Meredith Sen w butelce, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jerry Meredith & D. E. SmirlSen w butelcePokrywa kapsu�y do spania odsun�a si� z g�uchym trzaskiem. Usiad�em,wyj��em wtyczk� z tylnej cz�ci czaszki, przeci�gn��em si� i zauwa�y�emblade, przestraszone oczy Bustera, kt�ry opuszcza� si� do swojego kokona.- Z�e sny? - zapyta�em i u�miechn��em si� szeroko.- Mam dosy� latania z S�dziwym Marynarzem - poskar�y� si�. - Zawszesi� boj�, �e to si� �le sko�czy.- Co si� sta�o tym razem? - Wydosta�em si� ze swojego kokona izrobi�em kilka lekkich przysiad�w, �eby pozby� si� uczucia zimna w stawach.- Nie chce siedzie� w butelce - �ali� si� Buster i szybkim ruchemwsun�� sobie wtyczk� przygotowuj�c si� do odprawy. Nieustannie przeciekaw inne sny. Mia�em pe�ne r�ce roboty utrzymuj�c w czysto�ci pozosta�ed�iny. S�dzi�em, �e przesiewaj� te m�zgi przed umieszczeniem ich nanaszych statkach.- Dobre m�zgi nie s� niezb�dne do pracy statku - odpar�em. - Tylkotakie, co dobrze pracuj�.- No to �ycz sobie, �eby te pracowa�y tak dobrze, jak twojawyobra�nia. Szejk wykry� ob�ok na wprost nas. Uderzymy w niego zanieca�e trzy godziny.- Jak� ma g�sto��?- Oko�o trzy i p� na metr sze�cienny. Pora deseru dla silnik�w.- Dobrze - ziewn��em i poczu�em wreszcie ciep�o w ko�ciach. - Mo�emyw��czy� kopa.- Miej oko na Marynarza - ostrzeg� mnie Buster kr�c�c si� nawszystkie strony przy wk�adaniu na siebie uprz�y. - Wyczyny tego d�inaprzechodz� po prostu wszelkie granice.- Lecz potrzebowali�my kogo�, kto umie stawia� �agle powiedzia�emniewinnie.Buster parskn�� �miechem i nacisn�� prze��cznik pokrywy. Nim okry�ago bia�a chmura zimnego snu, mrukn�� do mnie przez wyt�umiony plastyk: -Powodzenia. Znasz kapitana. Niekt�rzy ludzie musz� mie� problemy alboodbija im szajba.Poszed�em na mostek. Mi�nie n�g ju� mi si� rozlu�ni�y, a sennekoszmary - te bezkszta�tne wspomnienia, jakie prze�ladowa�y mnie nawet whibernacji - zatar�y si�. A wi�c Marynarz przecieka� do innych butelek.Tego za� d�ina szczeg�lnie nie chcieli�my mie� na swobodzie.. Nieustanne�ledzenie o�miu odr�bnych marze� sennych by�o a� nadto ci�k� robot�,aby jeszcze przejmowa� si� przeciekami. Z drugiej jednak strony w�a�nieto by�o moim zadaniem. Podczas obchodu mostka monitorowa�em d�iny, bymie� pewno��, �e S�dziwy Marynarz, Szejk Arabski, S�odka Alicja,Bullwinkle, Naugahyde, Sigmund, Thoreau i Escoffier s� szcz�liwi, gdynas prowadz� we �nie przez przestrze� kosmiczn�. Nastawiali czerpaki,trymowali �agle, szukali pokarmu dla silnik�w i zasilali wszystkieweso�o mrugaj�ce �liczne �wiate�ka na modu�ach regulacji biologicznej. Atacy ludzie, jak Buster, Sonya i ja, starali si� ustrzec ich przedzrozumieniem tego, co z nimi zrobiono.Poniewa� w rzeczywisto�ci nie byli d�inami i nie trzymano ich wbutelkach. Byli m�zgami, kt�re pracowa�y jako �ywe komputery,wsp�dzia�aj�c ze statkiem nad kontrolowaniem system�w zbyt wa�nych, bypowierzy� je jakimkolwiek maszynom, a butelki to po prostu ogranicznikipsychiczne, kt�re zamyka�y ich w �wiatach fantazji odpowiadaj�cychnale��cym do nich zakresom kierowania statkiem. By�a to swego rodzajupsychologia Botile'a zezwalaj�ca im posuwa� si� a� tak daleko i anikroku dalej.Przynajmniej tak to mia�o funkcjonowa�.A statek z d�inami, kt�rzy dowiedzieli si� prawdy - �e zostaliwypruci z umieraj�cych cia�, umieszczeni w kadziach z substancj�od�ywcz� i og�upieni a� do uwierzenia, �e prowadz� ca�kiem zwyczajne�ycie, ��cznie z przyjaci�mi kochankami, prac� zawodow�,przyjemno�ciami.. no c�, taki statek gin�� straszn� �mierci�. Zdarzy�osi� tak przedtem. Mo�e si� zdarzy� powt�rnie. Dlatego w�a�nie byli�myostro�ni.W po�owie drogi na mostek us�ysza�em przenikaj�ce statek dudnienie.�agle musia�y uderzy� w g�sty ob�ok wodoru. Uszcz�liwione silnikipo�kn�y go i wyrzuci�y z powrotem, daj�c nam niewielki wzrostprzyspieszenia w kierunku naszego spotkania z Zeta Reticuli IV.Na mostku pod��czy�em si� do mojej macierzy i sprawdzi�em monitory.Marynarz by� z powrotem na swoim miejscu; przynajmniej na razie. Dobre ito. Nie chcia�em, �eby ca�kiem zwin�� �agle albo pozostawi� je rozpi�tena przestrzeni pi�ciuset kilometr�w. Pola magnetyczne mog�y si� porwa�na strz�py jak p��tno �aglowe, kt�remu metaforycznie odpowiada�y - astatek bez �agli...S�dziwy Marynarz, S�odka Alicja i pozosta�e imiona by�y pseudonimamiwymy�lonymi przez tajemnicz� posta� Bary Trytona - niejakiego J.R.Mayhew, kt�rego nigdy nie spotka�em, ale dobrze pozna�em z racjioryginalnych - i trafnych - etykietek, jakimi obdarza� d�iny. Ja r�wnie�mia�em pieszczotliwe nazwy dla poszczeg�lnych system�w. W miar�przed�u�ania si� podr�y �apa�em si� jednak na tym, �e my�l� o nichraczej kategoriami J.R. ni� moimi w�asnymi.Na przyk�ad S�dziwy Marynarz i jego �ona, czaruj�ca drobna kobieta ow�osach spalonych wiatrem, z wachlarzykami zmarszczek w k�cikach oczu,�eglowali na siedmiometrowym keczu wok� wysp po�udniowego Pacyfiku.Morza by�y na og� spokojne, na wyspach zawsze mieszkali prymitywni, ale�yczliwi tubylcy. Jedynie dla zwi�kszenia iluzji od czasu do czasukomputer dorzuca� niewielki sztorm. Wy�y wiatry, palmy gi�y si� iszumia�y. Nad piaskiem i raf� koralow� kipia�a - morze. A Marynarz ijego �ona kochali si�, bezpieczni w chatce oddanej im przez wodza wyspy,a p�niej rozmawiali o tym, jak romantyczna by�a ich podr�, jak bardzo�ycie, kt�re prowadzili, przypomina�o raj.Ale co sobie pomy�li S�odka Alicja, kiedy wyjdzie ze swego lasu,�wiata zamieszkanego przez kar�y, elfy, rozumne zwierz�ta i m�wi�ceczajniki, i zastanie krajobraz morski tam, gdzie kiedy� by�y pola, orazcz�owieka spaceruj�cego po pla�y, kt�ry wygl�da zanadto prawdziwie, byby� cz�stk� jej �wiata?Nie, to by�aby kl�ska. Musia�em koniecznie znale�� jaki� spos�b nawzmocnienie nakazu utrzymuj�cego Marynarza w �wiecie jego fantazji. Tonie b�dzie �atwe. Marynarz, jak wi�kszo�� �eglarzy, by� oczywi�ciebardzo dociekliwy i zbyt inteligentny, by uwierzy� w przep�yni�cie pozakraw�d� �wiata.Zorientowa�em si�, �e nadszed� czas budzenia mojej partnerki naobch�d. - Dzie� dobry! - zanuci�em zmys�owo. - Po�egnaj swoje s�odkiesny i wracaj do �wiata pracy. Kr�tko m�wi�c, wyci�gaj ty�ek z tego pud�a.- Michael? Gdzie jeste�?- A gdzie mam by�? Na mostku.Spojrza�em na ekran. Alex wysz�a z kabiny i przyst�pi�a dointensywnej gimnastyki. Niska, muskularna, o male�kich piersiachrysuj�cych si� pod kombinezonem i ciemnych k�dzierzawych w�osachpodkre�laj�cych jej ch�opi�c� urod�, przypomina�a mi dziecko pr�buj�ceze wszystkich si� przebi� si� w �wiecie doros�ych. Ko�ysa�a si� nanogach umi�nionego tancerza; napi�cie w twarzy �wiadczy�o okoncentracji nad nadaniem ka�demu mi�niowi w�a�ciwego kszta�tu. Zawszechcia�a, �eby wszystko by�o jak nale�y. To w�a�nie czyni�o z niej tak�cholern� wa�niaczk�.- S� k�opoty? - zapyta�a.- Zn�w ten Marynarz. Pos�a�em paru kretynk�w, �eby sprawdzili, czynie ma uszkodze� mechanicznych.- Jaki� przeciek?- Buster mi powiedzia�, �e na bankiecie u Kr�lowej Kier pokaza� si�albatros.- K�amczuch - Alex obrzuci�a mnie w�ciek�ym spojrzeniem poprzezmonitor. R�ce na biodrach, r�wny oddech. Za grosz poczucia humoru.W�wczas powiedzia�em o ob�oku. To wywo�a�o u�miech na jej twarzy. -Ju� chyba czas, aby�my mieli troch� szcz�cia - odpar�a. - Zaraz b�d� nag�rze.Ekran zamigota�. - Nie �piesz si� - mrukn��em. Korzystaj�c zsamotno�ci w��czy�em sw�j uk�ad percepcyjny w obwody statku. Prze�ywa�emto, co czu�y sensory, widzia�em rzeczy, jakie niewielu ludzi mog�obysobie nawet wyobrazi�. Nasze �agle p�on�y g��bok� purpur�, ichultrafioletowe usztywnienia trzepota�y na tle wiecznej pr�ni. Moje oczywype�ni�y si� gwiazdami, czu�em palcami ka�d� molekularn� anihilacj�.M�g�bym tam zosta� na zawsze. Sp�ka nie potrzebowa�a d�in�w, leczludzi, takich jak ja. Niech si� spieraj� z cz�onkami swojej rady ozastosowania techniki kosmicznej. Wszystko mi jedno. Ja chcia�emzobaczy�, co tam jest. Chcia�em wiedzie�, co si� porusza w ciemno�ciach.Mo�e w atmosferze Zeta Reticuli IV jest chronit, mo�e go nie ma. Alebra� w tym udzia� osobi�cie, przez ca�e kilkana�cie lat to moja ambicja.Sze�� dziesi�tych c. Sto osiemdziesi�t tysi�cy kilometr�w na sekund�albo cztery i p� raza dooko�a �wiata mi�dzy jednym tykni�ciem �ciennegozegara a drugim. I za niespe�na godzin� b�dziemy z t� szybko�ci� p�dzi�z hukiem i trzaskiem przez gazowy ob�ok. Prawdopodobnie nie obejdzie si�bez strat. Zamieniamy sw�j margines bezpiecze�stwa na czas, na jakie�sto kiloton czystego wodoru z�apanego w pu�apk� naszych �agli,skupionego w magnetycznym uwi�zieniu, po czym stopionego w dodatkowymwytrysku si�y ci�gu. Zyskamy trzyprocentowy wzrost przyspieszenia iodpowiednie skr�cenie czasu, jaki pozosta� do manewru zwrotu, tote�wcze�niej rozpoczniemy deceleracj� i powoli, dostojnie przejdziemy przezuk�ad Zeta Reticuli. Dzi�ki temu spokojnie przyjrzymy si� Reticuli IV iwystrzelimy d�ina p�ci �e�skiej - Kr�lewn� �nie�k�, teraz u�pion� - naorbit� wok� tej zwodniczej niebieskobia�ej planety. R�wnocze�nie napowierzchni� zejdzie siedem automatycznych sond i zacznie wysy�a�informacje, kt�re �nie�ka przeka�e nam, gdy b�dziemy odlatywa�. Je�liprze�yjemy. Je�li kolizja z chmur� wodoru, ku kt�rej zmierzamy, niezetrze nas na kosmiczny py�.- Zejd� z ob�ok�w, Michael. Nie mo�esz mie� gwiazd wy��cznie dla siebie.- Hm?- Lubi� zakosztowa� smaku gwiazd tak samo jak ty, ale dlaczegoMarynarz nie zmieni� konfiguracji naszych �agli? Usadawiaj�c si� wmacierzy Alex bacznie mi si� przygl�da�a.- Pytam ci�...- Wiem, o co pyta�a�. Zmiana konfiguracji �agli nie jest przewidywanaprzez najbli�sze dwie i p� minuty.- To zostanie nam strasznie ma�o czasu.- Mnie tego nie m�w. Przekonaj instrukcj� obs�ugi. - Wys�a�em na jejmonitor odpowiednie linijki tekstu, poczym odwr�ci�em si� i pilnieobserwowa�em s�owa, kt�re przemyka�y po moim.... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl