McMahon Barbara - Żona na tysiac nocy, CZYTADEŁKA, mix ROMANSE 300 stron ów

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BARBARA McMAHON
Żona na
tysiąc nocy
PROLOG
Cole Langford zatrzymał auto tuż za stojącym przed domem
samochodem. Bez pośpiechu zgasił światła, wyłączył silnik i wy­
siadł. Zmierzchało. O tej dziwnej porze na skraju dnia i nocy
jedynym słyszalnym dźwiękiem było brzęczenie cykad.
Samochód stoi przed domem, pomyślał Cole, wchodząc po
schodach na szeroką, drewnianą werandę, więc pewnie nigdzie
nie poszła. Był zły i całkowicie pewien, że podjął właściwą
decyzję. Całkiem niedawno przeżył koszmar. Stracił żonę, przed­
siębiorstwo budowlane, dom. Na samo wspomnienie zdrady uko­
chanej żony ogarniała go wściekłość. Przystanął i z całych sił
zacisnął pięści. Bez tego pewnie nie udałoby mu się opanować.
Przez oszklone drzwi zajrzał do wnętrza domu. Było ciemno,
choć oko wykol. Nacisnął dzwonek. Potem jeszcze raz.
Co jest? pomyślał coraz bardziej zdenerwowany Cole. Gdzie
ona się podziewa? Powinna przecież siedzieć w domu. Wczoraj
na pogrzebie tak mizernie wyglądała. Była taka samotna.
To właśnie podczas pogrzebu ojca Patrycji przyszedł mu do
głowy ten pomysł. Od tamtej pory Cole właściwie o niczym
innym nie mógł myśleć. Tym bardziej że Becky bardzo go pro­
siła, żeby zajrzał do Patrycji, z którą jego młodsza siostra
przyjaźniła się od czasów szkolnych. No więc przyszedł i chciał
jej przedstawić swoją propozycję. Wcale nie był pewien, jak ona
na to zareaguje, chociaż w głębi duszy miał nadzieję, że się
zgodzi. Z pomocą Patrycji Anderson mógłby się wykaraskać
6
ŻONA NA TYSIĄC NOCY
z tarapatów finansowych i ponownie mocno stanąć na własnych
nogach.
Cole był niezależny aż do przesady. Przerażała go sama myśl
o tym, że mógłby kogokolwiek potrzebować. Tymczasem sam
sobie wymyślił zależność i to w dodatku zależność od kobiety.
No cóż, trafiła mu się nie lada okazja, którą głupio byłoby zmar­
nować. Zresztą, pocieszał się, nie uzależnię się od niej na zawsze.
Trzy lata można wytrzymać. Jeśli oczywiście ona się zgodzi.
Cole obszedł dom dookoła. Patrycja siedziała na ustawionej
na tarasie drewnianej huśtawce. Sama w zapadającym mroku.
Cole stanął przed jedną z wielu rabat kwiatowych, czekając, żeby
go zauważono. Wszystkie te kwiaty, które Patrycja tak bardzo
lubiła, kolorowe i pełne życia w ciągu dnia, w ciemnościach
wczesnego wieczoru wyglądały szaro i smutno. Tylko ich zapa­
chy tworzyły przedziwną wieczorną mieszaninę woni. A w tym
wszystkim Patrycja. Taka drobna, bezbronna i zupełnie zagu­
biona. ..
- Patrycjo.
- Cole? - Zdziwiona podniosła głowę. - Skąd się tu wziąłeś?
Cole jednym susem przesadził kwiatową rabatę, wszedł na
taras i usiadł na huśtawce obok Patrycji. Ściskała w dłoni mokrą
chusteczkę i miała Zapuchnięte oczy. Płakała. Sukienkę miała
pogniecioną, bose stopy. Cole'owi zrobiło się jej żal.
- Przyszedłem zobaczyć, czy nic ci nie jest - powiedział
cicho.
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, zupełnie odruchowo
przytulił ją do siebie. Patrycja wsparła się na jego mocnym
ramieniu. Patrzyła na ciemny ogród.
Znali się od dziecka. Patrycja i Becky, młodsza siostra Cole'a,
były serdecznymi przyjaciółkami, więc Cole i ją traktował jak
młodszą siostrę. A przecież kiedyś okropnie się we mnie kochała,
ŻONA NA TYSIĄC NOCY
7
pomyślał Cole. Ciekawe, dlaczego właśnie teraz mi się to przy­
pomniało? No cóż, mam nadzieję, że nie odrzuci mojej propo­
zycji. Choćby przez wzgląd na naszą przyjaźń.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dobrze, tylko strasznie mi smutno. Tak bardzo mi go brakuje.
- Ogromnie ci współczuję - powiedział Cole.
Patrycja z ojcem sprowadzili się do Norfolk, kiedy dziewczy­
na miała szesnaście lat. Jej matka zmarła kilka lat wcześniej
i oprócz ojca Patrycja nikogo na świecie nie miała.
- Widziałam cię wczoraj na pogrzebie - odezwała się Patry­
cja. - Dziękuję, że przyszedłeś.
Cole delikatnie głaskał ją po ramieniu. Na próżno usiłował
wymyślić słowa pociechy. Przede wszystkim jednak chciał po­
rozmawiać z nią o swojej propozycji, która od wczoraj zaprzą­
tała mu głowę. Bał się jednak, żeby Patrycja sobie nie pomyślała,
że on jest nieokrzesanym i pozbawionym wszelkiej wrażliwości
gburem.
- Co teraz zrobisz? - zapytał po chwili.
- Nic. - Wzruszyła ramionami.
- Czy tata zapisał ci dom?
- Tak. Zresztą mam z czego żyć. Pracuję w bibliotece.
- Becky mi powiedziała, że wydałaś książkę. Myślałem, że
zrezygnujesz z pracy i zaczniesz pisać.
- Jedna książka jeszcze o niczym nie świadczy, ale dobrze,
że tatuś zdążył ją zobaczyć przed śmiercią. Zresztą nic mi jeszcze
za nią nie zapłacili. Wszystko zależy od tego, czy powieść dobrze
się sprzeda. Z polisy taty prawie nic nie zostało. Bardzo dużo
kosztowało leczenie. Potem pogrzeb... Nie mogę zrezygnować
z pracy.
- Chcesz zostać zawodową pisarką? - zapytał Cole, spoglą­
dając w ciemne niebo. Im było ciemniej, tym głośniej grały
8
ŻONA NA TYSIĄC NOCY
cykady. Było parno. Zapowiadała się gorąca noc, a po niej naj­
pewniej kolejny upalny dzień.
- Pewnie, że chcę, ale muszę przecież z czegoś żyć. Drugą
książkę też już prawie skończyłam. Został mi jeszcze tylko ostat­
ni rozdział. Na razie nie mogę pracować. Muszę najpierw dojść
do siebie po tym wszystkim...
Dobrze się składa, pomyślał Cole. Moja propozycja także dla
niej będzie korzystna, więc może się nią zainteresuje.
- Posłuchaj, Pat - zaczął niepewnie. - Chciałbym cię prosić,
żebyś rozważyła moją propozycję.
Własna nieśmiałość jego samego zadziwiła. Dopiero teraz
zrozumiał, jak bardzo zależało mu na tym, żeby Patrycja się
zgodziła. Należało tak jej przedstawić ten plan, żeby nie miała
żadnego, choćby nawet najmniejszego powodu do jego odrzuce­
nia. Trzeba było uzmysłowić jej korzyści, jakie obojgu przynio­
słaby jego realizacja.
- Jaką propozycję? - zaciekawiła się Patrycja.
- Becky pewnie ci powiedziała o mnie i o Diane. - Cole
znów uczuł straszny gniew. Niewiele słabszy niż ten, który go
ogarnął, kiedy dowiedział się o zdradzie żony.
- Tak, mówiła, że się rozwodzicie.
- Już po wszystkim. Trzy tygodnie temu wyrok się upra­
womocnił. - Cole bardzo się starał, żeby zabrzmiało to obojęt­
nie, jakby nie jego, ale zupełnie kogo innego ta sprawa doty­
czyła. - Czy powiedziała ci też, że jestem kompletnie spłuka­
ny? Nie mam absolutnie niczego. No nie, przesadziłem. Mam
ubranie.
.- Niemożliwe! - Patrycja wpatrywała się w twarz Cole'a,
jakby w ciemnościach nocy rzeczywiście mogła coś zobaczyć.
- Jak to się stało?
- Diane zabrała wszystkie nasze oszczędności, papiery war-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl