Michaels Leigh - Spotkanie pod różą(1), Różne e- booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Leigh Michaels
Spotkanie pod różą
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gina weszła do restauracji i z ulgą zauważyła, że jest
pierwsza. W jej sytuacji spóźnienie byłoby nie tylko oznaką
złych manier, ale też zwykłej głupoty. Ta rozmowa to jej
jedyna szansa - jeśli się nie uda, będzie mogła pożegnać się ze
swoimi planami.
Szef restauracji zlustrował ją uważnie i spytał:
- Woli pani poczekać w barze czy przy stoliku?
- Przy stoliku, moja towarzyszka powinna zjawić się lada
chwila. Zna pan panią Garrett? Anne Garrett?
Jego twarz nawet nie drgnęła.
- Naturalnie - odparł zimnym tonem. - Każdy w tym
mieście zna wydawcę lokalnej gazety, panno Haskell.
Mężczyzna strzelił palcami i natychmiast zjawił się kelner,
który wskazał jej właściwy stolik.
Zadaję głupie pytania, skarciła się w myślach Gina,
powinnam go raczej zapytać, czy stek jest świeży. To by go
pewnie mniej dotknęło.
O ile oczywiście zdarzy się jeszcze okazja. Obiady w
drogich restauracjach nie należały do jej codzienności.
Wprawdzie spędziła w Lakemont większą część swojego
życia, ale jeszcze nigdy nie była „Pod Klonem".
Usiadła i dyskretnie rozejrzała się po sali. Stoliki, choć
było ich wiele, zostały tak rozmieszczone, aby goście mogli
czuć się kameralnie. Przyciszone dźwięki muzyki skutecznie
tłumiły gwar rozmów.
Wystrój wnętrza wyraźnie nawiązywał do nazwy lokalu.
Ściany ozdabiały artystyczne fotografie drzew klonu.
Eleganckie bladozłote obrusy kontrastowały z bordowymi
serwetkami. Całość robiła oszałamiające wrażenie.
W kącie stał wielki, lśniący fortepian, a zaraz za nim
znajdowała się niewielka sala do tańca. Wzdłuż przeciwległej
ściany wił się połyskujący mosiądzem i szlachetnym drewnem
bar. O tej porze był niemal pusty. Jedyny gość siedział na
wysokim stołku i zamyślony stukał miarowo w kontuar. W
jego postawie było coś, co mimowolnie przyciągnęło wzrok
Giny. Z zainteresowaniem wpatrywała się w jego plecy, gdy
nagle odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy. Nawet nie
drgnęły mu powieki.
Zmieszana, że przyłapał ją na tej niewinnej obserwacji,
poczuła, jak krew nabiega jej do twarzy. Spróbowała się
opanować. To przecież zupełny przypadek, że ich spojrzenia
się spotkały. W takiej sytuacji dobrze wychowany człowiek
odwraca niespiesznie wzrok i skrępowanie mija. Ale nie ten
mężczyzna...
Nie spuszczał z niej oczu. Przechylił głowę lekko do tyłu,
oparł łokieć na barze i przyglądał się jej z wyraźnym
zadowoleniem.
Gina za wszelką cenę starała się nadać swojemu
spojrzeniu nieco bezmyślny charakter. Próbowała udawać, że
leniwie rozgląda się po sali, a nieznajomy po prostu znalazł się
na drodze, Jej wzrok beznamiętnie prześlizgnął się po ścianie,
po czym powoli wyciągnęła rękę po kartę.
Usiłowała skupić się na liście dań, ale wszystkie nazwy
były jakieś zamazane. Sięgnęła więc po serwetkę i starannie
rozłożyła ją na kolanach.
Ale napięcie jej nie opuszczało. Chociaż nie patrzyła na
nieznajomego, czuła, że on wciąż się w nią wpatruje.
Zaczynała mieć tego dość. Zdecydowanym ruchem odłożyła
kartę i odwróciła się w stronę mężczyzny. Tym razem nie
zawracała sobie głowy udawaniem, że podziwia wystrój
lokalu. Oparła łokcie na stole, podparła brodę i przyglądała
mu się otwarcie.
Musiała przyznać, że stanowił doskonałe uzupełnienie
tego wnętrza. Wysoki, niezwykle przystojny, rozparty w
niewymuszonej pozie wpatrywał się w nią tajemniczym
spojrzeniem zielonych oczu. Mocna szczęka była lekko
wysunięta, a twarz pokerzysty nie zdradzała żadnych uczuć.
Niewątpliwie podobał się kobietom i miał tego świadomość.
Na szczęście Gina nigdy nie gustowała w takich posępnych,
drapieżnych typach.
Zastanawiała się, dlaczego tak się w nią wpatrywał. Nie
miała pojęcia, o co mu chodzi. Z pewnością nie była to reakcja
na jej niewinne zerknięcie. Nie wątpiła, że był
przyzwyczajony do znacznie bardziej wymownych kobiecych
spojrzeń.
Tymczasem tajemniczy mężczyzna, nadal nie spuszczając
z niej wzroku, pewnym ruchem sięgnął po stojącą na barze
szklankę i z dziwnym uśmiechem podniósł ją w geście toastu.
I co powiesz, mruknęła w duchu do siebie, mimowolnie
stałaś się barową podrywaczką. No trudno, w końcu co ją
obchodzi opinia jakiegoś zupełnie obcego faceta?
Nieznajomy poruszył się na stołku i przez chwilę miała
wrażenie, że chce wstać. Poczuła, jak jej napięcie rośnie. Jeśli
on tu podejdzie...
W tym momencie tuż za nią rozległ się nieoczekiwanie
dźwięk tłuczonego szkła. Gina mimowolnie podskoczyła na
krześle. Serwetka sfrunęła z jej kolan, więc schyliła się
pospiesznie, żeby ją podnieść. Przy tej okazji potrąciła
elegancką, ozdobioną miedzianym okuciem kartę dań, która z
głośnym stukiem upadła na podłogę.
Krew napłynęła jej do twarzy. Najchętniej zostałaby już na
zawsze pod stołem. Zafundowała facetowi przy barze niezłe
przedstawienie. Musiał się dobrze bawić. Co za szczęście, że
nie widział teraz jej twarzy. I miała nadzieję, że nigdy więcej
jej nie zobaczy.
Właśnie próbowała odzyskać równowagę, kiedy usłyszała
lekkie kroki i głos kelnera anonsującego z szacunkiem:
- Pani Garrett.
Powinien jeszcze trzasnąć obcasami, pomyślała Gina
złośliwie.
- Witaj, Gino. Miło cię znowu widzieć - powiedziała
Anne Garrett i zwróciła się do kelnera: - Dziękuję, Bruce.
Poradzimy sobie.
Mężczyzna spojrzał nieco sceptycznie, ale oddalił się
posłusznie.
- Przepraszam, zwykle nie jestem tak niezdarna -
próbowała usprawiedliwić się Gina. Jednocześnie
powstrzymywała się siłą woli, aby nie rzucić nawet
przelotnego spojrzenia w stronę baru. Rozbawienie, jakie
niewątpliwie zobaczyłaby w oczach nieznajomego, z
pewnością nie pomogłoby jej się opanować.
- Och, nie przejmuj się. Mnie też zdarzają się takie rzeczy
w najmniej odpowiednich miejscach - pocieszyła ją Anne,
siadając naprzeciwko. - Przykro mi, ale muszę cię uprzedzić,
że za godzinę powinnam być z powrotem w redakcji.
Gina przełknęła nerwowo ślinę. Tylko godzina... To
niewiele. Chociaż z drugiej strony, jeśli nie zdoła przekonać
Anne do swojego planu w ciągu godziny, to choćby miała do
dyspozycji nawet cały dzień, i tak nic by z tego nie wyszło.
Upiła łyk mrożonej herbaty, którą właśnie przyniesiono, i
odezwała się:
- Przede wszystkim, chcę podziękować, że zgodziłaś się
na to spotkanie. Jesteś ekspertem, jeśli chodzi o sprawy
naszego miasteczka. Doceniam to, że bardzo leży ci na sercu
los Lakemont.
- Jak każdemu mieszkańcowi - odparła Anne, odstawiając
filiżankę z kawą.
- Ale nie każdy ma takie możliwości jak ty - wyrwało się
Ginie.
Anne uśmiechnęła się i lekko uniosła brwi.
- Jakie możliwości masz na myśli?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl