Melissa Marr - Wróżki 03 - Krucha Wieczność, E-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Krucha WiecznośćMelissa MarrPROLOGSeth wiedział, że Aislinn wślizgnęła się do domu; poczułby, że wróciła, ponieznacznym wzroście temperatury, nawet gdyby w mroku nocy nie spostrzegłmigotania światła słonecznego. „Lepsza niż latarnia”. Uśmiechnął się na myśl otym, jak zareagowałaby jego dziewczyna, gdyby nazwano ją latarnią. Jednak tenuśmiech zbladł chwilę później, gdy stanęła w drzwiach.Zdążyła już zrzucić buty. Miała rozpuszczone włosy, choć wcześniejmusiała upiąć je na czas hulanek Letniego Dworu, w których uczestniczyła tejnocy. „Z Keenanem”. Seth denerwował się na myśl o Aislinn w ramionachKeenana. Ash co miesiąc wybierała się na całonocne tańce z Królem Lata ichociaż Seth starał się być opanowany, targała nim zazdrość.„Ale już nie jest z nim. Przyszła do mnie”.Spojrzała na niego, rozpinając gorset staromodnej sukni.- Hej.Chyba coś odpowiedziała, ale nie był pewien. To i tak nie miało znaczenia.W takich chwilach liczyło się niewiele prócz niej, prócz nich, prócz tego, co dlasiebie znaczyli.Materiał opadł na ziemię i Aislinn znalazła się w jego ramionach. A gdyświatło słoneczne ogrzewało jej skórę tak, że stała się niczym miód, milczał.Zabawy Letniego Dworu dobiegły końca, a ona była tutaj.„Nie z nim. Tylko ze mną”.Śmiertelnicy nie mogli uczestniczyć w comiesięcznym świętowaniu.Jednak po zakończeniu uroczystości Aislinn wracała, wypełniona zbyt dużą ilościąświatła słonecznego, zbyt rozbawiona, żeby po prostu zasnąć, zbyt przerażonatym, kim się stała, żeby całą noc spędzić z resztą Letniego Dworu. Wpadła wobjęcia Setha, odurzona słońcem, zapominając o ostrożności, którą zachowywałaprzy nim podczas pozostałych nocy.Pocałowała go, a on starał się nie zważać na tropikalny upał. W pokojuwyrosły orchidee, drzewko ylang-ylang i łodygi bambusa. Ciężkie zapachyprzesycały wilgotne powietrze, ale i tak wolał to od wodospadu sprzed kilkumiesięcy.Kiedy trzymał Aislinn w ramionach, konsekwencje traciły znaczenie.Liczyli się tylko oni.Śmiertelnicy nie zostali stworzeni, by kochać wróżki. Seth przekonywał sięo tym co miesiąc, gdy ona zapominała, jaki kruchy jest człowiek. Gdyby miałmoc wróżek, mógłby uczestniczyć w zabawach Letniego Dworu. Pogodził sięjednak z faktem, że nie jest bezpieczny w tłumie tych nieokiełznanych istot.Dlatego czekał w mroku z nadzieją, że jeszcze tym razem jego dziewczyna niezostanie z Keenanem.Później, gdy znów mógł mówić, wyjął kilka płatków orchidei z jej włosów.- Kocham.- Też. – Zarumieniła się i schyliła głowę. – Wszystko w porządku?- Kiedy jesteś przy mnie, to tak. – Upuścił płatki na podłogę. – Gdyby toode mnie zależało, spędziłabyś tutaj każdą noc.- Chętnie.Wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Jej skóra przestała świecić – znak, żesię uspokoiła i odprężyła – i Seth był za to wdzięczny. Za dwie godziny wstanienowy dzień; wtedy ujrzy oparzenia na jego bokach i plecach w miejscach, gdziego bez opamiętania dotykała. Porem odwróci wzrok. Poruszy znienawidzone przezniego tematy.Królowa Zimy, Donia, zdradziła mu recepturę balsamu leczącegopoparzenia słoneczne. Na śmiertelników nie działał tak skutecznie jak na wróżki,ale Seth wiedział, że jeśli nałoży go wystarczająco szybko, opuchlizna zniknie wciągu dnia. Zerknął na zegar.- Już prawie pora śniadania.- Nie – mruknęła Aislinn. – Pora spać.- Dobrze.Pocałował ją i tulił, jak długo było to bezpieczne. Patrzył na zegar i słuchałjej równego oddechu, gdy zapadała w sen. A potem, gdy już nie mógł wytrzymać,chciał wyślizgnąć się z łóżka. Wtedy otworzyła oczy.- Zostań.- Idę do łazienki. Zaraz wracam.Uśmiechając się, zmieszany, mając nadzieję, że Aislinn nie zada więcejpytań. Skoro nie mogła kłamać, on również starał się być szczery, ale czasami niemówił całej prawdy.Gdy spojrzała na jego ręce, zrozumiał, że żadne z nich nie chce odbyćnieuniknionej rozmowy – podczas której ona powiedziałaby, że nie powinnaprzychodzić do niego w takim stanie, a on spanikowałby na myśl, że zamiast tegomogłaby udać się do loftu z Królem Lata. Skrzywiła się.- Przepraszam. Wydawało mi się, że powiedziałeś, że nic ci nie jest…Mógł się z nim pokłócić albo zająć ją czymś innym. Wybór był prosty.Po przebudzeniu Aislinn podparła się na ręce i przyjrzała Sethowipogrążonemu we śnie. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby kiedykolwiek miała gostracić. Czasami czuła, że nie rozpada się na kawałki tylko dzięki niemu; jakbyoplatały ją winorośle Letnich Panien.„A ja go krzywdzę. Kolejny raz”.Widziała ciemne siniaki i jasne poparzenia na jego skórze, w miejscach,gdzie go dotknęła. Nigdy nie narzekał, ale ona i tak się martwiła. Był taki kruchyw porównaniu nawet z najsłabszymi wróżkami. Musnęła palcami jego ramię, a onsię d niej przysunął. Odkąd została Królową Lata, trwał przy niej. Nie wymagał,by dokonała wyboru między życiem śmiertelniczki a życiem wróżki; pozwolił jejbyć sobą. Ofiarował jej dar, za który nigdy nie będzie w stanie mu sięodwdzięczyć. Był bezcenny. Niezbędny do życia, zanim uległa przemianie,później stał się jeszcze ważniejszy.Seth otworzył oczy i spojrzał na nią.- Mam wrażenie, że jesteś daleko stąd.- Rozmyślam.- O czym? – Uniósł brew ozdobioną kolczykiem, a jej serce zatrzepotało taksamo jak w czasach, gdy próbowała się z nim wyłącznie przyjaźnić.- O tym, co zwykle…- Wszystko się ułoży. – Przytulił ją. – Poradzimy sobie.Oplotła go rękami i wsunęła palce w jego włosy. Nakazała sobie zachowaćostrożność, zmniejszyć nacisk, żeby nie przypominać mu, o ile jest silniejsza odzwykłego człowieka. „Że nie jestem taka jak on”.- Chcę, żeby się ułożyło – szepnęła, próbując odpędzić od siebie myśli ojego śmiertelności, o tym, że odejdzie, gdy ona wciąż będzie miała przed sobąwieczność, o tym, jak niewiele czasu mu zostało w porównaniu z nią. – Możeszpowtórzyć?Pocałunkiem zapewnił ją o tym, co nie wymagało słów. Potem powiedziałcicho:- Coś tak dobrego może trwać wiecznie.Przesunęła rękę po jego plecach. Zastanowiło ją, jaka byłaby jego reakcja,gdyby wiedział, ze chciała wypuścić światło słoneczne przez palce podczas tejpieszczoty. Czy uznałby ją za dziwaczkę? Czy w ten sposób przypomniałaby mu oswojej odmienności?- Chciałabym, żeby zawsze tak było. Tylko my.Miał nieodgadniony wyraz twarzy, ale jak tylko przyciągnął ją do siebiezapomniała o myślach i słowach.ROZDZIAŁ 1Jej Wysokość zaniepokojona zmierzała w kierunku holu. Zwykle Sorchakazała przyprowadzać gości do siebie, ale tym razem postanowiła zrobić wyjątek.Bananach mogłaby stworzyć zbyt duże zagrożenie, gdyby pozwoliła jej krążyć pohotelu.W ostatnich miesiącach Sorcha przeniosła Wysoki Dwór na skraj świataśmiertelników. W tym celu zajęła całą dzielnicę i zaadoptowała wedle swoichpotrzeb. Każdy, kto wkraczał na jej teren, opuszczał królestwo ludzi i znajdowałsię w Krainie Czarów. Włości Sorchy pozostawały odcięte. Zasady rządząceświatem śmiertelników – dotyczące czasu, przestrzeni, praw przyrody – byłykwestionowane w królestwie Jej Wysokości, miejscu zawieszonym pomiędzydwoma światami.Na przestrzeni wieków Sorcha nigdy nie ulokowała swoich podwładnychbliżej królestwa ludzi niż teraz. Lecz skoro pozostałe dwory ulegałytransformacjom, Sorcha nie mogła trzymać się na uboczu. Zbyt długi pobyt wświecie śmiertelników byłby nieroztropny, ale życie u jego granic nie niosło zesobą żadnych konsekwencji. Wybrała rozsądne rozwiązanie. Młody król objął tronwraz ze swoją odnalezioną po wiekach Królową Lata. Jego ukochana przejęłarządy na Zimowym Dworze. A Niall, który kiedyś prawie skusił Sorchę,zapanował nad mrocznymi wróżkami. Oczywiście żadne z tych wydarzeń nie byłospecjalnie zaskakujące, ale ważne było to, że zmiany nastąpiły w okamgnieniu.Dotknęła poręczy z gładkiego drewna i przesunęła po niej ręką,wspominając czasy, gdy wszystko było prostsze. Natychmiast jednakpohamowała nostalgię. Władała od niepamiętnych czasów. Była NiezmiennąKrólową. Jej dwór, od wieków taki sam, stanowił serce Krainy Czarów, głosodległego świata.Ale nie tylko ona ustalała reguły. W pokoju stała jej bliźniaczasiostra, Bananach. Reprezentowała wszystko to, czym nie była Sorcha. Ruszyłachwiejnym krokiem, a z jej oczu wyzierało szaleństwo. Każda zbłąkana myśl ochaosie i niezgodzie, która mogłaby należeć do Jej Wysokości, znajdowała drogędo umysłu Bananach. Jak długo krucza wróżka je gromadziła, tak długo Sorchabyła wolna od ciężaru większości tych nieprzyjemnych uczuć. Łączyła ją zbliźniaczką niewygodna więź.- Upłynęło sporo czasu – odezwała się Bananach. Poruszała się niepewnie,wodząc wokół rękami, jakby musiała na nowo zaznajomić się ze światem, jakbydzięki dotykowi nie traciła kontraktu z rzeczywistością. – Od naszej ostatniejrozmowy upłynęło sporo czasu.Sorcha nie była pewna, czy to pytania, czy stwierdzenia; nawet wszczytowej formie Bananach z trudem zachowywała jasność umysłu.- I tak za mało.Sorcha gestem zaprosiła siostrę do zajęcia miejsca. Bananach opadła nakwiecisty dywan. Potrząsnęła głową, a długie pióra rozsypały się jej po plecachniczym włosy.- Też tak uważam. Nie lubię cię.Jej obcesowość była odpychająca, ale Wojna nie dbała o delikatność –Bananach stanowiła kwintesencję konfliktów i przemocy, chaosu i rozkładu, krwi izamętu. Chociaż to Mrok stał w opozycji d Wysokiego Dworu, Bananach byłaprawdziwą przeciwniczką Sorchy. Kruczogłowa wróżka nie należała dokoszmarnej świty, ale pozostawała z nią związana: zbyt pierwotna, żeby należećdo Mrocznego Dworu, ale także zbyt przebiegła, żeby istnieć bez niego.Skupienie Bananach wzbudzało niepokój. Czarna otchłań jej oczupołyskiwała nieprzyjemnie.- Czuję się gorzej, kiedy jesteś blisko mnie.- Dlaczego więc przyszłaś?Bananach postukała szponami w stół, wybijając fałszywy rytm, bez taktu,chaotycznie.- Ty. Przyszłam z twojego powodu. Nieważne, dokąd się udasz, ja zawszebędę przychodziła.- Po co?Sorcha miała wrażenie, jakby utknęła w tej samej, prowadzonej od wiekówkonwersacji.- Dzisiaj? – Bananach przechyliła głowę niczym ptak, śledzący każdy ruchsiostry. – Muszę ci coś powiedzieć. A ty chcesz to usłyszeć.Sorcha trwała nieruchomo; brak reakcji zwykle okazywał siębezpieczniejszym rozwiązaniem w obecności Bananach.- A to niby czemu miałabym wysłuchać cię tym razem?- A niby czemu nie?- Bo nie zamierzasz mi pomóc.Sorchę męczył ten sam odwieczny spór. Czasami zastanawiała się nakonsekwencjami unicestwienia siostry. „Czy sama bym się w ten sposóbunicestwiła? Czy zniszczyłabym swój dwór?” Gdyby znała odpowiedź, gdybywiedziała, że może zabić Bananach bez narażenia innych, zdobyłaby się na towiele stuleci temu.- Wróżki nie kłamią, siostro moja. Dlaczego miałabyś nie wysłuchać? –zanuciła Bananach. – Ty to Rozum, prawda? Ja oferuję ci Prawdę… Czy słuszniejest mnie ignorować?Sorcha westchnęła.- A więc działanie podjęte w konsekwencji tego, co mi doradzisz,prawdopodobnie wywoła zamieszanie?Bananach zakołysała się delikatnie, jakby dobiegała ją jakaś melodia, którejnikt inny nie mógł – albo nie chciałby – usłyszeć.- Można mieć nadzieję.- Albo brak działania wywoła zamieszanie…a ty naciskasz na mnie, żebyspowodować odwrotną reakcję – rozwodziła się Sorcha. – Czy tobie nigdy nieznudzą się te gierki?Bananach przechyliła głowę, wykonując kilka szybkich ruchów i kłapnęłazębami, jakby naprawdę miała dziób. W jej wykonaniu tak wyglądał śmiech;Sorcha nie lubiła tego osobliwego grymasu. Krucza wróżka przyglądała się jejbadawczo.- A dlaczego by miało?- No właśnie, dlaczego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl