Mgły odpływają o świcie, Ebooki, George R R Martin

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
5220
George R. R. Martin
Mgły odpływają o świcie
Pierwszego dnia po wylądowaniu przyszedłem wcześniej na
śniadanie, ale Sanders juŜ był na balkonie jadalni. Stał
samotnie przy balustradzie spoglądając na góry i mgłę.
Podszedłem do niego i mruknąłem mu "Dzień dobry". Nie
pofatygował się, Ŝeby mi odpowiedzieć.
Pięknie tu, prawda? zapytał nie odwracając głowy.
Miał rację.
Mgła kłębiła się zaledwie kilka stóp poniŜej balkonu
rozbryzgując się widmowymi grzywaczami o głazy zamku Sandersa.
Gruby, biały koc rozciągał się od horyzontu po horyzont kryjąc
pod sobą wszystko. Daleko na północy mogliśmy dostrzec szczyt
Czerwonego Ducha wygięte ostrze szkarłatnej skały wbijające
się w niebo lecz nic więcej. Pozostałe góry znajdowały się
jeszcze poniŜej poziomu mgły.
My jednak byliśmy nad nią. Sanders wzniósł swój hotel na
szczycie najwyŜszej góry tego pasma. Unosiliśmy się samotnie na
powierzchni skłębionego białego oceanu: latający zamek pośród
morza chmur.
Zamek Chmur, tak właśnie Sanders nazwał to miejsce. Łatwo
było zrozumieć dlaczego.
Zawsze tak jest? zapytałem go, kiedy juŜ nasyciłem się
widokiem.
Przy kaŜdym odpływie mgieł odparł odwracając się do
mnie z pełnym zadumy uśmiechem. Był grubym męŜczyzną o
jowialnej czerwonej twarzy tacy ludzie rzadko uśmiechają
się z zadumą. On jednak to uczynił.
Wskazał na wschód, gdzie wznoszące się ponad mgły słońce
Planety Widm rozpalało na porannym niebie szkarłatnopomarańczo
wy spektakl.
Słońce powiedział. Kiedy wschodzi, ciepło zapędza
mgły z powrotem do dolin, zmusza je do ustąpienia z gór, które
udało im się zdobyć w nocy. Mgły opadają, stopniowo odsłaniając
kolejne szczyty. Około południa widać juŜ całe pasmo. Czegoś
takiego nie ma ani na Ziemi, ani nigdzie indziej. Uśmiechnął
się ponownie i zaprowadził mnie do jednego ze stolików
rozstawionych na balkonie. A potem, o zachodzie słońca,
wszystko ulega odwróceniu. Dziś wieczorem musi pan obejrzeć
przypływ mgieł dodał.
Kiedy usiedliśmy i krzesła wyczuły naszą obecność,
natychmiast pojawił się ugrzeczniony robokelner. Sanders
zignorował go.
To wojna powiedział. Odwieczna wojna między słońcem
i mgłą. Mgła wygrywa. Panuje w dolinach, na równinach i na
brzegach morza. Słońce ma zaledwie kilka górskich szczytów, a i
to tylko za dnia.
Zamówił u robokelnera kawę, Ŝebyśmy mieli czym się zająć,
czekając na przybycie pozostałych. Rzecz jasna, kawa miała być
świeŜo parzona; Sanders nie uznawał na swojej planecie Ŝadnych
błyskawicznych namiastek ani syntetycznych imitacji.
Podoba się panu tutaj stwierdziłem, kiedy czekaliśmy
Strona 1
5220
na zrealizowanie zamówienia.
Sanders roześmiał się.
A czemu miałoby mi się nie podobać? W Zamku Chmur jest
wszystko: dobra Ŝywność, rozrywki, gry hazardowe plus
domowe wygody. A dodatkowo jeszcze ta planeta. Mam
chyba to, co najlepsze, prawda?
Przypuszczam, Ŝe tak. Ale większość ludzi nie myśli w
taki sposób. Nikt nie przylatuje na Planetę Widm ze względu na
gry hazardowe ani na jedzenie.
Sanders skinął głową.
Ale czasem zjawiają się myśliwi. Polują na górskie koty
i diabły nizinne. A co jakiś czas przyjeŜdŜa ktoś, kto chce
obejrzeć ruiny.
Być moŜe odparłem. Ale to są wyjątki. Większość
pańskich gości przybywa tu z innego powodu.
Jasne zgodził się z uśmiechem. Widma.
Widma potwórzyłem. Ma pan tutaj piękne widoki,
moŜliwości polowania, łowienia ryb i uprawiania wspinaczki,
lecz Ŝadna z tych atrakcji nie jest w stanie przyciągnąć
turystów. PrzyjeŜdŜają wyłącznie z powodu widm.
Pojawiły się dwa parujące dzbanki z kawą i jeden mniejszy,
z gęstą śmietanką. Kawa była bardzo mocna, bardzo gorąca i
bardzo dobra. Po kilku tygodniach odŜywiania się sztucznymi
potrawami na statku stanowiła dla mnie prawdziwe przebudzenie.
Sanders pił małymi łykami nie spuszczając ze mnie
badawczego spojrzenia.
Pan teŜ przyleciał z powodu widm powiedział wreszcie
odstawiając z namysłem filiŜankę.
Wzruszyłem ramionami.
Oczywiście. Moich czytelników nie interesują krajobrazy,
choćby najbardziej malownicze. Dubowski i jego ludzie są tu po
to, Ŝeby odnaleźć widma, a ja mam relacjonować poszukiwania.
Sanders miał zamiar coś odpowiedzieć, lecz nie zdąŜył,
gdyŜ niespodziewanie odezwał się ostry, suchy głos:
O ile w ogóle jest tu czego szukać.
Odwróciliśmy się w stronę wejścia na balkon. MruŜąc oczy w
ostrym świetle poranka stał doktor Charles Dubowski, szef
zespołu badawczego przysłanego na Planetę Widm. Tym razem udało
mu się gdzieś zgubić towarzyszące mu zwykle stadko
asystentów.
Dubowski zatrzymał się na sekundę, po czym podszedł do
naszego stolika, odsunął krzesło i usiadł. Natychmiast
podjechał do niego robokelner.
Sanders zmierzył szczupłego naukowca niechętnym
spojrzeniem.
Dlaczego uwaŜa pan, Ŝe nie ma tu Ŝadnych widm, doktorze?
zapytał.
Dubowski wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.
Po prostu nie wydaje mi się, Ŝeby istniały na to
dostateczne dowody odparł. Ale proszę się nie obawiać:
nigdy nie pozwalam, Ŝeby moje odczucia wpływały na przebieg
pracy. Podobnie jak wszystkim, najbardziej zaleŜy mi na
prawdzie, dlatego moja ekspedycja będzie całkowicie
bezstronna. JeŜeli są tu jakieś widma, na pewno je znajdę.
Strona 2
5220
Albo one znajdą pana powiedział powaŜnie Sanders. A
to moŜe okazać się niezbyt przyjemne.
Dubowski parsknął śmiechem.
Niech pan da spokój, Sanders! To, Ŝe mieszka pan w zamku,
nie oznacza, Ŝe od razu musi pan być tak melodramatyczny.
Proszę się nie śmiać, doktorze. PrzecieŜ wie pan, Ŝe
widma zabiły juŜ wielu ludzi.
Nie ma na to Ŝadnych dowodów odparł Dubowski.
Absolutnie Ŝadnych. Tak samo, jak nie ma dowodów na istnienie
widm. Ale właśnie po to tu jesteśmy: Ŝeby znaleźć dowody lub
jednoznacznie stwierdzić, Ŝe ich nie ma. Dajmy jednak temu
spokój, umieram z głodu.
Dubowski i ja zamówiliśmy steki z górskiego kota, a do
tego cały koszyczek gorących, świeŜych bułeczek. Sanders
skorzystał z tego, Ŝe nasz statek przywiózł dostawę ziemskich
produktów i kazał sobie podać gruby plaster szynki z pół
tuzinem jaj.
Mięso górskiego kota smakuje tak, jak juŜ od wielu stuleci
nie smakuje mięso Ŝadnego ziemskiego zwierzęcia. Zjadłem z
apetytem moją porcję, natomiast Dubowski zostawił swoją prawie
nie tkniętą. Był zbyt zajęty mówieniem, Ŝeby jeść.
Nie powinien pan lekcewaŜyć widm powiedział Sanders,
kiedy robokelner odjechał do kuchni z naszymi zamówieniami.
Jest całe mnóstwo dowodów: dwadzieścia dwa zgony od chwili
odkrycia tej planety i dziesiątki relacji naocznych świadków,
którzy widzieli widma.
Zgadza się przyznał Dubowski ale moim zdaniem to nie
są Ŝadne dowody. Zgony? Owszem. Tyle tylko, Ŝe większość z nich
to zwykłe zaginięcia. Ci ludzie najprawdopodobniej spadli ze
skał, zostali poŜarci przez górskie koty albo coś w tym
rodzaju. W tej mgle nie ma mowy o odnalezieniu ciał. Na
Ziemi codziennie znika bez śladu więcej ludzi i nikt nie
poświęca temu specjalnej uwagi, lecz za kaŜdym razem, kiedy
tutaj ktoś zaginie, wszyscy twierdzą, Ŝe to sprawka widm.
Przykro mi, ale dla mnie to za mało.
Jednak niektóre ciała odnaleziono, doktorze
zauwaŜył spokojnie Sanders. Były potwornie okaleczone i to
bynajmniej nie w wyniku upadku z duŜej wysokości ani przez
górskie koty.
Nadszedł czas, Ŝebym i ja zabrał głos.
Z tego, co wiem, znaleziono tylko cztery ciała
powiedziałem. A wiem sporo, bo dość dokładnie badałem sprawę
widm.
Sanders zmarszczył brwi.
W porządku przyznał. Ale co z tymi czterema
przypadkami? Moim zdaniem stanowią zupełnie wystarczający
dowód.
Mniej więcej w tym momencie na stole pojawiło się
jedzenie, lecz Sanders nie zaprzestał dyskusji.
Weźmy na przykład pierwsze spotkanie ciągnął. Nigdy
nie udało się tego do końca wyjaśnić. Mówię o ekspedycji
Gregora.
Skinąłem głową. Dave Gregor dowodził statkiem, który przed
prawie siedemdziesięciu pięciu laty odkrył Planetę Widm.
Strona 3
5220
Zajrzał pod warstwę mgły za pomocą przyrządów zainstalowanych
na pokładzie, a następnie wylądował na nadbrzeŜnej równinie i
wysłał zespoły badawcze.
KaŜdy zespół składał się z dwóch dobrze uzbrojonych ludzi.
Z jednego powrócił samotny, rozhisteryzowany człowiek. W
gęstej mgle rozdzielił się ze swoim partnerem i w pewnej
chwili usłyszał mroŜący krew w Ŝyłach krzyk. Kiedy udało mu
się odnaleźć przyjaciela, ten nie dawał juŜ znaku Ŝycia, a
nad ciałem stała jakaś postać.
MęŜczyzna opisał zabójcę jako istotę podobną do człowieka,
wzrostu około ośmiu stóp i jakby dziwnie bezcielesną.
Twierdził, Ŝe gdy wystrzelił do niej z blastera, promień
przeszedł na wylot, nie czyniąc jej Ŝadnej szkody. Zaraz potem
istota zafalowała i zniknęła we mgle.
Gregor wysłał ludzi na poszukiwania. Udało im się odszukać
zwłoki, lecz nic więcej. Bez specjalnego ekwipunku nawet
powtórne trafienie we mgle do tego samego miejsca nastręczało
sporo trudności, a cóŜ dopiero mówić o znalezieniu tajemniczej
istoty.
Tak więc relacja nie została potwierdzona, lecz mimo to
po powrocie wyprawy na Ziemię wywołała niemałą sensację.
Wysłano kolejny statek w celu przeprowadzenia dokładnych badań,
ale misja nie przyniosła Ŝadnych rezultatów tyle tylko, Ŝe
jeden z zespołów badawczych zaginął bez śladu.
W ten sposób narodziła się i zaczęła szybko rosnąć legenda
widm. Na planecie lądowały coraz to nowe statki, pojawili się
koloniści, by wkrótce przenieść się gdzie indziej, a pewnego
dnia przyleciał Paul Sanders i wzniósł Zamek Chmur, aby turyści
mogli bezpiecznie odwiedzać tajemniczą Planetę Widm.
Miało jeszcze miejsce wiele zgonów i zaginięć, niemało
ludzi twierdziło zaś, Ŝe udało im się dostrzec snujące się
wśród mgieł widma. A potem ktoś odkrył ruiny. Teraz były to
tylko poprzewracane kamienne bloki, które jednak kiedyś tworzyły
jakieś budowle domostwa widm, jak utrzymywali niektórzy.
Rzeczywiście, istniało sporo dowodów, pomyślałem. Część z
nich była bardzo trudna do podwaŜenia. Mimo to Dubowski
energicznie potrząsnął głową.
Sprawa Gregora niczego nie dowodzi stwierdził. Wie
pan równie dobrze jak ja, Ŝe ta planeta nigdy nie została
dokładnie zbadana. Szczególnie niziny, gdzie wylądował statek
Gregora. Tamtego człowieka najprawdopodobniej zabiło jakieś
nieznane zwierzę, występujące tylko na tym terenie.
A co z zeznaniami jego partnera? zapytał Sanders.
To zwykła histeria.
A inne spotkania? Było ich bardzo duŜo, a świadkowie nie
zawsze wpadali w histerię.
To niczego nie dowodzi odparł Dubowski kręcąc głową.
Na Ziemi mnóstwo ludzi utrzymuje, Ŝe widziało duchy albo
latające spodki. Tutaj, w tej cholernej mgle, znacznie łatwiej
o pomyłki i halucynacje. Wycelował w Sandersa nóŜ, którym
smarował bułkę. Wszystko przez tę mgłę. Historia z widmami
dawno by przycichła, gdyby nie ona. AŜ do tej pory nikt nie
miał odpowiedniego wyposaŜenia ani pieniędzy, Ŝeby
przeprowadzić dokładne badania, ale my je mamy i wreszcie
Strona 4
5220
tego dokonamy. Dowiemy się, jak wygląda prawda.
Sanders skrzywił się.
Pod warunkiem, Ŝe uda wam się przeŜyć. MoŜe widmom nie
spodobają się wasze badania?
Nie rozumiem pana, Sanders powiedział Dubowski.
JeŜeli tak bardzo boi się pan widm i jest przekonany, Ŝe one
się tu wszędzie wałęsają, to czemu w ogóle pan tutaj mieszka?
W Zamku Chmur są odpowiednie zabezpieczenia poinformo
wał go Sanders. Piszemy o nich w broszurze, którą wysyłamy
potencjalnym klientom. Nikomu nie grozi tu najmniejsze
niebezpieczeństwo. Przede wszystkim dlatego, Ŝe widma nigdy nie
wychodzą z mgły, a my przez prawie cały dzień jesteśmy w pełnym
słońcu. W dolinach, to zupełnie inna sprawa.
Bzdurne przesądy. Moim zdaniem te "widma z mgieł" to
zwykłe ziemskie duchy przeniesione na nowy teren produkty
czyjejś wyobraźni. Ale moje zdanie nie ma najmniejszego
znaczenia. Zaczekam na wyniki badań i wtedy zobaczymy. Jeśli
pańskie widma istnieją naprawdę, nie uda im się przed nami
ukryć.
Sanders spojrzał na mnie.
A co pan o tym myśli? Zgadza się pan z nim?
Jestem dziennikarzem odpowiedziałem ostroŜnie. Moje
zadanie polega na relacjonowaniu wydarzeń. Widma są słynne, a
moi czytelnicy bardzo się nimi interesują. Nie mam Ŝadnego
zdania na ten temat, a nawet jeśli mam, to nie uwaŜam za
stosowne nikogo o nim informować.
Sanders umilkł i zaatakował energicznie swój plaster
szynki. Dubowski skierował rozmowę na temat szczegółów
dochodzenia, jakie miał zamiar przeprowadzić. Pozostała część
posiłku upłynęła przy akompaniamencie jego entuzjastycznych
wynurzeń na temat pułapek na widma, planów poszukiwań,
automatycznych sond i czujników. Słuchałem go uwaŜnie, notując
w pamięci szczegóły, które mogły mi się przydać podczas pisania
artykułu na ten temat.
Sanders takŜe słuchał z uwagą, lecz z wyrazu jego twarzy
moŜna było łatwo wyczytać, Ŝe nie jest zachwycony tym, co
słyszy.
Tego dnia nie wydarzyło się juŜ nic szczególnego. Dubowski
spędził większość czasu na lądowisku połoŜonym na niewielkim
płaskowyŜu poniŜej zamku, doglądając wyładunku wyposaŜenia. Ja
napisałem artykuł o jego planach i wysłałem go na Ziemię,
Sanders zaś, jak mi się wydaje, zajmował się innymi gośćmi i
robił to wszystko, co zwykle robi właściciel hotelu.
O zachodzie słońca ponownie wyszedłem na balkon, by
obejrzeć przypływ mgieł.
Tak jak powiedział Sanders, to była wojna. Rano
oglądałem zwycięstw słońca w pierwszej z toczonych codziennie
bitew, lecz teraz konflikt wybuchł na nowo. W miarę jak
spadała temperatura, mgły wspinały się coraz wyŜej. Wiotkie
szarobiałe macki wypełzały bezszelestnie z dolin owijając się
wokół poszarpanych szczytów niczym upiorne palce. Potem te
palce robiły się coraz grubsze i mocniejsze, ciągnąc za sobą
mgłę.
Ogołocone, wyrzeźbione przez wiatr szczyty jeden po drugim
Strona 5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl