McIntosh Uparci ludzie, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
McIntosh J TDziesi�te Podej�cieUparci ludzieIPo raz pierwszy nasz�y nas w�tpliwo�ci co do powodzenia wyprawy, dopiero kiedy mijali�my Plutona�ukowat� trajektori�.- Chyba wr�c� z nami? - odezwa�a si� nagle Tylo, kiedy w�r�d wielu punkcik�w �wiat�a majacz�cych przednami wy�owili�my Ziemi�.- No, oczywi�cie - odpar�em. - Dlaczego mieliby zosta�?- Nie wiem. Tak si� tylko zastanawia�am - rzek�a wymijaj�co.Nie wypada mi tego m�wi� jako jej bratu, ale Tylo nie jest zbyt inteligentna. Nie przeszkadza jej, gdy tom�wi�, je�li od razu dodaj� - co w�a�nie mamzamiar zrobi� - �e czego natura posk�pi�a w jej rozumie, to wynagrodzi�a w urodzie. Sam bym mo�e tego niezauwa�y�, ale inni cz�sto tak m�wili. Ma w sobiete� co�, czego umie u�ywa� i u�ywa zamiast inteligencji. Mo�e to intuicja. W ka�dym razie jest to cz�stoobjawiaj�ca si� zdolno�� znajdowania w�a�ciwegorozwi�zania bez pretensji do tej m�dro�ci, kt�ra potrzebna jest reszcie z nas, by doj�� do tego samego. Gdyby nieta zdolno��, nigdy nie zosta�aby porucznikiemwe Flocie Kosmicznej.Na razie tylko tyle powiedziano na temat czekaj�cego nas zadania. Nic nie wskazywa�o na �adne trudno�ci.Ma�a gwiazdka, do kt�rej si� zbli�ali�my, by�a kiedy� o wiele ja�niejsza. A i tak �wieci�a teraz mocniej, ni�b�dzie za dwie�cie lat, sto, nawet pi��dziesi�t.By�o to s�o�ce, kt�re ogrzewa�o planet�, kt�ra wykarmi�a ziarno, z kt�rej wyros�o �ycie, i kt�re osi�gn�ostadium inteligencji, kt�ra odkry�a moc, dzi�kikt�rej mog�a podbi� Kosmos. Jak w wierszyku o domu, kt�ry zbudowa� Ja�, ros�a, rok po roku, pot�naFederacja, kt�ra przenikn�a do Galaktyki.Niedawno otrzyma�em awans na dow�dc� transportowca Natal. Dowodzenie transportowcem to osobliwezaj�cie, pe�ne wzlot�w i upadk�w. Czasem masz tylko samstatek - zwany holownikiem - i czujesz si� jak najmarniejszy majtek we Flocie, poniewa� jednostka ta, pomijaj�cjej moc, jest troch� tylko wi�ksza od statkupatrolowego. A patrolowcami dowodz� tylko porucznicy, nie za� wa�ne szychy Floty, czyli kapitanowie, jak ja.Manewruj�c powoli w swym holowniku, absurdalniema�ej siedmioosobowej blaszance, najbrzydszym i prawie najmniejszym statku kosmicznym, czujesz si� jakadmira� w roli sternika za�ogi wio�larskiej.Ale kiedy otrzyma�e� transport dziewi�cio- czy nawet dziesi�cio-cz�onowy i ci�gniesz za sob� par� tysi�cyos�b lub setki ton �adunku, wtedy czujesz,�e jeste� kim�. Nie ma wtedy znaczenia, �e tw�j wehiku� jest tak samo brzydki i niezaradny, jak zawsze, akomenderujesz za�og�, kt�ra nadal liczy sobienie wi�cej ni� dwadzie�cia os�b. Pod wzgl�dem si�y �ywej i sprz�tu masz r�wnie wielk� odpowiedzialno��, jakka�dy inny dow�dca Floty i kiedy przelatujeszprzez jaki� sektor, wszystkie inne statki zmieniaj� kurs, by da� ci jak najszersz� drog�. Czujesz wtedy, jaki jeste�wa�ny.Dow�dztwo nad Natalem sta�o si� moim chrztem bojowym w roli kapitana, a zadanie, kt�re mi powierzono,by�o wa�ne. Nie wygl�da�o na zbyt trudne, przynajmniejna pierwszy rzut oka. Mia�em tylko zabra� ostatnie siedem tysi�cy Ziemian i przetransportowa� ich na Yuny. Ztechnicznego i astronawigacyjnego punktu widzeniazadanie to nie wykracza�o poza mo�liwo�ci przeci�tnego porucznika Floty.Kiedy jednak we�mie si� pod uwag�, kogo mia�em transportowa�, sk�d i dlaczego, stanie si� jasne, dlaczegoby�o to wa�ne zadanie. W ko�cu Ziemia jestkolebk� rasy ludzkiej. Cho� w �adnym wypadku nie jest to jedyne miejsce w Galaktyce, gdzie ludzie mog� �y�,to tylko na Ziemi ewolucja mog�a, doprowadzi�do ich powstania.Owa ewakuacja, ostatnie po�egnanie z Matk� Ziemi� by�o czym� znacznie wi�kszym ni� tylko przeprowadzk�siedmiu tysi�cy ludzi z jednego miejsca na drugie.Dotarli�my w pobli�e Ziemi i wys�ali�my nasze czterna�cie pot�nych cz�on�w - a w�a�ciwie osobnychstatk�w - na orbit� wok� planety. Wymaga�o to czasui ostro�no�ci, ale niekoniecznie jakich� szczeg�lnych umiej�tno�ci. Zasada dzia�ania transportowca jestoczywista. Statek maj�cy przewie�� pi��set os�bi wyposa�ony we w�asny nap�d nie jest niemo�liwy do zbudowania, ale jest niepraktyczny. Najwi�kszebudowane jednostki mieszcz� oko�o dwustu os�b. Z drugiejza� strony, pi��set os�b mo�na �atwo i wygodnie rozlokowa� w olbrzymiej skorupie bez silnik�w, dysz i�yroskop�w, kt�ra nigdy nie musi przeciwstawia� si�dzia�aniu si� grawitacji.Takie cz�ony ��czy si� w Kosmosie, �aduje i roz�adowuje w Kosmosie, a kiedy chwilowo nie s�wykorzystywane, pozostawia si� je na orbicie wok� pobliskiejplanety, dop�ki nie b�d� znowu potrzebne. Liczba cz�on�w, kt�re uci�gnie jeden holownik, jest praktycznienieograniczona. W ka�dym razie, nikt jeszczenie chcia� przewie�� na raz wi�cej ludzi czy towar�w, ni� m�g�by jeden holownik.Jedyn� w�a�ciwie r�nic� mi�dzy transportowcami a poci�gami towarowymi kursuj�cymi po powierzchniplanety jest brak si�y ci��enia. Zamiast w��czy� hamulcejak w lokomotywie, kt�ra chce si� zatrzyma�, holownik musi przelecie� na ty� cz�on�w lec�cych si��bezw�adno�ci, doczepi� si� tam i w��czy� silniki hamuj�ce.Brzmi to bardzo skomplikowanie, ale wcale takie nie jest. Holownik musi tylko odsun�� si� z toru lotu cz�on�w,delikatnie wyhamowa�, przepu�ci� je oboksiebie, wej�� na w�a�ciwe miejsce i stopniowo zmniejsza� pr�dko�� konwoju.Manewrowanie nad Ziemi� pozostawi�em Tylo i Jimowi Cubertowi. S�u�b� pe�ni�a ca�a si�demka, ale poza t�dw�jk� nie mia�a nic do roboty; chyba tylkosprawdza� to, co robi� Tylo i Jim.Wyra�aj� si� o nas we Flocie niezbyt przychylnie, bo zawsze stajemy okoniem, gdy ka�� nam co� robi�.Trzeba jednak przyzna�, �e w wi�kszo�ci nie ma k�opot�wz obsad� naszych statk�w. Zawsze do ka�dego zadania znajdzie si� odpowiednia za�oga. Obs�uga patrolowca niezda si� na nic w transportowcu, a obie za�ogib�d� zupe�nie nieprzydatne w kr��owniku.Kobiety i m�czy�ni wyselekcjonowani do s�u�by na statku transportowym maj� jedn� wsp�ln� cech�: s� toosoby rozlu�nione, wr�cz opiesza�e. Nie martwi�si� niczym, nie �piesz�, s� jednak zdolne do kr�tkich zryw�w wzmo�onej aktywno�ci. Tacy ludzie s� w�a�niepotrzebni na pok�adzie transportowca. Przez wi�kszo��czasu nie robi si� tu nic, bo nie ma nic do roboty. Dyscyplina praktycznie nie istnieje. Na �adnym innym okr�cieFloty brat i siostra nie mogliby by� jednocze�nieoficerami, natomiast na statkach transportowych co� takiego zdarza si� nader cz�sto.- Jak nam posz�o? - spyta�a Tylo z niepokojem. Niepotrzebnie: raz jeszcze zademonstrowa�a sw� umiej�tno��robienia tego, co nale�y, pozornie nie my�l�c.- Trudno by�oby lepiej - przyzna�em. - To znaczy, zak�adaj�c, �e orbita jest prawid�owa. Poczekajcie, a�sprawdz�.Razem ze mn� sprawdza�a Mary Wall. Mary i Tylo by�y jedynymi kobietami na pok�adzie Natalu. Powinnyby� trzy i czterech m�czyzn, ale Flocie zawsze brakowa�odziewcz�t. Wiele si� zg�asza, ale te� wi�kszo�� szybko odchodzi z r�nych powod�w.Mary jest mi�� dziewczyn�. Ale aparycj� ust�puje wielu dziewczynom, kt�re z kolei ust�puj� Tylo. By� to m�jpech. Pozostali czterej m�czy�ni mogli cho�co jaki� czas spojrze� z przyjemno�ci� na Tylo, a ja nie mia�em z tego nic.Cieszy�em si� wi�c, kiedy schodzili�my do l�dowania pozostawiaj�c nasze czterna�cie cz�on�w - ka�dy poddow�dztwem porucznika - na orbicie oko�o ziemskiej.Tak dawno moje oko nie spocz�o na �adnej interesuj�cej przedstawicielce rodzaju �e�skiego, �e ju� cieszy�emsi� na spotkanie z Ziemianami i przyjemno��podr�y powrotnej.Wyl�dowali�my w dolinie Lenny i w�o�ywszy ciep�e okrycie opu�cili�my statek. Okrycia w�a�ciwie nie by�ynam potrzebne; dolina Lenny znajduje si� na r�wnikui nie jest tam jeszcze zimno. Ale �wiadomi tego, �e ongi� ciep�a i przyjazna Ziemia by�a teraz wdziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu procentach pokryta �niegiemi lodem, zaczynali�my mie� w�tpliwo�ci nawet co do nielicznych miejsc umiarkowanych.Ziemianie wyszli, by nas powita�; zjawi�y si� ich dos�ownie setki. Ze zdumieniem przygl�dali�my si� ichlekkiej odzie�y. Mieli na sobie tylko lekkie,barwne ubranie, a nie futra i botki, jak tego oczekiwali�my. Wygl�dali interesuj�co - bardzo interesuj�co. Odrazu rzuci�o mi si� w oczy, �e tutejszymstarcom uda�o si� zachowa� m�od� sportow� sylwetk�, a kobiety w �rednim wieku nie traci�y urody i szczup�ejfigury.- Witajcie - odezwa� si� wysoki Ziemianin mi�ym g�osem. - Jestem Wili. To jest Jan, to Bel... Meni... Reina...Tian... Martin. Czy to wam na razie wystarczy?Zrozumia�em, �e Wili przedstawi� nam siedem os�b ��cznie ze sob�, poniewa� i nas by�o siedmioro.Przeprowadzi�em prezentacj� w podobnie suchy spos�b.- Kapitan Tony Wolkin. Moja siostra Tylo... Jim Cubert... Mary Wall, Noblin... Joe Dee... Ramon Barr... -Tymczasem zdo�a�em zauwa�y� kilka r�nych drobiazg�w:dominuj�c� osobowo�� Wiliego, szeroki, przyjazny u�miech Tiana, pozorny brak podniecenia u Ziemian, anawet w og�le czego� innego poza lekkim zaciekawieniem,kszta�tne kostki u n�g Meni, szybko��, z jak� moje cia�o przystosowa�o si� do warunk�w ziemskich, osobliwe,nieoczekiwane b�yski w czarnych w�osach Jan,z�o�liwy u�mieszek w oczach Martina.Wili by� kim� wi�cej ni� tylko wysokim przedstawicielem Ziemian. By� ich przyw�dc�; jednym z tychprzedziwnych osobnik�w, kt�rych ludzie lubi� i za kt�rymipod��aj�, cho� w�a�ciwie nie ma ich za co lubi� i nie ma powodu, dla kt�rego nale�y za nimi pod��a�.Wiedzia�em, �e Wili by� jednym z tych, kt�rych nigdysi� nie zapomina; musia�em co� w sobie przezwyci�y�, zanim mog�em rozmawia� z nim jak r�wny z r�wnym,jak jeden przyw�dca z drugim.- Czy przejdziemy od razu do rzeczy - zapyta�em wprost - czy te� b�dzie lepiej, jak si� bli�ej poznamy?- B�dzie lepiej, jak si� poznamy - odpar� uprzejmie. - W waszym statku musi by� do�� ciasno. Mo�ep�jdziemy do mojego dom... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl