Medeiros Teresa - Wygrana[1], E-BOOKI, Nowe (h - 123)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TERESA MEDEIROS
Tytuł oryginału
SHADOWS AND LACE
1990 by Teresa H. Medeiros
Dla Kim-Poo,
która dopisuje własne szczęśliwe zakończenia,
i dla Michaela - mojego bohatera
Prolog
Anglia, rok 1279
Chłopiec bezszelestnie wślizgnął się do jej sypialni. Zmylił
krok, gdy fala mocnej woni rozmarynu przebiegła mu dreszczem
po krzyżu. Przymknął na chwilę oczy i pozwolił zmysłom
zatonąć w oszołamiającym zapachu, jak poprzedniej nocy, gdy
macocha skłoniła się przed nim w tańcu. Przypomniał sobie
muśnięcie czarnych kędziorów na swoim policzku. Rozbroiła go
ich jedwabista pieszczota, podczas gdy kobieta z nieskończoną
cierpliwością uczyła go tanecznych kroków. Otworzył oczy
ocienione gęstymi rzęsami.
Nie powinien tu przychodzić! Komponowania mógł się uczyć
przy ojcowskim biurku, a dworskich manier w sali bankietowej.
Jakież to tajniki rycerskiego rzemiosła zamierzał zgłębiać w kom­
natach macochy? Przed upływem tygodnia ojciec powróci z wo­
jen... Tłumaczył sobie, że przywiodła go tu wyłącznie wdzięcz­
ność, że chce jej tylko podziękować za serce i uwagę, którą mu
okazała pod nieobecność rodziciela.
Zza uchylonego okna dobiegł jego uszu szczęk lanc i ryk śmiechu.
Podwórzec, na którym rycerze zabawiali się fechtunkiem, nagle
wydał mu się przynależny do innego świata. Podniósł wzrok i ujrzał,
że słoneczne promienie wypełniają pustą komnatę. Poczuł rozczaro-
wanie i ulgę zarazem. Postąpił do przodu z gracją większą, niźli
należało się spodziewać po wyrostku zaledwie czternastoletnim.
7
TERESA MEDEIROS
WYGRANA
Adamaszkowe zasłony, których błękit odbijał głębię jej oczu,
odsunięto na boki, odsłaniając rozrzuconą pościel na wielkim
łożu. Wślizgnął się pod baldachim rozpięty na ozdobnych słup­
kach w rogach łoża i schyliwszy się nad skłębioną bielą, dotknął
wgłębienia, które jej głowa wyrzeźbiła w puchu poduszki. Nagle
usłyszał ciche gaworzenie, dochodzące z alkowy za jego plecami.
Podskoczył nerwowo, raniąc czoło o nisko zawieszoną krawędź
baldachimu i odwrócił się przestraszony. Wnet jednak zmarszczył
czoło w gniewie. Zupełnie zapomniał o dziecku! W dębowej
kołysce stała jego siostrzyczka przyrodnia. W piąstkach zaciskała
potargane szczątki pieluszek, zwisające z maleńkich paluszków
jak pogrzebowy całun. Słońce opromieniło złotem jasne kędziorki,
wymykające się spod jedwabnego czepeczka. Drobniutkie ustecz­
ka drżały, okrągłe, niebieskie oczka wypełniły się łzami, ale
dziecko nie wydało z siebie dźwięku. Natura obdarzyła dziewusz­
kę siłą wytrwania tak wielką, iż zdało się, że będzie tak stać bez
końca, czekając, aż przyjdzie ktoś i weźmie ją w ramiona.
Przyszło mu do głowy, że powinien zaopiekować się niemow­
lęciem, żeby nie wypadło z kołyski i nie rozbiło głupiutkiej
główki o twarde płyty podłogi. Postąpił krok ku kołysce i ujrzał,
jak maleństwo wyciąga pulchne ramionka i uśmiecha się przez
łzy. A jeśli ma mokro?... Rozejrzał się ukradkiem, czy nikt go
nie widzi, i ostrożnie podniósł dziewczynkę. Wydała mu się
krzepka i ciężka jak prosiątko. Czy to możliwe, by to niezdarne
stworzonko narodziło się z łona jego wysmukłej, gibkiej maco-
chy? Nieporadnie przewiesił dziewuszkę przez ramię, jak gdyby
mogła go ugryźć. Co ma z nią teraz począć?
Ona niewątpliwie wiedziała, co robić z nim: gaworząc, oparła
mu główkę na piersi, drobnymi paluszkami mocno złapała
kosmyk ciemnych włosów i pociągnęła, jakby chciała mu przy­
pomnieć o swojej obecności. Niespodzianie poczuł w oczach
piekące łzy. Odkąd sięgał pamięcią, nie zapłakał ani razu, nawet
po śmierci matki. Pochylił głowę i ukrył twarz w słodko pach­
nących kędziorkach. Ledwie mógł oddychać przez ściśnięte
gardło. Istotka w jego ramionach była taka świeża, nieskalana,
wolna od piętna winy, która naznaczyła jego uczucia do matki
tej kruszyny! Kołysał w ramionach niewinne stworzenie i tym
dotkliwiej odczuwał brzydotę własnych pokrętnych impulsów...
Nagle drzwi otworzyły się szeroko. Oczy macochy pomrocz-
niały, gdy ujrzała złocistą główkę dziecka opartą o ciemny
puszek porastający chłopięcą pierś. Wyrwała mu niemowlę
z ramion.
- Czy to głupiutkie stworzonko sprawiło ci kłopot? Przebacz!
Nie mam pojęcia, jakim sposobem wciąż udaje się jej wyplątywać
z powijaków!
Zwiesił opustoszałe ramiona, patrząc, jak kobieta omotuje
pulchne ramionka i nożyny lnianą pieluszką. Niemowlęce ustecz­
ka drżały, ale dziewuszka nie zapłakała. Nie spuszczała oczu
z jego twarzy...
Zapytał nieśmiało:
- Czy nie wyrosła już na tyle, by raczkować po pokoju?
- I coś spsocić albo się zranić? Co może wiedzieć wyrostek
o chowaniu niemowląt? Dzięki powijakom wyrosną jej proste
i silne członki... - uśmiechnęła się, ukazując figlarny dołek
w policzku - ...a jej natura nabierze pokornej słodyczy, którą
tak sobie cenią mężczyźni w przyszłych małżonkach! - Ujęła
go za rękę gładką dłonią o skórze barwy kości słoniowej. Smukłe
palce przesunęły się po jego palcach: - Chodźże! Zapomnij
o tym szczenięciu... musisz się wiele nauczyć, zanim powróci
twój ojciec. Jeszcze ani razu nie udało ci się wykonać należytego
dworskiego ukłonu!
Odciągnęła go od kołyski.
- A teraz udawaj, że stoisz przed królową.
Nie musiał udawać. Odchrząknął z zażenowaniem i przykląkł
na jedno kolano, sięgając po wyciągniętą dłoń. Na środkowym
palcu błyszczał rubinami i szmaragdami pierścień zaręczynowy,
dar jego ojca. Schylił czoło; nie śmał jej dotknąć! Opuścił
zaciśnięte pięści wzdłuż boków. Ledwie odważył się odetchnąć,
gdy poczuł jej dotyk. Zagłębiła palce w ciemne kędziory i prze­
sunęła je wzdłuż krawędzi jego uszu. Zamruczała pieszczotliwie:
8
9
TERESA MEDEIROS
~
Mój rycerz... mój słodki młodzieniec. Tyle jeszcze muszę
cię nauczyć!
Zamknął oczy, gdy objęła jego głowę i przyciągnęła do piersi
pachnącej rozmarynem. Ale pod zaciśniętymi powiekami czekał
na niego nie mrok zapomnienia, tylko nagana widoczna w okrąg­
Å‚ych oczach barwy wiosennego nieba...
Część pierwsza
O, weź tą różę, Różyczko!
Wszak to kwiat czułej miłości,
A jego płatków dotyk
Zniewoli twego kochanka...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl