McIntosh Błogosławieństwo samotności, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
McIntosh J TDziesi�te Podej�cieB�ogos�awie�stwo samotno�ciOrd siedzia� na obrotowym krze�le i spogl�da� na Uk�ad S�oneczny. Wyrazisto�� obrazu, nie zniekszta�conegoprzez trzystukilometrowy woal ziemskiej atmosfery,pozwala�a mu, ze stanowiska na orbicie Plutona, widzie� go�ym okiem wszystkie planety z wyj�tkiem samegoPlutona, ukrytego w skupisku jasnych gwiazd, orazMerkurego, kt�ry w tej chwili znajdowa� si� po drugiej stronie S�o�ca.No, ale Ord wiedzia� dok�adnie, gdzie ma patrze�. Ka�dego dnia, przez ponad dwa tysi�ce dni spogl�da� naUk�ad S�oneczny. Widzia�, jak Merkury po�piesznieokr��y� S�o�ce dwadzie�cia pi�� razy, Wenus - bardziej statecznie - dziewi��, Ziemia wykona�a sze�� owychznajomych kurs�w w Kosmosie, z kt�rych ka�dyr�wna� si� jednemu rokowi, Mars by� w swej czwartej podr�y, ale Jowisz nie sko�czy� nawet po�owy jednej.- To chyba pomaga, gdy mo�na je ogl�da� - rozleg� si� z ty�u delikatny, weso�y g�os. Nawet kiedy Una m�wi�anajpowa�niejsze rzeczy, jej g�os �mia� si�.- Gdyby� nie m�g� widzie� planet, zapewne dawno ju� nadawa�by� si� do kaftana bezpiecze�stwa.- A sk�d wiadomo, �e ju� si� nie nadaj�? - spyta� Ord. - Ty na pewno tego nie mo�esz powiedzie�.Nie obr�ci� si� jeszcze. Odwleka� ten moment, przeci�gaj�c go bez ma�a ekstatycznie z sekundy na sekund� -niczym nami�tny palacz, kt�ry celowo wstrzymujepapierosa w ustach, zanim go zapali.- Uwa�am - odpar�a, dalej ze �miechem w g�osie - �e p�ki potrafisz rozs�dnie m�wi� o szale�stwie, nie jestjeszcze z tob� tak �le.Nadszed� �w moment. Nie mo�na by�o tego przeci�ga� w niesko�czono��. Obr�ci� si� gwa�townie i spojrza�na ni� z nonszalanckim, ironicznym u�miechem.Pozna� w �yciu wiele pi�knych kobiet, ale chyba �adna z nich nie u�wiadamia�a sobie tak dobrze swych brak�w,jak Una.Zawsze mia�a na sobie ow� nieskaziteln� bia�� bluzk�, rozpi�t� przy szyi i ciasno wepchni�t� w talii do jejostro zaprasowanych ciemnozielonych spodni.Mo�e pesymizmem by�o my�le� jak najgorzej o tym, o czym nie mia�o si� poj�cia, ale Ord z g�ry za�o�y�, i�jedyne partie jej figury mo�liwe do przyj�cia,to zgrabna talia, dekolt i ten fragment nogi, kt�rego jej codzienny str�j nie ukrywa�.W jej czole by�a drobna nieregularno��, kt�r� zr�cznie ukrywa�a opuszczaj�c kaskad� swych pi�knych,popielatych w�os�w na jedn� stron� twarzy. Jej z�bywygl�da�y doskonale w subtelnym p�u�miechu; na wi�cej nigdy sobie nie pozwala�a. W najni�szym miejscudekoltu jej nieskazitelnej bluzki znajdowa� si�minimalny �lad wskazuj�cy, i� jej sk�ra nie jest na ca�ej powierzchni g�adka, ale owemu podejrzeniu nigdy niedane by�o przerodzi� si� w pewno��.- Jak d�ugo jeszcze, Colin? - spyta�a Una. - Nie �ledz� czasu tak jak ty. Gdzie mog� by�, je�li wystartowali wmomencie zaniku sygna�u?- Od tamtego czasu, gdy o to pyta�a�, jeszcze tego nie obliczy�em. - Nie potrafi� uspokoi� dr�enia g�osu. - Alemog� by� bardzo blisko.Skin�a g�ow�; wyczu� w tym ge�cie jaki� cie� �alu.Ord popatrzy� poza jej plecami na pust� �cian� naprzeciwko okien obserwacyjnych. Nie odczuwa� ciasnoty.Stacja kosmiczna po�o�ona pi�� tysi�cy osiemset milion�w kilometr�w od S�o�ca przeznaczona by�a dlajednego cz�owieka, kt�ry zawsze b�dzie sam, kt�rysp�dzi dwa lata we w�asnym towarzystwie za do�� bajeczne wynagrodzenie oficera dowodz�cego stacj�, gdziezrobiono wszystko, by by�o tu zacisznie i wygodniebez jednoczesnego odstr�czaj�cego wra�enia pustki. Znajdowa�o si� wi�c tu obserwatorium, maszynownia,pok�j wypoczynkowy, pracownia, sypialnia, �azienka,magazyny, nawet pok�j go�cinny, w kt�rym znika�a Una, cho� nie dla niej, ani dla nikogo w jej rodzaju go nieprzeznaczono.Kiedy Ord spogl�da� na pust� �cian�, my�la� o zamieszaniu na Ziemi, jakie sze�� lat temu spowodowa� zaniksygna�u kierunkowego - jednego z trzech, jakieumieszczono na orbicie Plutona. Sygna��w nawigacyjnych w Kosmosie by�o do��, by statki kosmiczne mog�ysi� nimi pos�ugiwa�, ale nag�y zanik sygna�u zeStacji nr 2 z pewno�ci� mia� znaczny wp�yw na wi�kszo�� rejs�w mi�dzyplanetarnych. Wyd�u�enie lotu naKsi�yc o pi�� minut, w zale�no�ci od pory; o dwado trzech dni w przypadku Wenus czy Marsa przy uwzgl�dnieniu miejsca startu, portu przeznaczenia orazdw�ch pozosta�ych sygna��w nawigacyjnych; tygodnie,a nawet miesi�ce w rejsach do niekt�rych asteroid�w i satelit�w planet zewn�trznych.Dwie "szprychy" owego ko�a nawigacyjnego pozosta�y, ale zia�a w nim ogromna, studwudziestostopniowawyrwa, kt�r� z ledwo�ci� tylko wspomaga�y sygna�ykierunkowe z port�w przeznaczenia statk�w, nie wzmocnione pot�nym sygna�em nawigacyjnym.Taka sytuacja nie by�a nowa. Kiedy� w Uk�adzie S�onecznym ustawi si� tyle sygna��w nawigacyjnych, �estatki kosmiczne nie b�d� musia�y rozpoznawa� tych,z kt�rych korzystaj�. Po prostu skieruj� si� tam, dok�d chc� lecie�, i wystartuj� niczym staro�ytne galeony zwiatrem. Ale jak dot�d przestrze� kosmicznanie wype�ni�a si� ruchem mi�dzyplanetarnym do tego stopnia, by zwi�kszanie liczby sygna��w nawigacyjnychby�o op�acalne.Kiedy sygna� zawodzi�, to zawodzi� i mija�o ponad sze�� lat, nim mo�na by�o ponownie uruchomi� - chyba �eawaria nast�powa�a w dogodnej porze, powiedzmy,kiedy ku stacji lecia� statek z nowym oficerem na zmian� oraz w celu przeprowadzenia okresowego przegl�duaparatury. Jednak�e historia dowodzi, �e awarieurz�dze� zbudowanych przez ludzi nast�powa�y bez wyj�tku w najmniej odpowiednich momentach.Ord prze�ledzi� w pami�ci ca�y sze�cioletni okres podr�y z Ziemi na stacj�. Tydzie� przygotowa�. Dwa dnilotu na Ksi�yc. Trzy tygodnie - na Marsa,z kt�rych mo�na by urwa� pi�� dni, gdyby Stacja nr 2 wysy�a�a sw�j sygna�. Potem ju� niedobrze. Tylkomale�ki Ganimedes wci�� wysy�a� sw�j sygna�, wspomagaj�cystatek naprawczy w drodze z Marsa. Prawie dziewi�� miesi�cy do Jowisza. Ale przynajmniej w�wczas statekosi�gnie jaki� rozp�d, by pokona� pozostaj�ce mudo przebycia p� miliarda kilometr�w... po kt�rych nast�pi d�ugie i �mudne poszukiwanie owego py�ka wKosmosie, kt�ry by� stacj� sygna�u.W sumie jedena�cie miesi�cy przy dzia�aj�cym sygnale; a ponad sze�� lat bez niego.W�r�d niewielu rzeczy, kt�re pomog�y Ordowi przetrzyma� dodatkowe pi�� lat samotno�ci na pok�adzie stacjio miliardy kilometr�w od najbli�szego cz�owieka,by�a my�l o nagromadzonej pensji, kt�r� odbierze. Oficerowie obs�uguj�cy stacj� byli niezb�dni i r�ne linielot�w kosmicznych musia�y przyjmowa� odpowiedzialno��za to, co im si� mo�e przydarzy�.Kiedy wr�ci w ko�cu na Ziemi�, maj�c lat dwadzie�cia dziewi��, b�dzie urz�dzony na ca�e �ycie.Una wzruszy�a ramionami.- No, trudno. Mi�o by�o ci� pozna�. M�wi� szczerze.- Nie w�tpi�, Una. Ale to dlatego, �e przed tob� by�y inne. Wiele si� nauczy�em.- W�a�nie z�ama�e� Zasad� nr 1 - odpar�a lekkim tonem. - Nigdy nie m�w o "innych". Uwa�aj te�, �eby� niez�ama� Zasady nr 2.- Co to za zasada?- Powiniene� wiedzie�. Chcesz, �ebym ja j� z�ama�a? Brzmi ona: "W szczeg�lno�ci nie m�w o tych innych,kt�re dopiero b�d�".Gestem zby�a ten temat; zupe�nie jakby wydar�a go z notatnika, zgniot�a i wyrzuci�a.- Zagramy w szachy? - spyta�a. - Dawno nie grali�my.- Dobrze. Ale nie tutaj. Chod�my do salonu.Poszed� pierwszy, niby to wskazuj�c drog�; tak jakby ona nie zna�a jej r�wnie dobrze, jak on. Szybko rozstawi�figury; mia� wszak wieloletni� praktyk�.Una nie usiad�a naprzeciwko, lecz przycupn�a na skraju sofy. Zawsze stara�a si� zachowa� nieskaziteln� swoj�wdzi�czn� postaw�.Dopiero co wypowiedzieli pierwsze, niejasne jeszcze aluzje dotycz�ce czego�, co narasta�o od d�u�szegoczasu. Bez w�tpienia Ord zaczyna� nu�y� si� Un�.Nie by�a to niczyja wina; je�li za� musia�a by� czyja�, to jego. Partia szach�w mia�a w sobie co� z po�egnania.Jedna na drog�, je�li mo�na tak powiedzie�.Una gra�a szybko i zdecydowanie. Jedno, szczeg�lnie po�pieszne posuni�cie, wywo�a�o zwyk�y komentarzOrda.- Wola�bym, �eby� wi�cej uwa�a�a - zaprotestowa�. - Kiedy wygrywasz, wychodz� na g�upca, skoro si� tylenamy�lam. A kiedy ja wygrywam, to ty nic nietracisz, bo wychodzi na to, �e si� nie koncentrowa�a�.Una za�mia�a si�.- To tylko gra - odpar�a.Wygra�a pierwsz� parti�.- Uda�o ci si� - mrukn�� Ord. - Nawet nie zauwa�y�a�, �e wie�a zagra�a go�cowi.- Mo�e i nie. Ale widzisz, jak dobrze z tego wysz�am? Wi�c chyba tamto nie ma znaczenia, prawda?Zagrali r�wnie� nieuchronn� drug� parti� i r�wnie nieuchronnie wygra� j� Ord. Jak wszyscy szachi�ci, kt�rzywygrywaj� partie kiedy i jak chc�, poczu�si� odpr�ony i zadowolony z siebie.Ziewn��.Una wsta�a.- Poj�am aluzj� - stwierdzi�a.- Nie, prosz�...U�miechn�a si� i znikn�a w swoim pokoju.Ord przez d�u�szy czas patrzy� na zamkni�te drzwi. Przed odlotem na stacj� ostrzegano go przed solitoz�(�aci�skie solitanus od solus i grecka ko�c�wka),ale u niego nie przybra�a ona stanu zbyt powa�nego. Nadal by� �wiadom prawdy; mo�e to o to chodzi�o. Wko�cu po tylu latach sp�dzonych na stacji nadalnie grozi�o mu niebezpiecze�stwo uwierzenia w to, czego nie ma. Na przyk�ad...Podni�s� si� i poszed� do maszynowni. W pomieszczeniu tym mo�na by�o, mi�dzy innymi, zapozna� si� zwarunkami panuj�cymi w dowolnym miejscu na stacji.M�g� usi��� przed wska�nikami, prze��cznikami, licznikami i sprawdzi� wszystko - od temperatury na zewn�trzdo ci�nienia powietrza w najdalszym magazynie.Widzia�, na przyk�ad, ca�kiem jasno, �e w tej chwili temperatura w pokoju Uny wynosi�a -110�C.Niew�tpliwie znacznie powy�ej zera absolutnego, ale du�omniej ni� powinna wynosi� temperatura w sypialni. Poza tym ci�nienie atmosferyczne wynosi�o tam nieco ponad500 hPa.Jednym s�owem, cho� Ord widzia�, jak Una wchodzi do pokoju i mo�e zobaczy jeszcze, jak z niego wychodzi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl