodarza, pan Fabian, wysoki, dobrze zbudowany chłopiec, z bródkšzapuszczonš i włosami długimi, cygarem w ręku.Trzecim był pan Hasling, sšsiad niedaleki, siwiejšcy już mężczyzna, wstarowieckiegokroju fraku granatowym, chudy, wysoki, chmurnego wejrzenia.Czwartym pan Teodor Doliwa, i ten z bródkš ryżš, wšsami blond, bakenbardamiciemnymiprawie, włosami barwy poredniej, różnej od poprzedzajšcych (co mogło byćskutkiemfiksatuaru*), z cygarem w ustach.Pištym i ostatnim maleńki człowieczek fertyczny* i ruchawy, pan Kulikowicz(jeszczesšsiad), brudny, niepozornie ubrany, z czuprynš czarnš do góry, oczyma czarnymina wierzchu,noszšcy buty na ogromnych korkach, mocno wykrzywione.Dom, w którym się znajdowali ci panowie, był starowieckim szlacheckimdworkiem,ocienionym lipami ogródka, odsłonionym od strony dziedzińca. Obok niego stałyciniętezabudowania gospodarskie wszelkiego rodzaju. Zza gałęzi topoli balsamicznychwystawał tamdach stodoły, ówdzie ciana spaczona chlewku, dalej bielony niegdy bok oficyny,to znówczarne żebra szpichlerza z gankiem na słupkach i długim rzędem kuf próżnych,korzystajšcych zpory i używajšcych wieżego powietrza.Po dziedzińcu przechadzały się bez ceremonii, poważnie, swobodnie, znajšc sięna swoimmiejscu, poród piołunu, bylicy, łopuchu i ostów, napuszone swš ważnociš,indyki z licznympotomstwem, gęsi z córeczkami w żółtobrudnych sukienkach, gadatliwe kumoszkikury iwiergoczšce nieustannie, trzpiotowate polatywały po płotach wróble. Złowróżbnemieciuchyczubkami swymi zapowiadały długš słotę. Nieco dalej nad brzegiem cuchnšcej,obrosłej izielonymi skrzeki pokrytej kałuży, nazywajšcej się sadzawkš, spacerował pozornieobojętny, alenie bez złych myli, bocian w czerwonych butach, z bliskiego na olsze gniazda.Sroczkawrzeszczała na bzach za oficynš.Dziedziniec wielce był ożywiony, jeli nie ludmi, to ptastwem; a końekonomski, spętanyprzez ostrożnoć zawsze wielce chwalebnš, zdawał się zajmować dozorem tejskrzydlatejczeredy, do której zapomniałem dodać siwe gołębie, unoszšce się ponad dachysłomianymi,porosłymi zielonym aksamitnym mchem i gdzieniegdzie nawet trawš.Nie wiem, czy potrzebnie opisuję dworek tego rodzaju, tak one jeszcze niedawnopospolitymi były u nas, tak sš jeszcze pamiętne wszystkim ze swymi akcesoriamizwykłymi,żywymi i nieżywymi. Ale któż wie, czy je wkrótce zobaczym już, czy o nichposłyszym,cywilizacja idzie ku nam tak szybko! a co gorzej, poczyna zawsze wprzód działaćna domy isuknie niż na ludzi. Trzeba więc opisywać i dworki, i słomki, i co tylko niecoprzeszłocišpachnie, bo wkrótce tego wszystkiego nie stanie. Sš to zabytki starożytnoci.Zaraz za dziedzińcem poczynała się wioska w jednš, łań w drugš stronę. Na lewoczerwieniał krzyż, na prawo żółciła droga ku laskowi brzozowemu, i tam dalej.W tył za dom był ogródek, ale ani angielski, ani francuski, ani chiński; poprostuszlachecka zagroda. rodkiem ulice agrestowe, porzeczkowe, malinowe, jabłonie,stare grusze iliwy; w bok dalej trochę grzędy truskawek zarosłe, a za nimi utile dulci*przymierzane:kapusta, groch cukrowy, ogórki, marchew, koper, selery i licznie na wysokichtyczkachprezentujšca się fasola. Pod starš gruszš altanka z chmielu, w altance ławka zdarniny, cieżkinigdy nie czyszczone, sadzawka tatarakiem od Zielonych wišt nie tykanymzarosła, lamusikstary. Dokoła, żeby broń Boże oczu w okolice nie pucić, płot otarnowany,wysoki, porzšdny,szczelny, za nim rów, a w dodatku poplštana Wirginia. Pomimo takiego obwarowaniauważneoko badacza mogło dojrzeć wyłamanych gdzieniegdzie krzaków, zdeptanej trawy,powykręcanych gałęzi, nieco pochylonych płotów i widocznych ladów ukradkowegoprzejcia.Jedna tego rodzaju cieżynka wiodła ze wsi po zakazany owoc do raju panaPokotyły; druga odzabudowań gospodarskich przemykała się ku karczmie, skracajšc drogi przyjaciołomstarozakonnego Szmula.Taki był dworek cum attinentiis* pana Pokotyły, starego kawalera i niegdywojskowego,dzi dziedzica jednej trzeciej częci wioski i gospodarza.Pan Pokotyło żył zadowolniony wiejskim trybem życia, nie znajdujšc, żeby w nimwartobyło co dodać lub od niego co ujšć, przyjmował je jako fakt spełniony (rzecznajwygodniejsza) i zastosował do niego.Życie też jego ani się bardzo frasowało jutrem, ani rozmylało o wczorajszym,płynęło, jakpłynš wody, nie widzšc, kędy i po co, przyjmujšc w siebie i deszcz, i liciewierzb nadbrzeżnych,i żaby, i szczupaki, i co tam zwykle w rzekach bywa. E sempre bene*.Skarżyć się skarżył prawda i pan Pokotyło, bo któż się nie skarży? ale niemylał nigdywszakże na to, co mu dolegało, radzić nie pojmował nawet, żeby to było można iżeby próbana co się przydać miała.Rano wstawszy, herbatę wypiwszy, nieco się przyodziawszy (buty nie co dzieńwdziewałszuwaksowane, uważajšc ich, zgodnie z Jankiem sługš, za zbytek szalony)wychodził na łantrochę, trochę do stodoły albo do ekonoma. Potem jadł niadanie, złożone z wódkistarej, chleba iwędliny lub marynaty; wczesny obiadek bardzo prosty, uwarzony z elementówniewytwornych, zdodatkiem butelki piwa lub kieliszka wina (jeli goć się trafił). Wino jedyne,jakie znał p.Pokotyło, było owe tak zwane francuskie, które Litwie na wicinach* przychodzi,garncami sięsprzedaje i butelkuje w domu. Jeli nikogo nie było, po obiedzie zasypiał i spałdo czwartej,czasem dłużej, jeli słotna pora fizycznie i moralnie do snu skłaniała.Wieczorem przechadzał sięokoło gospodarstwa lub jechał w sšsiedztwo; jeszcze póniej kładł kabałę,chodził z fajkš popokoju, studiował nad kalendarzem, gawędził z ekonomem u drzwi i z założonymirękomaatentujšcym* nareszcie usypiał. Tu zasłona spada.Życie to miało za sobš wielkš prostotę częci składowych. Co się tam działo wduszy jego,nikt nie wie, nawet ekonom, któremu zwykł się najserdeczniej wynurzać, objanićo tymdokładnie nie był w stanie, tym bardziej niżej podpisany.To, co do pierwszego.Synowiec gospodarza, mieszkaniec tejże wioski, który przy starej matcegospodarkš nadrugiej częci się zajmował, żył także bez wielkiego na życie wysilenia. Matkapoczciwa,prostoduszna staruszka, modliła się, rozdawała i odbierała przędzę, motki ipłótna, jedziłakoczobrykiem* starym do kocioła, układała chętnie kabałę i karmiła dwa pieski.Pan Fabianwyszedłszy z pištej klasy (gdyż szóstš uznał on i matka za zupełnie zbytecznš),zapucił brodę,zaczšł palić cygaro, polować z chartami i uganiać za dziewczętami. Zapomniałemobjawić, żegrał na skrzypcach i gitarze (wielki talent), służšcego wyuczył grać naklarnecie i improwizowałmuzyczkę na wieczorkach sšsiedzkich. Był więc bardzo pożšdanym gociem.Mieszkali wedworze daleko większym i pokaniejszym od poprzednio opisanego, na starejsadybie, która sięzwała zamczyskiem, opasanej wałami zielonymi, zarosłej dębami, ustrojonej wstarepopodpierane budowle. Naprzeciw niej ciemna cerkiew ze swymi gankami,obwodzšcymi jšdokoła, wysuwała się spomiędzy klonów i lip, z błyszczšcym nowym krzyżem naczole i wieżopomalowanym jaskrawo dachem. Dalej biegła wioska ku dolinie z pochyłymi chaty ibłotnistšulicš.Pan Hasling, sšsiad Pokotyły, mieszkał w drugiej wiosce, dawniej żonaty, dziwdowiec okilkorgu dzieci, zakłopotany przyszłociš, frasowny, zabiegły, zgryliwy,kłótliwy i po większejczęci smutny (chorował na wštrobę). Lubił poncz pasjami, miał trzy córkidorosłe na wydaniu,co tłumaczy jego przyjań dla Pokotyłów. Panny, to były białe, rumiane, wesołe iw perkalikachchodzšce. Wszystkie trzy grały na gitarze, pisały jak kury, czytały pracowiciezbierajšcrozpierzchłe głoski; ale doskonale znały się na różnicy przędzy, na osiemnastkęi dwudziestkę*używanej, na nabiale i pieczywie ciast wielkanocnych. piewały dumki ukraińskie,nie bezwdzięku. Dwóch braci powiększało familiš wielce przyjemnie. Oba byli zawołanimyliwi, mielikażdy nejtyczankę*; trzy konie niemaciste, często się zmieniajšce, a niekiedynosate i po jednymosełedczonym* kozaczku, po dwa charty, po jednej strzelbie i po ogromnym nosie.Ojciec,synowie, córki żyli, nie można powiedzieć, bardzo zgodnie i przykładnie; aleożywiajšc sobiemonotonię wiejskiego pożycia i żwawymi częstokroć sprzeczkami, które interesudodawały dowydziedziczonego z silnych wzruszeń żywota. Spory między rodzinš nigdy nieprzechodziłygranic przyzwoitej kłótni familijnej i kończyły się szczęciem na języku,Zresztš bywały i chwileciszy i zgody, i serdecznoci nawet, bo się kochali bšd co bšd.Pan Teo... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Strona poczÄ…tkowa
- McDermott Andy Tajemnica Eskalibura, eboki programy jezyki obce, ebooks, McDermott Andy
- Michael Erlewine-The Astrology of Space, Astrologia po Angielsku 1.1 GB ksiazek, Astrology Ebooks
- Minimalist Lighting - Professional Techniques for Location Photography, FOTOGRAFIA (KSIAZKI), The Ultimate Photography Ebooks Collection (Total 358 Books)
- Meyer Stephenie - 1 - Zmierzch, eBooks, Stephanie Meyer
- Mehrotra & altri - Elements of Artificial Neural Networks, stooges (hasło - stooges), ebooks, Consciousness Books Collection
- Mediação e Conflitos Coletivos de Trablaho - Ines S. Molina Jazzar(1), - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
- Mediação em Relações Individuais de Trabalho - Cleber Alves Bastazine, - Biblioteca - Biblioteka - Library, - EBOOKs PORTUGUÊS
- Melanie Mitchell - An Introduction to Genetic Algorithms, stooges (hasło - stooges), ebooks, Consciousness Books Collection
- Minkowski Aleksander - Artur, ===NOWE EBOOKI===
- Metropolitan - Walter Jon Williams, ebook
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kosz-tkkf.pev.pl