Meyer Kai - Upadek Arkadii, e-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->KAI MEYERTłumaczyłaEmilia KledzikBliznyGDYBYŚMY BYLI bliznami, nasze wspomnienia łączyłyby nas jak nici. Nie można ichprzeciąć. Jeśli to zrobisz, rozerwiesz się na pół.— Ale moje wspomnienia tak bardzo bolą — powiedziała. — O tak wielu sprawachchciałabym zapomnieć.— Jak sobie to wyobrażasz? Wszystko, co przytrafiło ci się w życiu, dzieje się takżeteraz. Co raz się zaczęło, nie kończy się. Tam, w twojej głowie, nigdy nie ma końca.PożegnaniePOGRZEB FUNDLINGA.Za ciepło jak na środek marca, wiatr niosący za dużo piasku, słońce zbyt ostre.Karmelowy, pagórkowaty krajobraz drżał, a procesja czarnych postaci wyglądała jakfatamorgana.Rosa starała się nie zwracać uwagi na otoczenie. Wyłączyć wszystkie wrażenia pozadotykiem dłoni Alessandra. Szedł obok niej przez cmentarz. Wszystkimi zmysłami czuła jegoobecność.Jedynymi drzewami pośród grobów były cyprysy. Obok szerokiej głównej alei wznosiłysię kaplice bogatych rodzin ziemiańskich. Rodzin, które niczym królewskie dynastie rządziłyniegdyś tą ziemią. Teraz wszystko należało do Carnevarów, ich krypta była największai najwspanialsza. Drzwi do niej stały szeroko otwarte.Rosa i Alessandro szli zaraz za trumną i jej sześcioma milczącymi tragarzami.Dziewczyna miała na sobie skromną, ciemną sukienkę, która opinała się na jej kościachbiodrowych, rajstopy z dużymi oczkami i buty na płaskim obcasie. Czarny garnitur Alessandrasprawiał, że wyglądał dojrzalej. Zresztą eleganckie stroje pasowały do niego bardziej niż dowiększości osób, które znała. Być może dlatego, że każdy z jego garniturów był uszyty na miarę.Na czele krótkiego pochodu pogrzebowego szło razem z nimi kilkoro domownikówcastelloCarnevare, których Fundling znał od maleńkości. Ksiądz zniknął w cieniu portalu.Tragarze, trzymając trumnę za złote rączki, wsunęli ją w otwór w murze. Fundling nie byłczłonkiem rodu Carnevare, a podrzutkiem o nieznanym pochodzeniu. Alessandro zarządziłjednak, by oddano mu ostatnią posługę, jak gdyby był jego rodzonym bratem.Razem z Rosą i Alessandrem do kaplicy weszła Iole. Letnią biel, którą zwykle nosiłaz takim upodobaniem, zamieniła na ciemny kostium. Iole była dziwna, o wiele zbyt dziwacznajak na piętnastolatkę, ale z dnia na dzień stawała się coraz ładniejsza. Jej krótkie czarne włosyotaczały drobną twarz, z której wyglądały ogromne oczy podobne do kawałków węgla.Pogrążona w myślach, czubkiem buta rysowała w kurzu małe serce na marmurowej posadzce.Ksiądz rozpoczął mowę pogrzebową.Od kilku dni Rosa wiedziała, że ujrzy ten widok. Stała i czekała na moment, kiedy niebędzie można ukryć ostateczności tego zdarzenia. Chciała być zła na lekarzy, którzy niezauważyli, że Fundling obudził się ze śpiączki i miał siłę, by bez pomocy wstać z łóżka. Napielęgniarki, które nie obserwowały go dostatecznie starannie. A nawet na ludzi, którzy w końcugo znaleźli, niedaleko kliniki, ale na tyle głęboko w skałach, że poszukiwania trwały całe dwadni.Najchętniej porozmawiałaby teraz z Alessandrem. W jednej chwili przestraszyła się, żebyć może nigdy więcej z nim nie pomówi, bo przecież to wszystko tak szybko przemijało. Czyto, co się działo, nie było tego najlepszym dowodem? Niedawno straciła siostrę Zoe i ciotkęFlorindę. A teraz jeszcze Fundling. Kto mógł jej zagwarantować, że Alessandro nie będzienastępny? A oni stali tu i marnowali czas.Ksiądz wypowiedział ostatnią modlitwę przy grobie w murze. Żałobnicy zbliżali się terazpojedynczo do trumny, by się pożegnać.Rosa podeszła zaraz za Alessandrem. Chciała sobie przypomnieć coś, co łączyło jąz Fundlingiem, jakąś chwilę, coś osobistego, co do niej powiedział.Przyszło jej do głowy właśnie to, czego nigdy do końca nie zrozumiała: Zadałaś sobiekiedyś pytanie, kto stoi w dziurach w tłumie?Dlaczego właśnie teraz o tym pomyślała? Dlaczego nie o jego uśmiechu — czykiedykolwiek widziała jego uśmiech? — albo o smutnych, brązowych oczach?Cały czas są z nami. Niewidzialni. Tylko tłum sprawia, że ich widać.Przycisnęła opuszki palców do warg i dotknęła zimnego drewna trumny. Tak było dobrze.Trochę niezręcznie, ale dobrze.Iole położyła na pokrywie trumny zdjęcie Sarcasma, czarnego psa, mieszańca, którynależał do Fundlinga. Potem grzbietem dłoni przetarła oczy i razem z Rosą i Alessandrem wyszłaz kaplicy. Rosa po krótkim wahaniu chwyciła ją pod rękę. Dziewczynka położyła głowę na jejramieniu. Materiał czarnej sukienki stał się wilgotny i ciepły pod policzkiem Iole.Palce Alessandra ścisnęły nieco mocniej dłoń Rosy.— Tam. — Skinął głową w kierunku trzech postaci, które stały w cieniu cyprysów,w oddaleniu od pozostałych. — Czy oni oszaleli, że się tu pojawiają?Za kamiennym lasem z cmentarnych krzyży i pomników Rosa zobaczyła niską kobietę,której krótkie włosy z ledwością dotykały kołnierza jej jasnobrązowego płaszcza. Przypomniałasobie o otwieranym medalionie. Nigdy nie widziała sędzi Quattrini bez niego na szyi.Kobieta z dystansu odwzajemniła spojrzenie. Oboje asystentów i ochroniarzy, AntonioFesta i Stefania Moranelli, stało po obu jej stronach. Pod rozpiętymi skórzanymi kurtkami byłowidać paski kabur ich pistoletów.— Czego tu szukają? — Delikatne czarne włoski wyrosły za kołnierzykiem Alessandra.— Tylko się przyglądają.Rosa miała nadzieję, że się nie myli. Kiedy razem z Alessandrem szła na oddziałpatologii, by zidentyfikować zwłoki Fundlinga, pomiędzy nim a sędzią doszło do ostrej kłótni.Alessandro zarzucił Quattrini, że wiedziała, jak umarł Fundling, i niepotrzebnie zarządziłaobdukcję zmarłego. W jakim celu?— Żeby pociąć go jak gotowaną kurę — powiedział wtedy.Pod rąbkiem prześcieradła, którym lekarze medycyny sądowej przykryli Fundlinga, byłowidać górną krawędź rany. Otworzyli jego klatkę piersiową, a potem ponownie ją zaszyli.A przecież to, jak umarł, wydawało się jasne. Fundling wywlókł się z kliniki — nikt do końca niewiedział, jak mu się to udało po pięciomiesięcznej śpiączce — i wpadł w szczelinę międzyskałami. Właśnie tam znaleźli go policjanci.Rosa przez chwilę przysłuchiwała się, jak Alessandro i sędzia przekrzykują się na tematzmarłego, a potem wyszła bez słowa. Na parkingu wsiadła do jego samochodu, a on był takwściekły, że kiedy wrócił, kłótnia toczyła się dalej, bez udziału Quattrini. Rosa i Alessandronigdy na siebie nie warczeli. Ale oboje znali tony swoich głosów na tyle dobrze, by wiedzieć,kiedy różnica zdań groziła zamianą w poważny problem.Od tego czasu zapomnieli już o tym spięciu. Ale on nie mógł się pogodzić z faktem, żeQuattrini i jej asystenci pojawili się na pogrzebie.Kiedy już się zbierał, by podejść do sędzi, Rosa powstrzymała go.— Nie rób tego.— JestemcapoCarnevarów. Moi ludzie oczekują ode mnie, że będę reagowaćstanowczo.— Moim zdaniem, jeśli chcesz zrobić na niej wrażenie, załóż na głowę większy kapeluszniż ona. Ale nie wdawaj się w takie bzdury.Iole wyrosła przed nimi jak spod ziemi.— Przestańcie się kłócić, albo znowu będę udawać, że zemdlałam. Być może zacznę teżkrzyczeć.Czarne ślady rozmazanego tuszu do rzęs schły na jej policzkach.Rosa znów chwyciła ją pod ramię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl