Merrill Christine - Grzesznik i święty 01 - Pułapka uczuć, 1. Nowo dodane romanse

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Christine MerrillPułapka uczućTłumaczenie:Bożena KucharukROZDZIAŁ PIERWSZYSamuel wraca do domu!Evelyn Thorne przyłożyła rękę do piersi, serce gwałtownie przyspieszyło rytm na samą myślo Samie. Jak długo czekała na jego powrót? To już niemal sześć lat. Wyjechał do Edynburga, gdybyła jeszcze uczennicą, i od tamtej pory przygotowywała się na dzień jego powrotu.Wiedziała, że kiedy Samuel zdobędzie wykształcenie, wróci po nią. Któregoś dnia znów usłyszylekkie, szybkie kroki na deskach podłogi w głównym holu. Zawoła na powitanie lokaja, Jenksa,i wesoło spyta o jej ojca. Z gabinetu rozlegnie się zapraszający głos – ojciec z pewnością w tymsamym stopniu, co i ona będzie ciekaw, kim stał się jego podopieczny.Po serdecznych powitaniach wszystko znów będzie takie jak dawniej. Będą siadywać razemw salonie i w ogrodzie. Poprosi Samuela, by towarzyszył jej na balach i przyjęciach, którez pewnością wydadzą się mniej nużące.Pod koniec sezonu Samuel wróci z nimi na wieś. Tam będą spacerować w sadzie i biegać ścieżkądo niewielkiego stawu, aby leżeć na kocu, obserwować ptaki i jeść piknikowe specjały z koszyka,który sama spakuje. Bała się, że kucharka mogłaby nie wybrać najlepszych kąsków dla mężczyzny,niebędącego „prawdziwym Thorne’em”.Jakby dla uprawdopodobnienia tej teorii, stojąca przy drzwiach pani Abbott chrząknęła znacząco.– Lady Evelyn, może będzie pani wygodniej w saloniku? W holu jest chłodno. Kiedy pojawią sięgoście…– Będzie przyzwoiciej, jeśli nie zastaną mnie tutaj? – dokończyła Eve z westchnieniem.– Jeśli przyjedzie jego książęca mość…– Nie spodziewamy się wizyty księcia, pani Abbott, dobrze o tym wiesz.Gospodyni cichutko prychnęła na znak dezaprobaty.Evelyn obróciła się w jej stronę, zapominając o dziewczęcym podekscytowaniu. Mimo że miałazaledwie dwadzieścia jeden lat, była panią tego domu i oczekiwała posłuszeństwa.– Nie życzę sobie podobnych uwag. Doktor Hastings jest takim samym członkiem rodziny jak ja,a może nawet jeszcze bardziej niż ja zasługuje na to miano. Ojciec zabrał go z przytułku trzy lataprzed moimi narodzinami. Odkąd sięgam pamięcią, jest nieodłączną częścią tego domu i moimjedynym bratem.Oczywiście musiało minąć sporo czasu, zanim zaczęła uważać Samuela za brata. Bezwiedniedotknęła warg.Pani Abbott zauważyła ten gest i podejrzliwie zmrużyła oczy.Przez chwilę Eve zastanawiała się nad wycofaniem się do salonu. Byłaby tam mniej widoczna dlasłużących. Co jednak pomyślałby sobie Samuel, gdyby zmusiła go do wystąpienia w roli zwykłegogościa?Skłoniła głowę, jakby w uznaniu dla roztropnej rady pani Abbott i powiedziała:– Masz rację. Jest przeciąg. Przynieś mi szal, a na pewno nie zmarznę. I nie będę przechadzać sięprzed oknami, bo dużo wygodniej będzie mi na ławce przy schodach. – Stamtąd będzie miaładoskonały widok na frontowe drzwi, a jednocześnie pozostanie niezauważona dla wchodzących.Zrobię Samowi miłą niespodziankę, pomyślała.Spojrzała w mijane właśnie lustro. Machinalnie przygładziła włosy i suknię. Czy spodobam mu sięteraz, kiedy dorosłam? Książę St. Aldric uznał ją za najpiękniejszą pannę u Almacka, diament czystejwody, jak to określił. Jednak księciu komplementy przychodziły z taką łatwością, że częstozastanawiała się, czy są szczere.W podobnej sytuacji Samuel nie pozwoliłby sobie na czcze komplementy. Być może powiedziałby,że jest atrakcyjna. Nie miał jednak okazji, by poczynić takiej uwagi, jako że nie przyjechał na jejpierwszy sezon. Po skończeniu studiów uniwersyteckich wstąpił do marynarki.Od tego czasu minęło już kilka lat. Spędziła je na przeglądaniu gazet w poszukiwaniu wiadomościo jego okręcie i wysiłkach, by stać się taką kobietą, jaką spodziewałby się zobaczyć po powrocie.Skreślała dni w kalendarzu, a w grudniu wmawiała sobie, że w następnym roku jej czekanie sięskończy.Powiadomił listownie jedynie jej ojca, że będzie służył na okręcie „Matilda”. Od dnia rozstanianie napisał do niej ani słowa. Nie dowiedziała się nawet w porę o tym, że został lekarzemokrętowym. Po prostu wyjechał i zniknął.Kilka lat czekania sprawiło, że wciąż jeszcze znajdowała się w gronie kandydatek dozamążpójścia. Nie mogła jednak wyjść za mąż, dopóki ponownie nie zobaczy Samuela. Powszechnieuważano, że to dziwne, że nie przyjęła jeszcze żadnych oświadczyn. Gdyby odrzuciła propozycjęmałżeństwa ze strony księcia, wypadłaby z obiegu – żaden mężczyzna nie ośmieliłby się staraćo pannę, która odrzuciła względy księcia. Żaden… z wyjątkiem jednego, pomyślała.Rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi. Podskoczyła na krześle. Zamiast jednak otworzyć,wycofała się do niewielkiej wnęki u zakrętu schodów. Chciała zobaczyć Samuela w chwili, gdy niewie, że jest obserwowany, i zachować ten moment dla siebie. Nie będzie musiała się pilnować przedsłużbą i puści wodze wyobraźni.Jenks otworzył drzwi. Jego wysoka, wyprostowana sylwetka zasłoniła mężczyznę na schodach.Prośba o wpuszczenie do środka została wypowiedziana zdecydowanym głosem, w którympobrzmiewał cieplejszy ton uprzejmości. Uzmysłowiła sobie, że oczekuje chłopca, który wyjechałprzed laty, a nie mężczyzny, którym Sam stał się teraz.Mężczyzna wszedł do holu żwawym krokiem żołnierza, nie miał jednak blizn ani oznak kalectwa,jakie widywała u tak wielu powracających oficerów. Uświadomiła sobie, że przebywał daleko odmiejsc walk; zajmował się rannymi pod pokładem statku.Wciąż był blondynem, chociaż rudawe pasma w jego włosach pociemniały i stały się niemalbrązowe. Starannie ogolone policzki straciły chłopięcą krągłość, uwydatniając mocno zarysowanąszczękę. Miał niebieskie oczy o bystrym, spostrzegawczym spojrzeniu. Objął wzrokiem hol. Patrzyłna znajome kąty tak, jak ona patrzyła na niego, zauważając zmiany i podobieństwa. Na zakończenieoględzin kiwnął głową, a potem spytał, czy ojciec Evelyn jest w domu i czy gotów jest go przyjąć.Chłopiec, którego zapamiętała, miał bardzo pogodne usposobienie, często się śmiał i zawsze byłgotów do pomocy, jednak mężczyzna, który stał teraz przed nią w granatowym mundurze, byłniezwykle poważny. Można nawet było określić go mianem ponuraka. Przypuszczała, że taki jestwymóg jego zawodu. Nikt nie życzył sobie, by lekarz przynoszący złe wieści, miał uśmiech natwarzy. Jednak chodziło nie tylko o to. W jego oczach kryło się współczucie i empatia, tak jakbyodczuwał ból wraz z cierpiącymi.Chciała zapytać, czy jego życie w marynarce było tak straszne, jak sobie to wyobrażała. Czyprzerażał go widok okaleczonych ludzi, dla których nic nie mógł zrobić? Czy fakt, że uratował odśmierci tak wielu, rekompensował mu okropieństwa wojny? Czy istotnie tak bardzo się zmienił? Czyzostało w nim coś z chłopca, który ją opuścił?Teraz, gdy wrócił, miała ochotę zadać mu mnóstwo pytań. Gdzie był? Co tam robił? A conajważniejsze, dlaczego ją zostawił? Myślała, że kiedy przestali być dziećmi i współtowarzyszamizabaw, staną się sobie jeszcze bliżsi.Patrząc, jak mija jej kryjówkę i wstępuje za Jenksem na schody, pomyślała, że jest zupełnie innyniż St. Aldric, który wydawał się nieustannie uśmiechać. Chociaż książę miał wiele obowiązków,jego twarz nie miała udręczonego wyrazu, nie była nacechowana zatroskaniem jak twarz Sama.Natomiast w wyglądzie dostrzegała między nimi wiele podobieństw. Obaj byli blondynamio niebieskich oczach. St. Aldric był jednak wyższy i przystojniejszy. Przewyższał zresztą Samuelapod wszystkimi niemal względami. Miał większą władzę, więcej pieniędzy, wyższy status społeczny.A jednak nie był Samuelem. Westchnęła. Rozsądek nie potrafił u niej zapanować nad sercem, któredawno już dokonało wyboru. Jeśli przyjmie oświadczyny St. Aldrica, będzie z nim w miaręszczęśliwa, jednak nigdy go nie pokocha. Cóż jednak miała począć w sytuacji, gdy mężczyzna,któremu oddała serce, nie odwzajemniał jej uczuć?Tymczasem Sam udał się prosto do jej ojca, w ogóle o nią nie pytając. Zapewne nic go nieobchodzę, pomyślała. Czyżby nie pamiętał pocałunku? A przecież ten pocałunek zmienił wszystkomiędzy nimi! Nieodłączny uśmiech Samuela zniknął z jego twarzy. Wkrótce potem wyjechał.Nawet jeśli źle odczytała jego uczucia, sądziła, że powinien był chociaż zostawić jej listpożegnalny. A już na pewno powinien odpowiedzieć przynajmniej na jeden z listów, które pisała doniego regularnie raz w tygodniu.Nie powinna się nad tym zastanawiać. Kobieta, która przyciągnęła uwagę księcia, człowiekawpływowego i bogatego, a przy tym przystojnego, uprzejmego i pełnego wdzięku, nie powinnazamartwiać się brakiem zainteresowania ze strony lekarza niższego stanu.Westchnęła. Mimo wszystko podobne myśli ostatnio nieustannie ją nawiedzały. Nawet jeśli jej niekochał, wciąż pozostawał jej przyjacielem. Serdecznym, bliskim przyjacielem. Chciała zasięgnąćjego opinii na temat St. Aldrica, poznać jego zdanie. Gdyby okazało się, że nie popiera tegozwiązku…Zdawała sobie sprawę, że to raczej nieprawdopodobne. Samuel na pewno nie wkroczy do akcjiw ostatniej chwili, by wystąpić z propozycją małżeństwa.– Chirurg okrętowy. – Lord Thorne prychnął z dezaprobatą. – Czy tych obowiązków z równympowodzeniem nie mógłby podjąć się stolarz albo cieśla? Lekarz z uniwersyteckim wykształceniempowinien mierzyć znacznie wyżej.Samuel Hastings beznamiętnym wzrokiem patrzył w pochmurną twarz swego dobroczyńcy. Dobrzepamiętał czasy, kiedy wszystko, co robił, spotykało się wyłącznie z aprobatą, a wszystko, co Samuelrobił, miało na celu zadowolić lorda Thorne. Niemal panicznie bał się go zawieść.– Wprost przeciwnie. Jestem pewien, że zarówno kapitan, jak i załoga cenili sobie moją pomoc.Udało mi się uratować więcej kończyn, niż byłem zmuszony amputować. Zyskałem doświadczenie,stykając się z wieloma chorobami, których nigdy bym nie zobaczył, gdybym pozostał na lądzie. Mamtu na myśli przede wszystkim choroby tropikalne, stanowiące wielkie wyzwanie dla lekarza.W chwilach wolnych od bezpośrednich działań studiowałem księgi. Na statku można poświęcićwiele godzin na edukację.– Hm. – Podły nastrój opiekuna ustępował miejsca rezygnacji w zetknięciu z racjonalnymiargumentami. – Skoro nie potrafiłeś znaleźć innego sposobu na zdobycie niezbędnego doświadczenia,widać tak musiało być.– Poza tym zwiedziłem kawał świata – dodał Samuel, celowo żywszym tonem. – Kiedywyjeżdżałem, zachęcał mnie pan do podróży.– To prawda – przyznał ostrożnie Thorne. Zabrzmiało to jak szczególnego rodzaju pochwała. – [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl